fbpx
Janusz Poniewierski
Janusz Poniewierski, zdj. Michał Lichtański
Janusz Poniewierski lipiec-sierpień 2020

Czy to naprawdę ty?

Rośnie dziś w Polsce liczba osób, które uważają, że Kościół może i jest zwiastunem jakiejś nowiny, ale na pewno nie jest to nowina dobra dla wszystkich. Wzrasta też liczba tych, którzy – stając wobec instytucji Kościoła – czują się „ubodzy” i w jakimś sensie bezbronni.

Artykuł z numeru

Przystanek: miasto

Przystanek: miasto

Duże wrażenie zrobił na mnie fragment listu abp. Grzegorza Rysia, w którym ten niedawno mianowany administrator diecezji kaliskiej zwrócił się do wiernych czasowo powierzonych jego pieczy, przytaczając dramatyczne słowa Jana Chrzciciela: „Czy Ty jesteś tym, który miał przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”.

Pytanie uwięzionego proroka było skierowane do Jezusa. Jan zadał je, bo najprawdopodobniej przestał Chrystusa rozumieć. Jego oczekiwania i wyobrażenia dotyczące roli Mesjasza rozminęły się jakoś z rzeczywistością. „Możemy [tu] wyczuć dramat człowieka, który w życiu postawił wszystko na Jezusa (…) – pisze autor listu – a teraz (…) zaczynają nim targać wątpliwości!”.

Grzegorz Ryś – z właściwą sobie (a rzadką w Kościele w Polsce) umiejętnością odczytywania Pisma Świętego przez pryzmat tego, co „tu i teraz” – odnosi to Janowe pytanie do nas, polskich katolików A.D. 2020. Jego zdaniem to my – w pewnym sensie, rzecz jasna – znaleźliśmy się dziś w sytuacji św. Jana Chrzciciela.

Wielu z nas przecież całkiem dosłownie „postawiło w życiu wszystko na Kościół”. A teraz cierpimy, czujemy się rozczarowani i przeżywamy rozterki. „Konfrontowani raz po raz z czynami ludzi Kościoła, musimy się zmagać z narastającymi w nas wątpliwościami, a na usta ciśnie się Janowe pytanie: »Czy to naprawdę ty? Czy nie innego mamy prawo oczekiwać?!«”.

To „nasze pytanie – kontynuuje arcybiskup – jest pewnie nawet boleśniejsze: Jan zmagał się [bowiem] z niezrozumieniem jakoś kontrowersyjnych, ale DOBRYCH czynów Jezusa. My zderzamy się z GRZECHEM – ciężkim i skrywanym, dramatycznie uderzającym w dzieci i młodzież, gorszącym i deprawującym Kościół »od środka«”.

Może się mylę, trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że łódzki metropolita – pisząc o cierpieniu, wynikającym ze zderzenia z grzechem ludzi Kościoła – dzieli się z nami także i swoim bólem. I za tę szczerość (oraz najgłębiej pojęte współ-czucie, solidarność pasterza z jego owczarnią) jestem mu bardzo wdzięczny.

Muszę jednak do tego porównania z Janem Chrzcicielem coś dodać. Otóż nasza sytuacja jest „pewnie nawet boleśniejsza” może i dlatego, że zwracamy się z tym pytaniem do Kościoła (choć niektórzy zapewne zadają je także i samemu Bogu: czy rzeczywiście mieszka On w tym Kościele?). I tu właśnie tkwi zasadnicza różnica. Bo Chrzciciel, słysząc odpowiedź Jezusa, zyskał pokrzepienie i pokój serca, my zaś… Szkoda gadać!

Abp Grzegorz Ryś pięknie mówi o tym, by – ilekroć mamy z Kościołem problem – wracać do Chrystusa i Jego Ewangelii. Święte słowa. Nam, ludziom dobrej woli (nie tylko wierzącym), trudno się wszak nie zgodzić z postulatem „przyznania pierwszeństwa osobie przed przepisem, prawem i instytucją”. To przecież ewangeliczne abecadło (i swoisty fundament praw człowieka, a także szczepionka przeciwko wszelkim zagrażającym jednostce totalizmom). Zdumiewające tylko, że – po 1050 latach chrześcijaństwa – część hierarchii kościelnej w Polsce zachowuje się tak, jakby usłyszała o tym po raz pierwszy w życiu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się