fbpx
Janusz Poniewierski lipiec-sierpień 2013

Nie lękajmy się stanąć w prawdzie

Głównym zarzutem wobec Kościoła nie jest to, że zdarzają się księża pedofile. Problem polega na tym, że instytucja kościelna chowa i chroni sprawców, zamiast pomóc ofiarom.

Artykuł z numeru

Aubrey de Grey: Możemy zatrzymać śmierć

Aubrey de Grey: Możemy zatrzymać śmierć

Głośna książka holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka Lękajcie się o pedofilii w polskim Kościele przypomina mi nieco – zachowując, rzecz jasna, proporcje – publikacje Jana Tomasza Grossa poświęcone polskiemu antysemityzmowi. Oczywiście, jak najdalszy jestem od porównywania problematyki podjętej przez obu badaczy. Chodzi mi raczej o przełamywanie przez nich tematów tabu, o − również metodologiczną − odwagę budowania syntez i wyciągania wniosków, wreszcie o reakcję opinii publicznej na ogłaszane przez nich wyniki badań. Z reguły wywołują one święte oburzenie i uruchamiają rozmaite mechanizmy obronne, na czele z wyparciem − usunięciem problemu ze świadomości (także społecznej, a nie tylko indywidualnej).

Łatwo jest spostponować książkę Overbeeka. Pokazać, że została napisana z pozycji zewnętrznego badacza problemu, a nie „z wnętrza” Kościoła, i w związku z tym pełno w niej antyklerykalnych uprzedzeń i stereotypów. Że jej autorem powinien być raczej socjolog (najlepiej gdyby był jeszcze katolickim duchownym), a nie dziennikarz, w dodatku niekatolik i cudzoziemiec, nierozumiejący polskiej specyfiki i religijności. Dalej: że opiera się ona na wątpliwych − bo zanonimizowanych i w związku z tym łatwych do zakwestionowania − źródłach. Wreszcie: że Kościół w Polsce nie ma sobie aż tak wiele do zarzucenia, bo przypadki występowania pedofilii wśród duchownych nie przekraczają średniej krajowej. A tak w ogóle to pedofilski skandal był wprawdzie możliwy w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej, ale nie tutaj – w kraju, który wydał świętego papieża. Bo przecież „Polonia semper fidelis” – i dlatego pedofilia u nas „nie przejdzie”.

Czy na pewno? W kontekście powyższych zastrzeżeń autor cytuje opinię wybitnego katolickiego psychoterapeuty ks. Hansa Zollnera, profesora Gregorianum i przewodniczącego komitetu organizacyjnego rzymskiego sympozjum poświęconego pedofilii (2012 r.): „Nie ma podstaw, by przyjąć, że w Kościele polskim nie było przypadków nadużyć seksualnych. Jednak skala tego zjawiska pozostaje nieznana”.

Oczywiście, można się spierać co do rozmiarów przestępstwa pedofilii w naszym Kościele. Episkopat na przykład, ustami swego rzecznika, ogranicza to zjawisko do liczby 27 księży do tej pory za czyn ten prawomocnie skazanych; Overbeek z kolei (pokazując mechanizmy, dzięki którym wiedza o uwikłaniu ludzi Kościoła w grzech pedofilii stawała się – i w Ameryce, i w Europie − coraz bardziej jawna) twierdzi, że to tylko wierzchołek góry lodowej, z którą kiedyś trzeba będzie się zmierzyć.

Odłóżmy jednak na bok liczby: owych 27 skazanych w ciągu dziesięciu lat i owe setki, których istnienia domyśla się Overbeek. W końcu to nie one stanowią o istocie problemu.  Jakkolwiek by liczyć – powiada bowiem holenderski dziennikarz − trzeba mieć na uwadze trzy rzeczy.

„Po pierwsze, głównym zarzutem wobec Kościoła nie jest to, że bywają w nim pedofile, tylko to, że Kościół ich krył i nierzadko nadal kryje. Ludzi o skłonnościach pedofilskich można znaleźć również w innych zawodach (…). Problem polega jednak na tym, że instytucja kościelna chowa i chroni sprawców, zamiast pomóc ofiarom. (…)

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się