Przykład takiej komunikacji – przynajmniej ostatnio – idzie z góry. Myślę tu przede wszystkim o świątecznym przemówieniu Benedykta XVI do pracowników Kurii Rzymskiej, w którym Papież mówił o seksualnym wykorzystywaniu dzieci przez niektórych (ale jednak wielu!) ludzi Kościoła i otaczającej ów proceder zmowie milczenia. Spora część faktów wyszła na jaw w czasie, w którym w Kościele katolickim obchodzono Rok Kapłański. „Tym bardziej byliśmy zszokowani – powiedział Biskup Rzymu – gdy właśnie w tym roku, w wymiarze dla nas niewyobrażalnym, dowiedzieliśmy się o nadużyciach (…) popełnionych przez kapłanów, którzy wypaczyli sakrament w jego przeciwieństwo: pod płaszczykiem sacrum głęboko raniąc osobę ludzką w jej dzieciństwie i wyrządzając jej szkodę na całe życie”.
Benedykt XVI przywołał w tym kontekście wizję dwunastowiecznej mniszki świętej Hildegardy z Bingen, która ujrzała Kościół jako kobietę, odzianą w łachmany i brudną – z powodu grzechów księży. „W tym roku przeżyliśmy to, co widziała Hildegarda – mówił Papież. – Musimy pytać, co błędnego było w naszym przepowiadaniu, w sposobie kształtowania życia chrześcijańskiego, że coś takiego mogło się wydarzyć. Musimy znaleźć nową stanowczość w wierze i dobru. Musimy być zdolni do pokuty. Musimy uczynić wszystko, co możliwe, w procesie przygotowania do kapłaństwa, aby coś takiego nie mogło się już wydarzyć (…). Musimy przyjąć to upokorzenie jako wezwanie do prawdy i wewnętrznej odnowy. (…) Musimy pytać, co możemy zrobić, by naprawić – na ile to możliwe – popełnione niesprawiedliwości (…). Musimy pomóc ofi arom i przywrócić im zaufanie do Kościoła…” (podkreśl. moje – J.P.). Kilka tygodni wcześniej, jesienią 2010 roku, ukazała się książka wywiad niemieckiego dziennikarza Petera Seewalda z Benedyktem XVI Światłość świata. Książka, dodajmy, dość niezwykła, gdyż obaj panowie rozmawiali ze sobą bardzo szczerze. Rozmawiali naprawdę, nie było więc tak, że jeden przesłał wcześniej pytania, a drugi pisemnie na nie odpowiedział. Papież nie odmówił też odpowiedzi na żadne z pytań, zaś „autoryzując tekst, nie zmieniał wypowiedzianych słów i wprowadził jedynie drobne korekty w miejscach, gdzie rzeczowe doprecyzowanie uważał za konieczne”. Światłość świata została opublikowana w momencie kryzysu zaufania do Kościoła katolickiego i w obliczu oskarżeń, a w najlepszym razie podejrzeń, kierowanych pod adresem samego Papieża. Nic dziwnego zatem, że z jej pomocą chciano podjąć dialog ze światem, wyjaśnić motywy, jakie kierują Biskupem Rzymu, kiedy mówi albo robi coś niepopularnego, nawiązać nić porozumienia z tak zwaną opinią publiczną, a kiedy trzeba – publicznie przyznać się do błędu albo ostrzec ludzkość przed katastrofą. Zarówno Benedykt XVI, jak i stawiający mu trudne pytania Seewald wywiązali się z tej roli znakomicie, a my, czytelnicy książki, mamy szansę poznać, zrozumieć i polubić (!) papieża Ratzingera, przez wiele lat – przed jego wyborem – bez cienia sympatii przedstawianego w mediach jako „pancerny kardynał” i „inkwizytor”. Niestety, nie wszyscy tę szansę wykorzystali – i tak zamiast porozumienia Kościoła ze światem doszło do kolejnego nieporozumienia. A stało się tak za sprawą jednej, stosunkowo niewielkiej wzmianki o prezerwatywie i jej roli w walce z pandemią AIDS. Słowa Biskupa Rzymu przyjęto bowiem – jak się okazało, niesłusznie! – jako zapowiedź zmiany nauczania Kościoła w odniesieniu do antykoncepcji, i głównie temu część mediów poświęciła swoje relacje i omówienia (w jednym z włoskich dzienników informację o książce opatrzono nawet tytułem Habemus condom), tak że Peter Seewald w pewnym momencie zgryźliwie zauważył, iż „głęboki intelektualny i moralny kryzys świata, o którym mówi Benedykt XVI, dotyczy również dziennikarzy”. W tej sytuacji do zabrania głosu poczuła się zobligowana Kongregacja Nauki Wiary, przypominając, że Papież nie mówił wcale o mechanicznej „regulacji poczęć”, a jego słowa padły w kontekście AIDS i dotyczyły nieuporządkowanych relacji seksualnych, w których „użycie prezerwatywy z intencją zmniejszenia ryzyka infekcji może być pierwszym krokiem na drodze ku bardziej ludzkiej seksualności”, co oczywiście nie znaczy, że kondomy mogą rozwiązać problem wirusa HIV.