To brzmi jak banał, niemniej my, katolicy, winniśmy to sobie wciąż na nowo przypominać i uświadamiać: czwarty punkt deklaracji Nostra aetate jest kamieniem milowym w dziejach relacji katolicko-żydowskich. Takie kamienie nie są nigdy jedynie punktami dojścia, ale i punktami wyjścia. Przypominają o celu wędrówki, który nie został jeszcze osiągnięty. Wskazują dalszą drogę – i „mówią”, że warto iść naprzód.
Na przykładzie tej deklaracji dobrze widać, czym jest w Kościele tradycja: źródłem „żywej” (świeżej) wody, a nie cysterną do przechowywania wody stojącej i narażonej na zmętnienie. W tekście tym bowiem – mimo jego niskiej rangi doktrynalnej (to „tylko” deklaracja) – wciąż tkwi ogromny potencjał do zmiany myślenia i działania. Jak napisano w 2015 r. w ogłoszonych przez Stolicę Apostolską „Refleksjach o kwestiach teologicznych odnoszących się do relacji katolicko-żydowskich”: „Nostra aetate (nr 4) słusznie zaliczana jest do tych dokumentów II Soboru Watykańskiego, które były zdolne, by od tej pory w sposób szczególny wpłynąć na nowy kierunek Kościoła katolickiego” (podkreśl. moje – J.P.).
Były do tego zdolne i – przynajmniej w odniesieniu do czwartego punktu Nostra aetate – rzeczywiście znacząco nań wpłynęły i wciąż wpływają. I nie chodzi tu jedynie o ów jednorazowy „przewrót kopernikański”, jakim było nowe spojrzenie na judaizm, ani o zmianę kościelnej praktyki w odniesieniu do Żydów, ale i o to, że w ciągu ostatnich 50 lat Nostra aetate sukcesywnie zmieniała katolicką teologię. Mówił o tym – podczas sesji zorganizowanej w Warszawie przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów (jesienią 2015) – bp Grzegorz Ryś, ukazując głębokie różnice, dzielące komentarze teologiczne, pisane tuż po publikacji Nostra aetate i dużo później. Tekst deklaracji jest oczywiście ten sam – to nasze widzenie staje się coraz wyraźniejsze. Dzięki poniekąd wpisanej w nią zdolności „wpływania na nowe kierunki” myślenia (głównie chrześcijan, ale i Żydów, którzy gotowi są tę deklarację czytać i nad nią medytować) coraz głębiej wnikamy w jej tekst. Zaczynamy dostrzegać takie możliwości interpretacji, o jakich pół wieku temu jeszcze w ogóle się nam nie śniło. W tej sytuacji trudno się dziwić, że autorzy wspomnianych „Refleksji…” widzą w Nostra aetate „nowy impuls dla przyszłości”, „punkt wyjścia do pogłębienia myśli teologicznej, tak aby wzbogacić i zintensyfikować wymiar teologiczny dialogu żydowsko-katolickiego”.
Długa jest lista tematów stricte teologicznych, którymi powinni się zająć (i już się zajmują m.in. w ramach Międzynarodowej Rady Chrześcijan i Żydów) przedstawiciele obu tradycji religijnych, kontynuując dialog rozpoczęty pół wieku temu. Osobnym zagadnieniem jest dalsza praca nad „oczyszczeniem pamięci”, a także namysł nad możliwościami współdziałania w dziele „naprawy świata” (tikkun olam). To ostatnie dotyczy m.in. troski o środowisko, ale i budowania pokoju między ludźmi, narodami i religiami. Problemem prawdziwie palącym jest w tym kontekście otwarcie się na muzułmanów. Pisał kiedyś Stefan Wilkanowicz, że jednym z najważniejszych wyzwań XXI w. będzie trialog chrześcijańsko-żydowsko-muzułmański. My, chrześcijanie, będąc jedną ze stron owego trialogu, możemy też odgrywać rolę pośrednika pomiędzy potomkami Izaaka i Izmaela. Możemy im pomóc w spotkaniu i nawiązaniu braterskiej rozmowy (bez naszego pośrednictwa takie spotkanie mogłoby okazać się dla obu stron zbyt trudne. To zatem kwestia odpowiedzialności).