fbpx
z o. Józefem Puciłowskim OP rozmawia Janusz Poniewierski październik 2008

Nam brakuje jego dynamiki

Jan Paweł II był wizjonerem, kimś przenikniętym wiarą w Boga i przekonanym, że musi Boga objawiać światu bez względu na owoce swej pracy. On koncentrował się na tym, co robił, a nie na tym, jak zostanie odebrane to, co zrobił.

Artykuł z numeru

Jan Paweł II. Żywa pamięć czy makatka

Janusz Poniewierski: W pracy Kazimierza S. Ożoga Miedziany Pielgrzym czytam o wzrastającej w Polsce z roku na rok liczbie pomników Jana Pawła II. Jak Ci się podoba ten sposób upamiętniania Papieża i jego wielkiego pontyfikatu?

Józef Puciłowski: To zostanie być może uznane za wypowiedź obrazoburczą, ale jestem przeciwko tego rodzaju pomnikom – wykonanym z czegokolwiek. Pomnikom, dodajmy, często strasznie brzydkim, bezsensownym i drogim. Popieram natomiast inne formy uczczenia pamięci Jana Pawła II, takie jak fundacje, różnego rodzaju domy, dzieła charytatywne, wychowawcze itp.

Inicjatywy wznoszenia papieskich pomników mają najczęściej charakter oddolny i wyrastają z autentycznej potrzeby serca…

Po pierwsze, to trzeba by jednak zweryfikować. W ilu przypadkach naprawdę zapytano mieszkańców, czy i w jaki sposób chcieliby ocalić pamięć o Janie Pawle? Po drugie, do realizacji potrzeb serca też trzeba podchodzić w sposób rozumny. Nie twierdzę, że w ogóle nie powinno być pomników Papieża, ale dlaczego ma być ich tak dużo w jednej miejscowości, ba, w pobliżu jednego kościoła? Warto też rozważyć, co naprawdę jest nam potrzebne – i czego chciałby sam Ojciec Święty: kolejnego pomnika czy na przykład fundacji, która zajmie się wychowywaniem młodzieży? Czegoś, co będzie żyć i owocować?

Ludzie zajmujący się biografią Jana Pawła II mówią, że Papież nie przepadał za swoimi pomnikami, że one go krępowały… Ojciec Święty nie celebrował swojej osoby, miał do siebie i swojej funkcji duży dystans. Żartował z samego siebie.

No cóż, ciągle odwołujemy się do dziedzictwa Jana Pawła II, a coraz mniej w nas tego ducha, który przenikał cały jego pontyfikat. I dlatego zamiast przejęcia się tym, co było dlań ważne, zajmujemy się odmienianiem jego imienia przez wszystkie możliwe przypadki. To czysta kościelna nowomowa: ,,Pierwszy Syn Narodu Polskiego na Tronie Piotrowym, Sługa Boży, Umiłowany Ojciec Święty”…

…,,odszedł do domu Ojca”. Nie można już powiedzieć, że Papież umarł. To byłoby niemalże bluźnierstwo.

Otoczyliśmy się sloganami, pustosłowiem, formą. Ale jednocześnie dla wielu z nas Papież jest ciągle kimś ważnym i żywym. Widzę to na przykład, kiedy rozmawiam z młodymi dominikanami, z klerykami. I nie tylko z nimi. Moim zdaniem, w wielu dziedzinach nie da się nie odwoływać do Jana Pawła II. Inna rzecz, jak to robimy.

Pamiętam jego wizytę w Sosnowcu, w 1999 roku. Ludzie wiwatowali na cześć Papieża, krzyczeli: ,,Kochamy Cię”. A on tego dnia źle się czuł – nazajutrz był już bardzo chory, nie wziął udziału we Mszy na krakowskich Błoniach. Nie podjął zatem dialogu z tłumem, tylko zapytał: ,,A jak to robicie?”.

Znam kościoły pełne portretów i tablic ku czci Papieża, w których jednocześnie głoszone są antysemickie kazania. Księża i wierni, którzy tych księży słuchają, są przekonani, że kochają Jana Pawła. A w rzeczywistości obrażają jego pamięć.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się