fbpx
Janusz Poniewierski maj 2011

Beatyfikacja i co dalej?

Był kwiecień 1993 roku. Na placu św. Piotra odbywała się uroczystość beatyfikacyjna trojga Polaków: s. Faustyny Kowalskiej, m. Angeli Truszkowskiej, założycielki felicjanek, i XV-wiecznego kanonika laterańskiego Stanisława Kazimierczyka. Z tej okazji przyjechało do Rzymu bardzo wielu pielgrzymów z Polski. Najważniejsi – na czele z prezydentem RP Lechem Wałęsą – zostali przez Papieża zaproszeni na obiad. Mówił mi potem jeden z jego uczestników, że Jan Paweł II – przysłuchując się rozmowie pełnej narodowej dumy (ze względu na Polskę i tutejszy Kościół jako matecznik i ojczyznę świętych) – w pewnym momencie powiedział: „Najważniejsze jest to, co zrobicie z tymi beatyfikacjami”.

Artykuł z numeru

Prezydencja na czas kryzysu

To rzeczywiście jest najważniejsze. Bo trudno mi oprzeć się wrażeniu, że – przynajmniej w ostatnich latach – beatyfikacje i kanonizacje wpadają w jakąś czarną dziurę. Kto – pomijam tu hagiografów i ludzi, którzy się tym naprawdę interesują – słyszał kiedykolwiek na przykład o ratującym bliźnich pochodzenia żydowskiego bł. Józefie Pawłowskim, o bł. Zygmuncie Pisarskim, który zginął podczas wojny z powodu odmowy zadenuncjowania prześladujących go wcześniej komunistów, czy też o bł. Bolesławie Strzeleckim, zwanym „świętym Franciszkiem z Radomia”, do którego – z uwagi na jego gorliwość duszpasterską – mieli pretensje miejscowi księża? Tak, są tacy polscy błogosławieni! Niestety, żaden z nich nie stał się dla Kościoła w Polsce źródłem inspiracji ani „przedmiotem” jakiegoś szczególnego kultu.

Ta kwestia, podniesiona osiemnaście lat temu przez Papieża, staje przed nami również – a może nawet przede wszystkim – właśnie teraz: w kontekście wyniesienia na ołtarze Jana Pawła II. Trzeba pytać, póki nie jest za późno: co zrobimy z tą beatyfikacją? My – jako naród, Kościół w Polsce i jako pojedyncze osoby w mniejszym lub większym stopniu związane emocjonalnie i duchowo z papieżem Wojtyłą. Czy stanie się ona po prostu punktem wyjścia do kolejnej „akcji”, czyli starań i modłów o jego kanonizację i uznanie na przykład współpatronem Polski i doktorem Kościoła, czy też będzie dla nas duchowym i moralnym wyzwaniem? Światłem na naszej własnej drodze ku świętości? I „ościeniem” niepozwalającym na syte poczucie samozadowolenia?

Kiedy piszę te słowa, trwa Wielki Post, który dla chrześcijan jest – powinien być – czasem szczególnej autorefleksji i nawrócenia. Teraz temu rachunkowi sumienia i próbom naprawy życia towarzyszy błogosławiony (już wkrótce) Jan Paweł II. Trzeba jednak za nim pójść, a nie przed nim klękać. Bo to nie o niego tu przecież koniec końców chodzi! On zaś powinien stać się dla nas oknem otwartym na Boga, swoistą „ikoną” – a nie jakimkolwiek (na przykład narodowym) totemem czy spiżowym pomnikiem.

Z tego powodu warto wciąż wracać nie tylko do anegdot na jego temat, do „kremówek” itp., ale przede wszystkim do jego nauczania – do tego, co po sobie pozostawił, a co w pewnym sensie jest ważniejsze nawet niż relikwie. Choćby do słów wypowiedzianych w Krakowie, na Błoniach, w roku 1979: „Zanim stąd odejdę, proszę was, (…) abyście od Niego [od Chrystusa] nigdy nie odstąpili; (…) abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest «największa», która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma korzenia ani sensu. Proszę was o to…”. Odpowiadanie na tę prośbę to, moim zdaniem, najlepszy sposób uczczenia majowej beatyfikacji. I podjęcie dziedzictwa bł. Jana Pawła II. Nie przypadkiem jego ostatnia wizyta w Ojczyźnie, w 2002 roku, miała tak wyraźny duchowy charakter. Na przekór wielu komentatorom Ojciec Święty nie przyjechał tu wówczas jedynie po to, żeby się z Polską i z Krakowem pożegnać – chciał nam raczej zostawić drogowskaz na dalszą drogę, którą będziemy musieli (musimy) podjąć sami, już bez niego. Tym drogowskazem są słowa: „Jezu, ufam Tobie”, i modlitwa, jakiej przykład dał nam na Wawelu, a potem jeszcze potwierdził, odwiedzając klasztory kontemplacyjne karmelitów, benedyktynów i kamedułów.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się