fbpx
Janusz Poniewierski, fot. M. Lichtański
Janusz Poniewierski styczeń 2024

Kościół wolny od polityki?

Zdumiewające, jak wiele jest w polskich biskupach lęku przed tym, co nowe, inne od tego, co dobrze znane. Jak łatwo przychodzi im dostrzeganie możliwych zagrożeń.

Artykuł z numeru

Daj chłopaka, takiego chłopaka

Czytaj także

Protesty pod krakowską kurią przeciwko wypowiedziom abp. Marka Jędraszewskiego, 24 listopada 2019 r. / fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

Arcybiskup na froncie

Tekst ukazał się drukowanym wydaniu „Miesięcznika Znak” pod tytułem Niezainteresowani.

Ciekawe, do ilu polskich katolików dotarła informacja o społecznej akcji Kościół wolny od polityki. Zainicjował ją (całkowicie oddolnie) Kongres Katoliczek i Katolików, a jej przesłanie jest w pełni zgodne z nauczaniem II Soboru Watykańskiego. Mimo to – jak mówi o. Paweł Gużyński – wsparcia nie udzielił jej żaden (!) polski biskup. A byli ponoć i tacy, którzy próbowali dyscyplinować niektórych jej uczestników, np. interweniując u ich bezpośrednich przełożonych.

Akcję rozpoczęto kilka miesięcy przed ostatnimi wyborami do parlamentu. Jej organizatorzy w tym stosunkowo krótkim czasie odnotowali ponad 70 zweryfikowanych przypadków mieszania się Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce do polityki (i naruszania przestrzeni sakralnej przez polityków). Na pierwszy rzut oka to, być może, nie tak wiele, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę stosunkowo niewielki zasięg oddziaływania Kongresu, może się okazać, że ta liczba nie jest wcale tak mała. Trudno zatem zaprzeczyć, że ta inicjatywa miała sens, również edukacyjny. I symboliczny, bo na niektórych wiernych podziałała jak budzik, sygnał do wyjścia z marazmu i porzucenia przeświadczenia, że w Kościele nic nie da się zrobić.

Dla mnie najsmutniejszy w tym wszystkim jest wspomniany brak zainteresowania biskupów, zwłaszcza tych, z którymi wiązaliśmy (i / lub wciąż jeszcze wiążemy) nadzieję na zmiany w Kościele. Trudno nie widzieć tu oznaki głębokiego dystansu dzielącego hierarchię (niestety: in gremio) od tych świeckich, którzy angażując się w pracę Kongresu, myślą o Kościele jako o domu, wspólnocie, w której – jako konsekrowani mocą samego chrztu – mają (a przynajmniej chcą mieć) coś do powiedzenia.

Swoją drogą, to zdumiewające, jak wiele jest w polskich biskupach lęku przed tym, co nowe, inne od tego, co już dobrze znane.  Jak łatwo koncentrują się na możliwych zagrożeniach, nierzadko je wyolbrzymiając. I jak trudno im czasem zaufać wolności sumień. Wymownym tego przykładem jest dla mnie niedawny list abpa Gądeckiego do papieża Franciszka, zawierający ostrzeżenie przed niemiecką „drogą synodalną”.

Wracając jednak do „wolności [Kościoła] od polityki”, wynik wyborów i odsunięcie od władzy PiS-u dają nadzieję na zastąpienie sojuszu ołtarza z tronem współpracą opartą na rozdziale obu tych podmiotów.

Już dziś widać, że nowa władza nie będzie dla Kościoła tak przychylna i hojna jak jej poprzednicy. Ufam, że nie wyleje przy tym dziecka z kąpielą i – naprawiając to, co zepsute – nie będzie kierować się wrogością ani pragnieniem odwetu, lecz wyłącznie dobrem wspólnym.

Wierzę – chcę w to wierzyć – że nie ulegnie także pokusie instrumentalizacji Kościoła i nie zacznie z nim wchodzić w niejasne układy i transakcje. Jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę z ideowej bliskości, jaka łączy wielu ludzi Kościoła z PiS-em. Z tego powodu (i w perspektywie bliskich wyborów samorządowych) akcja „uwolnienia” Kościoła od polityki nie jest – i w moim przekonaniu nie powinna być – zakończona.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się