fbpx
Janusz Poniewierski grudzień 2015

Był jak skowronek

Byliśmy świadkami jego wewnętrznej wolności, ilekroć udało się nam namówić go na opowieści o stalinowskim więzieniu, torturach, miesiącach spędzonych w celi śmierci. Nie znał pragnienia zemsty. Na pytania, czego się za kratami nauczył, odpowiadał: „Pokory. Pokory wobec życia”

Artykuł z numeru

Potrzeba gościnności

Potrzeba gościnności

Na przełomie lat 80. i 90. XX w. w gronie młodych redaktorów „Tygodnika Powszechnego” Mieczysław Pszon cieszył się autorytetem niekwestionowanym. Zapewne wpływ miała na to jego powojenna biografia, niemniej wrażenie robiła na nas pracowitość, inteligencja, wreszcie poczucie humoru pana Mietka. Pszon traktował nas z lekką kpiną, my czuliśmy jednak, że kryje się za tym ogromna życzliwość. Nikt inny nie mógłby się do nas zwracać per „gnoju”. A on nie tylko miał do tego prawo − w jego ustach ta obelga stawała się największym komplementem. Zdaniem Jerzego Pilcha, „rola Pszona w »Tygodniku« polegała i na tym, że nowo przyjętym dziennikarzom udzielał on nominacji. Mogłeś pisać do »Tygodnika«, mogłeś być w »Tygodniku«, mogłeś figurować w stopce »Tygodnika«, ale dopóki Mieczysław Pszon nie zwrócił się do ciebie per »gnoju jeden« − nie byłeś w »Tygodniku«. Tylko on ze swoją charyzmą, wewnętrzną siłą i niebywałym poczuciem humoru mógł wchodzić aż na tak wysokie szczeble duchowej swobody…”.

Byliśmy świadkami tej wewnętrznej wolności, ilekroć udało nam się namówić go na opowieści o stalinowskim więzieniu, torturach, miesiącach spędzonych w celi śmierci. „Otrząsnąłem się z tego szybko – mówił. – Są ludzie, którzy tym żyją; niekiedy nawet niespecjalnie siedzieli, ale są »kombatantami« i niczym innym nie potrafią już być. Tam działy się różne rzeczy, ale na tym polega życie. Nie na tym, żeby się zasklepiać, rozpamiętywać, cofać”. I jeszcze: „Czego się nauczyłem w więzieniu? Pokory. Pokory wobec życia”.

Pszon posiadał niezwykłą umiejętność rewizji dawnych poglądów i wyborów politycznych. On, przedwojenny endek, działacz Młodzieży Wszechpolskiej, został po latach zastępcą redaktora naczelnego pisma, zwanego przez antysemitów „Żydownikiem Powszechnym”. Wstrząsem była dlań zagłada Żydów. Kiedy pytaliśmy go o przedwojenny i współczesny antysemityzm, powtarzał za Karlem Jaspersem, że o ile przed Oświęcimiem była to ideologia idiotyczna, o tyle po Oświęcimiu jest ona już zbrodnią.

Istnieje wiele powodów, dla których powinniśmy o Pszonie pamiętać. Jeden z najważniejszych stanowi jego wkład w dzieło pojednania polsko-niemieckiego. To przecież on jesienią 1989 r. został specjalnym pełnomocnikiem rządu, przygotowującym spotkanie kanclerza Kohla z premierem Mazowieckim. Do spotkania tego doszło w Krzyżowej, a jednym z jego owoców stało się podpisanie traktatu pomiędzy Polską i Niemcami. Za swą działalność na rzecz pojednania Mieczysław Pszon odznaczony został Wielkim Krzyżem Zasługi RFN, a na wieść o jego śmierci – w październiku 1995 r. – depesze kondolencyjne nadesłali szef niemieckiego MSZ-u i przewodniczący tamtejszej konferencji episkopatu. Był to wyraz wdzięczności: nie tylko za to, co stało się w Krzyżowej, ale i za całe dziesięciolecia budowania oddolnej przyjaźni Polaków i Niemców. Bo przecież „gdzieś od lat 50. (a może 60.) Pszon, bez mała co tydzień, a czasem codziennie, przyjmował w redakcji coraz to nowych gości, którzy nagle stawali w drzwiach i pytali o niego. Potem szedł z nimi na obiad, troszczył się o ich zakupy, pomagał. (…) Potrafił odczytać rozkłady jazdy pociągów, był w stanie kupić bilety, zarezerwować miejsca w restauracjach czy hotelach (…), umiał godzinami czekać na telefon z Niemiec i potrafił jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. (…) Żadne seminarium z udziałem tzw. grupy Znak oraz ruchu Pax Christi nie doszłoby do skutku (obojętnie, w Niemczech czy w Polsce), gdyby nie było eksperta od Niemców – Mietka Pszona. Bo któż inny robiłby za niego całą czarną robotę?” (Reinhold Lehmann).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się