fbpx
Janusz Poniewierski luty 2016

Prorokini Anna

Od kilku lat − ilekroć czytam ewangeliczną opowieść o sędziwej prorokini Annie która „nie rozstawała się ze Świątynią, służyła Bogu (…) i mówiła o Nim wszystkim” (por. Łk 2, 36–38) − myślę o Annie Świderkównie (1925–2008), uczonej, która wiele lata życia poświęciła studiowaniu i popularyzacji Biblii.

Artykuł z numeru

Jak Ci nie wstyd?

Jak Ci nie wstyd?

Droga, która ją do tego przywiodła, była długa − i prowadziła przez filologię klasyczną, historię starożytną oraz papirologię. Jako papirolog Świderkówna była uznanym w świecie autorytetem naukowym. Starożytności, zwłaszcza epoce helleńskiej, poświęciła kilka ważnych i popularnych książek, takich jak Hellada królów i Siedem Kleopatr. Doskonała znajomość łaciny i greki pozwoliła jej na tłumaczenie klasyków: zarówno św. Augustyna, jak i słabo kojarzących się z tzw. pobożnością katolicką wierszy Katullusa. O tym ostatnim rozdziale jej twórczości translatorskiej tak pisała na łamach „Znaku” Elżbieta Przybył-Sadowska: „[Świderkówna] potrafiła doskonale poradzić sobie z co najmniej frywolną niekiedy poezją Katullusa, który nie stronił od mocnego, dosadnego słownictwa i bardzo swawolnych tematów”.

Każdą z tych dziedzin twórczości uprawiała z pasją – i w każdej osiągnęła poziom mistrzowski. Po latach okazało się, że – oprócz ogromnej satysfakcji, jaką dawała jej praca – zyskała też narzędzia, które okazały się niezwykle użyteczne w lekturze Pisma Świętego. Była wszak filologiem, znała języki, doskonale rozumiała kontekst życia autorów Biblii i jej bohaterów. Przydatne okazały się także starożytne papirusy, nawet te „nieważne”, takie jak umowy, sprawozdania sądowe, listy prywatne czy rachunki. One bowiem – wyjaśniała − „ukazują życie na gorąco: jedną niepowtarzalną chwilę, która gdyby ktoś jej nie zapisał, zginęłaby na zawsze. Te dokumenty (…) pokazują człowieka takiego jak ty czy ja. Nie męża stanu, poetę czy polityka, ale zwykłego śmiertelnika, którego historycy zwykle nie zauważają”.

Ten punkt widzenia towarzyszył jej również przy lekturze Pisma Świętego: „W literaturze biblijnej – mówiła − przede wszystkim interesuje mnie człowiek: ten, który te teksty pisał, i ci, którzy ich słuchali czy czytali, a także postacie, o których pisano”. Swoją drogą, to skupienie się na człowieku i jego problemach pozwoliło jej uniknąć pułapek, jakie zwykle czyhają na filologów, którzy zaczynają zajmować się rytmem zdania albo częstotliwością występowania jakiegoś słowa. To ono sprawiło też, że jej teksty – zwłaszcza kolejne tomy Rozmów o Biblii − cieszyły się (i nadal cieszą) tak wielką popularnością wśród czytelników. Mądrą popularyzację Pisma uprawiała też na łamach „Znaku”; przez kilka lat prowadziła tu rubrykę Biblia a  świat współczesny – wszystkie przeprowadzone w tym czasie ankiety czytelnicze nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że Świderkówna była wtedy (obok ks. Tischnera) autorką czytaną najchętniej.

Anna Świderkówna to wielka tłumaczka Pisma Świętego. Przekładała je w znaczeniu jak najbardziej dosłownym (przełożyła z greki Ewangelię według św.  Mateusza i św. Marka), ale i metaforycznym: tłumaczyła bowiem nam, profanom, sens poszczególnych ksiąg, idei i fraz biblijnych. Dzięki kompetencjom, wolnemu od nudy stylowi i ogromnej wierze, z jaką podjęła tę pracę, szanowali ją również zawodowi bibliści, zwykle niechętnie nastawieni do osób niemających formalnego wykształcenia biblistycznego. Ceniono ją za to przede wszystkim, że (jak powiedział kiedyś jeden z biskupów, udzielając jej w ten sposób swoistego imprimatur) Świderkównie „udawało się mówić o pewnych rzeczach w sposób bardziej jasny i zrozumiały, niż kiedy robi to fachowy egzegeta”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się