fbpx
Janusz Poniewierski marzec 2018

Subiektywne kalendarium pontyfikatu

Kto wie, może najważniejszym „wydarzeniem” tego pontyfikatu jest próba opowiedzenia ludziom na nowo Ewangelii, przypomnienia albo wręcz uświadomienia tego, co w niej najistotniejsze?

Artykuł z numeru

Spór o Franciszka

Spór o Franciszka

13 marca 2013 r.

Wybór

„Można dostać zawrotu głowy, spoglądając wstecz i wracając do owego buonasera – pozdrowienia, które zabrzmiało z loggii błogosławieństw Bazyliki św. Piotra 13 marca 2013 r. Już sam fakt wyboru pierwszego papieża z Ameryki Łacińskiej i pierwszego jezuity na Stolicy Piotrowej, który na dodatek miał jeszcze przyjąć imię Franciszek, był zdumiewający. Nikt jednak owego pamiętnego dnia nie był w stanie sobie wyobrazić, co jeszcze miało się wydarzyć (…)” (G. F. Svidercoschi, Papież, który zapalił świat).

Już pierwsze, bardzo krótkie wystąpienie papieża Franciszka tuż po zakończeniu konklawe wzbudziło entuzjazm tłumów zebranych na placu św. Piotra. Bezpośrednich świadków tego wydarzenia oraz milionów widzów, zgromadzonych przed telewizorami i śledzących je w Internecie, zaskoczyła forma, w jakiej Franciszek poprosił ich o modlitwę. Papież bowiem nie ograniczył się do samego tylko wyrażenia takiej prośby (co chętnie i z przekonaniem czynili również jego poprzednicy), ale tuż po tym pochylił głowę i kiedy się zań modlono, trwał tak przez dłuższą chwilę w milczeniu. W ten sposób – za pomocą jednego symbolicznego gestu, bez wszczynania debaty teologicznej – zademonstrował swoją wizję papiestwa. Od samego początku zaprezentował się nie tyle jako „namiestnik Jezusa Chrystusa”, ile raczej „sługa sług Bożych”, który w tej samej mierze co cały Kościół potrzebuje Bożego błogosławieństwa.

Papież – pisali potem dziennikarze (np. Austen Ivereigh, autor biografii Bergoglia: Prorok) – poprzez ten poruszający gest wzajemności nawiązał trwałą więź ze wspólnotą Kościoła, pokazując, że nie zamierza jej traktować jako „przedmiotu” ewangelizacji, ale że  jej naprawdę potrzebuje, żeby móc trwać przed Bogiem.

Rzecz ciekawa, podczas tej krótkiej przemowy Franciszek nie użył ani razu terminu „papież”, mówił za to o sobie jako „biskupie Rzymu”. Nie należy z tego, rzecz jasna, wyciągać pochopnych wniosków, jakoby on sam nie uważał się za papieża (co sugerują radykalni krytycy tego pontyfikatu, kwestionujący prawomocność jego wyboru). Warto natomiast w tej powściągliwości dostrzec twórczą odpowiedź na wezwanie św. Jana Pawła II do „poszukiwania takich form sprawowania urzędu [Piotra], w których możliwe będzie realizowanie [uznawanej również przez chrześcijan innych wyznań] posługi miłości” (Ut unum sint). „Papież – powiada zatem Bergoglio – nie jest sam ponad Kościołem, ale jest w nim jako ochrzczony wśród ochrzczonych, a w kolegium biskupim jako biskup wśród biskupów, powołany jednocześnie jako następca apostoła Piotra do kierowania Kościołem rzymskim, który przewodniczy w miłości wszystkim Kościołom”.

Papieskie przemówienia wygłaszane podczas uroczystej inauguracji pontyfikatu mają zwykle charakter programowy. Tak było i tym razem. 19 marca 2013 r., w uroczystość św. Józefa, Franciszek mówił zatem, czym jest / powinna być władza następcy św. Piotra: „Prawdziwą władzą jest służba i także papież, by sprawować władzę, musi coraz bardziej pełnić tę posługę, która ma swój świetlisty szczyt na krzyżu, musi (…) otwierać ramiona, aby objąć opieką cały lud Boży oraz przyjąć z miłością i czułością całą ludzkość, zwłaszcza najuboższych, najsłabszych, najmniejszych (…)”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się