fbpx
Janusz Poniewierski luty 2009

Biskup Grabska

Bliskim współpracownikom i znajomym, nawet tym dużo młodszym, proponowała, żeby zwracali się do niej per „Stacha”. My, młodzi wówczas redaktorzy ,,Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, którzyśmy mieszkali w Krakowie i Panią Stachę widywali jedynie od wielkiego święta, pozostawaliśmy poza tym kręgiem bliskości.

Artykuł z numeru

Niepełnosprawni umysłowo uczą mądrości

Nie mówiliśmy więc o niej „Stacha”, tylko… „biskup Grabska”. W tym określeniu krył się oczywiście żart, może nawet lekka ironia. Ale był to również z naszej strony znak szacunku. Nieudolna próba docenienia mądrości Stanisławy Grabskiej – kobiety, która swą kompetencją teologiczną dorównywała następcom apostołów.

Pierwsza połowa jej życia w ogóle nie zapowiadała, że Grabska zajmie miejsce w dziejach polskiej teologii współczesnej. Tę część jej biografii wypełniała raczej sztuka (studia w Szkole Sztuk Plastycznych we Lwowie, a następnie w warszawskiej ASP, specjalność: tkanina artystyczna) i działalność społeczna. Bo urodzona w 1922 roku we Lwowie córka prof. Stanisława Grabskiego, wybitnego polityka i ekonomisty, zdradzała wyraźną żyłkę społecznikowską. Ale czyż mogło być inaczej? W przygotowanej przez Magdalenę Bajer audycji poświęconej rodzinie Grabskich (Radio Bis, 2001) Pani Stacha wspominała, że „o polityce słyszała codziennie. Ojciec zabierał ją na wykłady i odczyty. (…) Obserwowała proces rozchodzenia się z Dmowskim, współpracę z Witosem, zaangażowanie w służbę publiczną do końca życia”.

W tekście, jaki powstał na marginesie tego słuchowiska, Magdalena Bajer pisała o Stanisławie Grabskiej, że:

była „zapatrzona w ojca”, co przybierało niekiedy zabawne formy, jak na przykład niedbałość o wygląd zewnętrzny i panujące mody (na wzór młodego socjalisty [jej ojca], o którym tropiące go władze carskie pisały: „zaniedbany w ubraniu i zaroście”). Owo zapatrzenie dotyczyło przede wszystkim rzeczy ważniejszej: podstawowego odniesienia poglądów politycznych do moralnego wymiaru politycznych działań.

Kiedy wybuchła wojna, Grabska zaangażowała się w działalność konspiracyjną: w ZWZ i AK, a potem w organizacji „Nie”. Podczas niemieckiej okupacji, we Lwowie, miała „mocne” papiery chroniące ją przed wywózką – pracowała jako preparatorka wszy w prowadzonym przez Rudolfa Weigla instytucie badań nad tyfusem plamistym.

Równolegle z twórczością artystyczną i powołaniem do pracy społecznej dojrzewało w niej zainteresowanie sprawami wiary. Rozbudził je dom rodzinny, w którym panował „pluralizm postaw” (i było rzeczą oczywistą, „iż o sprawach wiary się dyskutuje i że każdy ma prawo do własnego poglądu”), oraz szkoła powszechna prowadzona przez urszulanki. Szczególnie ważną osobą okazała się dyrektorka, matka Gregoria, która „prostym opowiadaniem o swoim powołaniu budziła (…) zaufanie do Boga”. Kto wie, może to właśnie te opowieści lwowskiej zakonnicy przyczyniły się do tego, że Stacha w czasie wojny zapisała się do działającej przy kościele Jezuitów sodalicji mariańskiej. Jej celem było rozwijanie życia wewnętrznego i praca nad przemianą rzeczywistości w duchu chrześcijańskim.

Wydawało się nam wówczas – pisała trzydzieści lat później – iż my, młodzi katolicy, zmienimy cały świat na lepszy. Angażowałyśmy się równocześnie w tajne kursy wiedzy religijnej i w pracę społeczną. Kursy przygotowywały do prowadzenia dyskusji i do nauczania religii. Praca społeczna to była głównie opieka nad rodzinami gruźliczymi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się