Czy istnieje w ogóle coś takiego jak mistyka nadwiślańska? A może to jest po prostu specyficzny rodzaj duchowości, więc mówienie w tym kontekście o mistyce należy uznać za przesadę?
Ks. Grzegorz Ryś: Rzeczywiście, byłbym tu nieco ostrożniejszy i mówiłbym raczej o szkole duchowości, choć pewnie trudno całkiem pominąć wymiar mistyczny. Ale moje wątpliwości budzi też słowo „nadwiślańska”, które sugeruje, że źródła owej duchowości są własne. Tymczasem one do końca własne nie są. Profesor Taranczewski na początku tej szkoły stawia Brata Alberta. I to mi się podoba, bo jest to postać w tym Kościele – nadwiślańskim, małopolskim, polskim – naprawdę wyjątkowa. Ale przecież Brata Alberta nie da się pomyśleć bez świętego Franciszka i jego duchowego ucznia – świętego Bonawentury. Na te wpływy nakłada się ponadto tradycja świętego Jana od Krzyża i świętego Wincentego à Paulo z jego działalnością charytatywną.
Osobne pytanie brzmi: czy Brat Albert był w ogóle mistykiem? Dalej: czy, oddziałując tak mocno na Wojtyłę, był on równie ważny na przykład dla Tischnera? Czy zatem możemy tu mówić o jednej szkole duchowej? Tego nie wiem i trochę chyba za wcześnie na taką systematyzację. Pomimo to bardzo się cieszę, że Paweł Taranczewski taką próbę podjął. Bo w dziejach polskiego chrześcijaństwa za mało podkreśla się jego wymiar duchowy, mistyczny. I wysiłek każdego, kto usiłuje się tym nurtom przyjrzeć i je opisać, wart jest, moim zdaniem, zachodu.
Karol Tarnowski: Tekst Pawła Taranczewskiego to świetny esej, bardzo dobrze się go czyta, choć i ja dostrzegam w nim pewne braki. Przede wszystkim brak precyzji przy używaniu pojęć takich jak „mistyka”. Ale trzeba przyznać, że słowo to jest wieloznaczne i znaczeniowo bardzo bogate. Jan Andrzej Kłoczowski w Encyklopedii PWN „Religia” (pod redakcją Tadeusza Gadacza i Bogusława Milerskiego) mówi o trzech znaczeniach, jakie termin ten przybrał w literaturze chrześcijańskiej: „używany był (…) jako mistyczny wymiar interpretacji Biblii; jako cecha poznania, którą daje liturgia; wreszcie dla opisania duchowego poznania Boga”. Ten ostatni sens pokrywa się z tym, o którym mówi Taranczewski: po wszystkich „nadwiślańskich mistykach” można było poznać, ze „uczestniczą w Bogu”, że Nim żyją. Jednak w takim razie różnica między mistyką a duchowością chrześcijańską staje się płynna. Może więc lepiej mówić, że mamy tu do czynienia z „nadwiślańską duchowością”, a nie z mistyką? Brakuje mi może również – ale to może zbyt wielkie wymagania – odniesienia do augustynizmu. Jest przecież rzeczą charakterystyczną, że wszyscy ci ludzie, o których pisze Taranczewski – może z wyjątkiem Faustyny – byli raczej augustynikami niż tomistami. Wojtyła, co prawda, deklarował się jako tomista, ale rdzeń jego myśli w Osobie i czynie jest niewątpliwie augustyński. On jest świadom tego, że w antropologii nie można mówić o drabinie bytów, nie dotknąwszy tego, co w człowieku całkowicie nieredukowalne: to znaczy jego wnętrza, przeżycia. Na tej linii myślenia spotykali się również i Tischner, i Pietraszko.