fbpx
Jan Andrzej Kłoczowski, Jarosław Kuisz, Karol Tarnowski, Michał Bardel, Łukasz Tischner, Paweł Kłoczowski luty 2010

„Zgroza nagłych cisz”. Trudne dziedzictwo Filozofa

Numer poświęcony dziedzictwu życia i myśli Leszka Kołakowskiego nie może się obyć bez dyskusji, bo właśnie żywioł wieloosobowego dialogu najlepiej pokazuje wszechstronne dziedzictwo i sokratejską naturę tego filozofa.

Artykuł z numeru

Nieobecność Kołakowskiego

 

Paweł Kłoczkowski: Z pewnością jest jeszcze za wcześnie, aby dokonać przeglądu spuścizny Leszka Kołakowskiego i sprawiedliwie ocenić, co z jego dorobku pozostanie w historii filozofii trwałe, a co przemijające. Możemy jednak spróbować wyodrębnić te problemy, które dzisiaj wydają się nam szczególnie ważne.

Problem z Kołakowskim polega na tym, że jego postać jest ściśle związana z polityczną i intelektualną historią Polski, szczególnie w latach 1945–1989. Niemal wszyscy polscy inteligenci w jakiś sposób zetknęli się z nim i mają do opowiedzenia historię własnych „spotkań z Kołakowskim”. Ponieważ wszyscy go bardzo kochamy (a w każdym razie chcielibyśmy go mieć „po swojej stronie”), jesteśmy więc zazdrośni i uważamy, że tylko „nasza” interpretacja jego dziedzictwa jest prawdziwa, a wszystkie inne fałszują jego sylwetkę. Kto jednak odnosi się do Kołakowskiego z należytym szacunkiem, a kto tylko udaje? Kto niesie miarę „ortodoksji” kołakowszczyków, a kto wyraża tendencje „heretyckie”? Czy prawdziwi kołakowszczycy są skupieni wokół „Gazety Wyborczej” i profesor Magdaleny Środy, która tak wysoko dzierży sztandar feminizmu? A może raczej duch Kołakowskiego przebywa w redakcji „Rzeczpospolitej”, gdzie Agnieszka Kołakowska równie wysoko co profesor Środa podnosi sztandar antyfeminizmu? Czy rzecznikiem prasowym partii kołakowszczyków ma być jego główny wydawca, Jerzy Illg, krakowski miłośnik kalifornijskich bitników, hipisów i kontrkulturowców? Czas pokaże, czy będziemy się kłócić o Kołakowskiego, podobnie jak pokolenia pierwszych trzech dekad XX wieku kłóciły się o Stanisława Brzozowskiego…

Leszek Kołakowski był zjawiskiem tak wyjątkowym, unikalnym i samoistnym, że powinniśmy oderwać go od chwilowych koterii, grup czy pism i porzucić próby przywłaszczenia go dla potrzeb jednej szkoły. Na przykład próby interpretowania Kołakowskiego w perspektywie tzw. warszawskiej szkoły historyków idei (Baczko, Walicki, Szacki, Pomian) wydają mi się dzisiaj całkiem chybione, chociażby dlatego, że żadna z wymienionych postaci nie była, tak jak Kołakowski, zafascynowana fenomenem religii i nie przykładała tak wielkiej wagi do głosu Stolicy Apostolskiej – nawet wśród kleru trudno znaleźć kogoś, kto z równą uwagą wsłuchiwałby się w głos Watykanu! Czyż nie jest to nić, która łączy wszystkie książki Kołakowskiego, od pierwszej do ostatniej, od Szkiców o filozofii katolickiej z 1955 roku aż po Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania z 2009 roku?

Ostatnia książka Kołakowskiego nie wywołała szerokiego oddźwięku. Zasługuje jednak na baczną uwagę. Warto na przykład zestawić ją z wydaną w 2003 roku książką ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Josepha Ratzingera Wiara – prawda – tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata. Kołakowski nie jest oficjalnym „strażnikiem wiary” i, jak stale podkreśla, nie wypowiada się jako „katolik”, lecz jako „samozwańczy adwokat Kościoła ubogiego i Kościoła ubogich”. Uderzające są jednak zbieżności w diagnozie sytuacji intelektualnej po śmierci komunizmu autorstwa Kołakowskiego i Ratzingera. Wyliczmy je:

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się