fbpx
z Jeanem Vanierem rozmawia Łukasz Tischner, Wojciech Bonowicz luty

Arka dla świata

Zapytano kiedyś Martina Luthera Kinga, czy zawsze będzie tak, że jedna grupa będzie się uważać za najwspanialszą i pogardzać innymi. Odpowiedział, że będzie tak, dopóki nie rozpoznamy, nie zaakceptujemy i nie pokochamy tego, co w nas pęknięte, czym gardzimy i co ukrywamy.

Artykuł z numeru

Niepełnosprawni umysłowo uczą mądrości

45 lat temu wraz z dwoma mężczyznami z upośledzeniem umysłowym stworzył Pan pierwszą wspólnotę Arki (L’Arche). Teraz takie wspólnoty są już na całym świecie. Czym dzisiaj jest Arka? Czy ten projekt się powiódł? 

Istota Arki polega na tym, że ona nigdy nie będzie sukcesem. Ona po prostu jest. Zdarzają się chwile piękne i bolesne. Mamy 134 wspólnoty, wkrótce będzie ich 150 – ze wszystkimi komplikacjami, jakie ten rozwój ze sobą niesie. Trudno sobie nawet wyobrazić problemy, jakie pojawiają się w takich miejscach jak na Zimbabwe czy Wybrzeże Kości Słoniowej… Nigdy zatem nie będzie można powiedzieć, że osiągnęliśmy sukces. Mogę tylko przyznać, że to zdumiewające, iż tak wiele naszych wspólnot rozkwitło. Były bardzo małe, ale wzrosły.

Zadziwia mnie, jak bardzo Bóg się nami opiekuje. Arka znacznie bardziej niż inne ruchy zależy od Boga. Nie możemy zapewnić dobrej formacji, bo nie prowadzimy seminariów, jak Legioniści Chrystusa lub neokatechumenat. Mamy bardzo mało pieniędzy… Nie związaliśmy się z żadną bogatą instytucją – nie korzystamy na przykład z pieniędzy amerykańskich konserwatystów. Zawsze będziemy mieli wielu ludzi z upośledzeniami, ale kto będzie z nimi przebywał? Niektórzy nasi asystenci decydują się mieszkać z nami przez kilka miesięcy, inni zostają na całe życie. Od czego to zależy? Przecież nie od czasu zatrudnienia czy wynagrodzenia… Chodzi o ubogie życie z ubogimi.

Wielkim wyzwaniem są stosunki z państwem. Otrzymujemy od niego spore sumy; państwo ma zatem nad nami władzę i ważne jest, jak z nim współpracujemy. Musimy pomóc urzędnikom zrozumieć naszą wizję, znaleźć właściwych ludzi, by nam pomagali. Wiele kwestii pozostało jeszcze do uregulowania. W tej chwili walczymy o to, by francuski parlament uchwalił nowe prawo dotyczące wolontariatu.

Druga kwestia dotyczy równowagi między kompetencją i duchowością. W Kościele przez lata duchowość dominowała nad kompetencją. Siostry ze zgromadzenia Matki Teresy z Kalkuty były wspaniałymi kobietami, ale nie miały kompetencji, by opiekować się ludźmi niepełnosprawnymi. Nie wiedziały, jak rozwiązywać konflikty. Zdarzało się, że pięć sterroryzowanych sióstr prowadziło dom opieki z osiemdziesięcioma wariującymi dziećmi… Taka jest historia Kościoła. My musimy wiedzieć, jak w danym momencie reagować – na przykład na problemy dotyczące seksualności albo zaburzeń psychotycznych. Musimy współpracować z lekarzami. W Arce i jej otoczeniu jest wielu kompetentnych ludzi, którzy nie są chrześcijanami, a jednak sympatyzują z naszą wizją.

W ubiegłym roku [w 2007 czy w 2008 roku?] zmarł wspaniały psychiatra, który był z nami przez 27 lat. Nie był chrześcijaninem, ale był fantastycznym psychiatrą, niezwykle otwartym na innych i posiadającym znakomitą intuicję. Chciał być z nami, bo powtarzał, że podoba mu się nasz sposób bycia razem. Niezwykły był czas jego umierania. Przeżył w odstępie tygodnia dwa zawały. Po pierwszym zadzwoniliśmy do jego żony, żeby powiedzieć, że Arka modli się za niego. Kiedy mu to powtórzyła, rozpłakał się. Żona powiedziała nam potem, że pierwszy raz w życiu widziała go płaczącego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się