fbpx
Janusz Poniewierski styczeń 2009

Kościół w potrzebie

Dopiero co – przed Jubileuszem 2000 roku – podjęliśmy papieskie wezwanie do rozpoznania i opisania męczeństwa XX-wiecznego Kościoła, a tu już, w zawrotnym tempie, zaczynają się zapełniać akta męczenników XXI stulecia. Z opublikowanego właśnie nakładem organizacji „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” (Kirche in Not) raportu o prześladowaniach chrześcijan w latach 2007–2008 wynika, że w tym czasie zginęło ok. 170 tys. wyznawców Jezusa Chrystusa. Wiadomo również, iż bardzo wielu chrześcijan (niektóre statystyki mówią o 200 milionach) cierpi prześladowania z powodu swej wiary.

Artykuł z numeru

Czy mamy jeszcze duszę?

W ostatnich miesiącach szczególnie niepokojące (jeśli chodzi o skalę represji) wieści płyną z Indii. Antychrześcijańskie pogromy w tamtejszym stanie Orissa wybuchły po tym, jak zamordowano duchowego przywódcę hinduskich nacjonalistów Swamiego Lakshmanandę Saraswatiego i jego czterech współpracowników (23 sierpnia). I choć do zamachu przyznali się partyzanci maoistowscy, to jednak hinduiści odpowiedzialnością zań obciążyli chrześcijan, których wrogiem i prześladowcą był Saraswati.

Akcja odwetowa rozpoczęła się nazajutrz po jego śmierci i wkrótce rozlała się na inne stany. Chrześcijan zabijano ze szczególnym okrucieństwem (świadkowie mówią o ludziach spalonych żywcem i  zatłuczonych siekierami), gwałcono kobiety (także zakonnice), porywano dzieci, bito i poniżano osoby duchowne (które rozbierano i nagie wystawiano na pośmiewisko), palono domy i kościoły, bezczeszczono  tabernakula i egzemplarze Biblii…

Nie do końca znana jest liczba ofiar tych prześladowań. Raport Kirche in Not wspomina, że do końca października 2008 roku zamordowano ok. 60 osób (tymczasem już 4 września katolicka agencja UCANews informowała o stu ofiarach śmiertelnych), 18 tysięcy zostało rannych, spalono 400 kościołów i bardzo wiele domów mieszkalnych, wysiedlono kilkadziesiąt (50–70) tysięcy osób.

Dramat indyjskich chrześcijan wydobył na światło dzienne istnienie Kościoła prześladowanego. Objawił je – w całym jego dramatyzmie – chrześcijanom z całego świata, niezależnie od ich przynależności konfesyjnej. Uruchomił (na przykład w Kościele w Polsce) falę modlitwy i solidarności. Ufam, że już nic nie zdoła jej zatrzymać. Bo choć pogromy w Indiach w końcu ustaną, to – jak mówi Ewangelia – „ubogich [w tym kontekście czytam: prześladowanych] zawsze mieć będziecie pośród was” (por. Mt 26, 11). Omawiany raport wymienia aż 33 kraje, w których istnieje realna groźba cierpienia za wiarę w Chrystusa.

Podczas ostatniego posiedzenia Konferencji Episkopatu Polski uchwalono, że druga niedziela listopada będzie odtąd obchodzona jako Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Dostrzegam w tym znak nowej wrażliwości. Efekt owej fali, która doprowadzi, być może, do poszerzenia naszych serc.

Zmarł Aleksy II, patriarcha Moskwy i Wszechrusi, zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej – największego Kościoła prawosławnego, mającego aspiracje do przewodniczenia światowemu prawosławiu.

Aleksy (Rüdiger) urodził się w 1929 roku w Tallinie, w Estonii, w rodzinie Niemców kurlandzkich. W roku 1950 przyjął święcenia kapłańskie. Kilka lat później rozstał się z żoną i wstąpił do klasztoru (1961). Wkrótce potem – miał wówczas zaledwie 32 lata – został biskupem tallińskim i estońskim (w Kościele prawosławnym biskupi mianowani są spośród zakonników). To był początek oszałamiającej kariery kościelnej: w 1968 roku był już metropolitą, piastował też ważne funkcje w Patriarchacie Moskiewskim; w 1985 został metropolitą leningradzkim i nowogrodzkim. W 1990 roku wybrano go patriarchą Moskwy i Wszechrusi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się