fbpx
Janusz Poniewierski listopad 2010

Papież i Brytyjczycy

Papieża Benedykta XVI w Wielkiej Brytanii (16–19 września) przyjęto godnie. Lepiej niż przewidywały „czarne scenariusze” kreślone przed tą pielgrzymką przez jej przeciwników, którzy zapowiadali masowe protesty.

Artykuł z numeru

Czy diabeł nas jeszcze kusi?

Najwięksi radykałowie (na przykład Richard Dawkins) domagali się wręcz aresztowania Benedykta, winnego – ich zdaniem – „zbrodniom przeciw ludzkości” (tj. tuszowania aktów pedofilii popełnianych przez duchownych). Pomysł ten, oczywiście, nie miał żadnych szans na realizację, niemniej wizja zakłócenia podróży Papieża była całkiem realna.

Wielkich skandali udało się na szczęście uniknąć, choć odbyły się – rzecz jasna – antypapieskie demonstracje (w największej uczestniczyło kilka tysięcy osób). Co więcej, medialny obraz zwierzchnika rzymskiego Kościoła w trakcie tej pielgrzymki, i tuż po niej, nabrał barw nieco jaśniejszych. Nic dziwnego: Biskup Rzymu miał szansę bezpośredniego zaprezentowania się Brytyjczykom, oni zaś mogli się przekonać, że „nie taki antychryst straszny…”, co nie znaczy, iż – w sprawach, o które toczy się spór z Papieżem – zaczęli myśleć tak jak on. Podczas wspomnianej manifestacji jeden z adwersarzy Benedykta XVI – publicysta „Independenta” Johann Hari – posunął się nawet do twierdzenia, że gdyby Jezus, w którego notabene nie wierzy, pojawił się w Londynie, przyłączyłby się do… antypapieskich demonstrantów.

Komentatorzy zwracali uwagę przede wszystkim na oficjalny charakter podróży Benedykta XVI, którego przyjmowano tu jako głowę państwa (inaczej niż Jana Pawła II w roku 1982). A także na jego wizytę w siedzibie Parlamentu, Pałacu Westminsterskim (w najstarszej jego części – Westminster Hall), gdzie oczekiwali nań między innymi wszyscy żyjący byli brytyjscy premierzy. W przemówieniu tam wygłoszonym Biskup Rzymu mówił o aksjologicznych fundamentach życia publicznego oraz o roli religii w procesie politycznym i jej – widocznej w wielu krajach – marginalizacji. Apelował też o konieczny dialog wiary i rozumu, które powinny pełnić wobec siebie nawzajem „rolę korygującą”, i podkreślał wagę sumienia. Nie na darmo jednym z bohaterów tego wystąpienia był św. Tomasz More, mąż stanu, intelektualista i głęboko wierzący chrześcijanin, którego życie i męczeństwo stanowi radykalny wyraz problemu relacji pomiędzy „tym, co cesarskie”, a tym, „co Boskie”. (Nawiasem mówiąc, to właśnie w Westminster Hall blisko 500 lat temu wydany został wyrok śmierci na More’a).

Sojusznikami Benedykta XVI w jego batalii o racjonalność wiary, miejsce religii w przestrzeni publicznej i rolę sumienia, mogą być ludzie poszukujący Sacrum, „jedynej rzeczy, która zaspokaja pragnienia ludzkiego serca”, szczególnie zaś chrześcijanie różnych konfesji – na przykład anglikanie. Warto w tym kontekście wspomnieć, że mieszkańcy Wielkiej Brytanii należą do jednego z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw europejskich, a ponad połowa tutejszych wyznawców chrześcijaństwa czuje się dyskryminowana ze względu na swą wiarę, przedstawianą często jako zagrożenie dla równości, wolności i tolerancji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się