fbpx
Janusz Poniewierski
Janusz Poniewierski, zdj. Michał Lichtański
Janusz Poniewierski Marzec 2024

Nowe prezydium na nowe czasy

Objęcie funkcji członków prezydium KEP będzie miało w tym roku znaczenie nie tylko wizerunkowe. Nowo wybrane władze – chcąc nie chcąc – wezmą bowiem udział w wypracowywaniu nowego modelu relacji łączących państwo i Kościół.

Artykuł z numeru

Pokolenie sztucznej inteligencji

Pokolenie sztucznej inteligencji

W marcu swoje władze wybierze Konferencja Episkopatu Polski. Znajdą się w nich osoby zupełnie nowe, bo ze względów statutowych żaden z dotychczasowych członków prezydium KEP nie może już kandydować. Przewodniczący Konferencji (abp Gądecki) i jego zastępca (abp Jędraszewski) osiągną w tym roku wiek emerytalny, z kolei jej sekretarz (bp Miziński) pełnił tę funkcję przez dwie kolejne kadencje i musi odejść, a jako biskup jedynie pomocniczy nie może ubiegać się o żadne z dwóch pozostałych stanowisk, zastrzeżonych przez statut wyłącznie dla ordynariuszy.

Niewiele mam do powiedzenia o Arturze Mizińskim jako sekretarzu generalnym episkopatu. Zapewne dobrze pełnił obowiązki czysto sekretarskie, zlecane mu przez zwierzchników, i był sprawnym urzędnikiem wysokiego szczebla, niemniej nie sądzę, by z tego tylko tytułu miał szansę wejść do historii Kościoła w Polsce (tak jak weszli do niej niektórzy poprzedni sekretarze generalni KEP, zwłaszcza abp Bronisław Dąbrowski i bp Tadeusz Pieronek).

Za to zarówno przewodniczący KEP, jak i jego zastępca bez wątpienia odcisnęli swe piętno na kształcie Kościoła w Polsce. Trudno to jednak dziś uznawać za powód do chwały. Marek Jędraszewski dał się przez te lata poznać jako aktywny uczestnik wojny kulturowej i hierarcha wyraźnie opowiadający się po jednej tylko stronie sceny politycznej. Stał się najbardziej chyba wyrazistą twarzą mariażu tronu z ołtarzem, z którym mieliśmy do czynienia w czasie rządów PiS-u. W jakiejś mierze ponosi też odpowiedzialność za jego dalekosiężne skutki: za to, że – jak powiedział niedawno wicepremier Kosiniak-Kamysz – ów sojusz „zniszczył już ołtarz”.

W tym kontekście nieco bardziej wyważona wydaje się postawa Stanisława Gądeckiego, który – poza kilkoma bardzo nieszczęśliwymi wypowiedziami – zawinił przede wszystkim brakiem zdecydowania. Nieraz można było odnieść wrażenie, że przewodniczący Konferencji robi krok w przód, a następnie się cofa (niczym ów anegdotyczny mąż stanu, o którym mawiano, iż nie wiadomo, czy wchodzi po schodach, czy też z nich schodzi). Jego konto poważnie obciąża również milczenie w sytuacjach, w których bardziej donośnie, moim zdaniem, powinien był zabrzmieć głos zwierzchnika polskiego episkopatu albo też jego prezydium. Myślę tu np. o kryzysie humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej i braku reakcji na wylewającą się z PiS-owskiej telewizji falę hejtu i nienawiści.

W styczniu br. – na kilka tygodni przed zakończeniem kadencji – abp Gądecki zdecydował się na wysłanie listów do uwięzionych Kamińskiego i Wąsika, powołując się przy tym na względy czysto humanitarne, choć wcześniej – gdy proszono go o interwencję w sprawach, w których musiałby się narazić rządowi PiS-u – takich gestów nie podejmował. Oczywiście zawsze można powiedzieć: „lepiej późno niż wcale”, tylko po co przy tej okazji pisać skazanym przez niezawisły sąd, że ich życie „ma wartość dla naszej (…) Ojczyzny” (a nie: dla Boga, co akurat byłoby zrozumiałe w ustach biskupa) i „może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą”?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się