Dzień gniewu Kościół w Polsce ma z wolnością ogromny problem. On się jej boi. Często działa tak, jakby wolał człowieka przymusić do trwania na drodze ku dobru, aniżeli dać mu wolny wybór.
Pisał kiedyś Karol Wojtyła w Bracie naszego Boga o gniewie społecznym: że „musi wybuchnąć. Zwłaszcza jak jest wielki. I potrwa, bo jest słuszny”. Słowa te w dramacie Wojtyły wypowiada Brat Albert, dodając, że on sam „wybrał większą wolność”.
Czy Kościół w Polsce – w najlepszym wypadku dystansując się od gniewu tylu ludzi (w większości ochrzczonych i katechizowanych) – może dziś o sobie powiedzieć, że „wybrał większą wolność”?
Zacznijmy od tego, że – przynajmniej w mojej ocenie – Kościół (piszę tu o Kościele w Polsce, bo tylko ten znam dobrze) ma z wolnością ogromny problem. On się jej boi. Często działa tak, jakby wolał człowieka przymusić do trwania na drodze ku dobru, aniżeli dać mu wolny wybór.
Wyrazu takiej „strategii duszpasterskiej” można upatrywać chociażby w wymogu okazywania poświadczonych przez księdza kartek do spowiedzi: przed bierzmowaniem, ślubem, chrztem dziecka… Kolejnym przejawem braku zaufania (a pewnie i realizmu w postrzeganiu mizernych efektów nienadążającej za zmianami kulturowymi katechezy) jest – w gruncie rzeczy upragniona przez wielu biskupów i księży – możliwość kształtowania prawa, tak by stanowiło ono pełne odbicie Dekalogu.