fbpx
Janusz Poniewierski wrzesień 2011

Antytraktacik

Antypapież Tomasza Piątka to pełna uproszczeń, manipulacji i przemilczeń dekonstrukcja autorytetu Jana Pawła II.

Artykuł z numeru

Kto się boi feministek?

Doceniany przez czytelników oraz wyróżniany przez krytyków pisarz postanowił zostać kimś więcej: dostrzegł w sobie reformatora religijnego.

Można odnieść wrażenie, że autor uważa się za naśladowcę oraz kontynuatora Lutra i Kalwina, a także Johanna von Döllingera, katolickiego teologa, który w drugiej połowie XIX wieku sprzeciwiał się dogmatowi o papieskiej nieomylności, oraz – choć brzmi to dość absurdalnie – arcybiskupa Lefebvre’a i Hansa Künga razem wziętych. Piszę o absurdzie, bo przecież Küng atakował Papieża za rozmijanie się z tak zwanym duchem Soboru Watykańskiego II, Lefebvre zaś przeciwnie – za soborowość i otwartość, w których widział herezję. Taka właśnie jest idea tej książeczki: każdy argument jest dobry, byleby uderzał w Wojtyłę.

Chciałbym wierzyć, że Antypapież powstał w dobrej wierze, aby udostępnić Polakom skarby tradycji protestanckiej i przekonać, jak bardzo błądzili, pozostając w „niewoli Rzymu”. A jednak trudno mi odnosić się do Piątkowych przemyśleń z szacunkiem należnym uczciwemu szukaniu prawdy o Kościele.

Przeszkadza mi fałszywy ton – za dużo w nim bufonady, przekonania, że autor to odkrywca na miarę Kopernika, w związku z czym jego dzieło „powinien przeczytać każdy polski inteligent”. Po lekturze mam ochotę sfomułować tezę inną: wiele argumentów przytoczonych w Antypapieżu obraża moją inteligencję. Nie mogę tego pamfletu traktować nazbyt poważnie. No bo czyż można na serio, bez uśmiechu, czytać takie oto frazy: „Kiedy ktoś mówi mi: »Marek Jurek«, pytam: »To w końcu Marek czy Jurek?«. Kiedy ktoś mi mówi: »Jan Paweł Drugi«, odpowiadam: »Chyba Jan pierwszy, a Paweł drugi, skoro było ich dwóch«”? I dalej: „Jeśli chcesz walczyć z bałwochwalczym kultem Wojtyły, znajdziesz tutaj argumenty może niemal tak skuteczne, jak: »to w końcu Marek czy Jurek?«”. To ostatnie zdanie – pokazujące „skuteczność” i poziom wyrafinowania retoryki Piątka – pozostawiam bez komentarza.

Antypapież daje dużo mniej, niż zapowiada. Na pierwszy rzut oka jego problematyka może wydawać się obiecująca: jako potrzebna przecież refleksja nad przesadnym kultem Jana Pawła II i przypomnienie najważniejszych argumentów, jakie przeciwko papiestwu wytaczają chrześcijanie Wschodu i Zachodu oraz (zwłaszcza w odniesieniu do osoby Wojtyły) kontestatorzy w łonie Kościoła rzymskokatolickiego. Taka intelektualna i duchowa konfrontacja mogłaby być rzeczywiście interesująca. Niestety, zamiast niej otrzymujemy emocjonalną opowieść o „bałwochwalcy”, który promował nade wszystko nie Jezusa Chrystusa, ale samego siebie. A nawet o człowieku złym i obłudnym. Jeden z rozdziałów zamyka pytanie: „Czy możemy być dumni z kogoś, kto uczynił tyle zła?”.

Wyraźnie zadziałał tu „efekt wahadła”: Piątkową odpowiedzią na papolatrię stała się dekonstrukcja papieskiego autorytetu, niecofająca się przed uproszczeniem i manipulacją, półprawdą i przemilczeniem. Każda niemal strona domaga się przypisu, sprostowania, uzupełnienia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się