fbpx
(fot. Lothar Wolleh, CC BY-SA 3.0)
Janusz Poniewierski styczeń 2012

Krótka historia Drugiego Soboru Watykańskiego: Szło nowe

Nikt wprawdzie nie wiedział, co przyniesie przyszłość, jednak uważny obserwator mógł dostrzec we wnętrzu Kościoła pączkujące procesy odnowy. Tak jakby dokonywała się tam jakaś przedziwna fermentacja. Wyraźnie, choć jeszcze bardzo powoli, szło nowe. Pomału zaczynał pękać gorset, w który od wieków wciśnięty był Kościół.

Artykuł z numeru

Kościół. Lewica. Dialog

Kościół. Lewica. Dialog

Czytaj także

Halina Bortnowska

Sobór i jego ludzie

Pierwszy Sobór Watykański (1869-1870) był dla Kościoła rzymskokatolickiego niczym niezagojona rana. Nigdy go bowiem oficjalnie nie zakończono − został przerwany ze względu na wybuch wojny francusko-pruskiej, a potem zajęcie Rzymu przez wojska Sabaudii i Piemontu. W tej sytuacji papież Pius IX odroczył Sobór sine die, to znaczy bezterminowo, a sam wkrótce potem ogłosił się „więźniem Watykanu”.

Odroczył, a nie zamknął. Nic dziwnego zatem, że w Kościele żyła nadzieja, iż obrady Vaticanum Primum uda się – w bliższej lub nieco dalszej przyszłości – wznowić i kontynuować. To wydawało się konieczne: choćby z uwagi na liczbę dokumentów odłożonych ad acta (było ich ponoć aż 51), ale także z powodu przyjętego już, a dla wielu katolików kontrowersyjnego, dogmatu o nieomylności papieża. Jak mówi historyk Klaus Schatz, przeciwnicy owego dogmatu – a było ich na Soborze całkiem sporo – mieli nadzieję, że „podczas omawiania roli urzędu biskupiego w ramach schematu o Kościele można będzie powiedzieć coś uzupełniającego i równoważącego”. Bo przecież, komentowano, nowe orzeczenie dogmatyczne winno zostać dopełnione opracowaniem integralnej wizji całego Kościoła, a tego zadania ojcowie soborowi nie zdążyli już zrealizować.

O wznowieniu Pierwszego Soboru Watykańskiego – chociażby po to, żeby zajął się eklezjologią – myślało co najmniej dwóch dwudziestowiecznych papieży: Pius XI (1922-1939) i Pius XII (1939-1958). Ten pierwszy był głęboko przekonany, że Kościół powinien przemyśleć nową sytuację, w jakiej znalazła się (częściowo katolicka) Europa po wielkiej wojnie. Wśród tematów, jakie – jego zdaniem – należałoby poruszyć w czasie owej reaktywacji (oprócz konstytucji dogmatycznej o Kościele, której uchwalenie wydawało się dla wszystkich oczywiste), były między innymi: socjalizm i komunizm, a także rola kobiet (!) i ludzi świeckich w Kościele. Idea zwołania Soboru wtedy jednak upadła – głównie z powodu przedłużających się negocjacji poprzedzających podpisanie traktatów laterańskich (czyli umowy konkordatowej pomiędzy Włochami i Stolicą Apostolską) oraz pogorszenia się sytuacji międzynarodowej. Z kolei Pius XII z myślą o Soborze zlecił już nawet podjęcie konkretnych prac przygotowawczych. Opracowano kilka schematów (m.in. o komunizmie, o wojnie i o kulturze), niczego jeszcze publicznie nie ogłaszając, jednakże ten papieski zamysł miał w kurii rzymskiej i w kolegium kardynalskim wielu przeciwników. Wytaczano przeciwko niemu istotne kontrargumenty. Jeden z nich dotyczył duszpasterskiego ryzyka związanego z wielomiesięczną nieobecnością biskupów w ich rodzimych diecezjach. Trzeba bowiem pamiętać, iż panowała wówczas powszechna demoralizacja, będąca owocem wojny, a Europie Wschodniej zagrażał komunizm. „Dyskusje – czytamy w pięciotomowej Historii Kościoła pod red. Rogera Auberta – przeciągnęły się aż do roku 1951, ale z powodu poważnej różnicy zdań dalsze prace zostały zawieszone i to nowe niepowodzenie zdawało się potwierdzać, że era soborów definitywnie się skończyła”. Ich rolę miały odtąd przejąć zreformowany Kodeks Prawa Kanonicznego oraz papieskie encykliki – konkretne odpowiedzi Kościoła na pojawiające się pytania i wątpliwości.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się