fbpx
Janusz Poniewierski lipiec-sierpień 2011

Naczelna

Jesienią 2009 roku – z inicjatywy Doroty Zańko, ówczesnej sekretarz redakcji miesięcznika „Znak” – na ścianie krakowskiej kamienicy przy placu Axentowicza 4 zawisła tablica upamiętniająca Hannę Malewską, która tu właśnie przez wiele lat mieszkała.

Artykuł z numeru

Ciało, duch, rynek

Ilekroć tamtędy przechodzę, ogarnia mnie fala wzruszenia. Dzieje się tak, po pierwsze, ze względu na pamięć o Malewskiej, pisarce tyleż wielkiej, co kompletnie dziś zapomnianej; po drugie zaś – z uwagi na umieszczony na tej tablicy napis, jego powściągliwość, jakąś ascezę, niezwykle trafnie oddającą charakter osoby, której jest poświęcony. Tekst ów streszcza bowiem szeroką aktywność Hanny Malewskiej w trzech zaledwie „słowach”. Mówi, że była ona: redaktor naczelną miesięcznika „Znak”, pisarką i żołnierzem Armii Krajowej.

O tym ostatnim wiadomo najmniej. Hanna Malewska walczyła w powstaniu warszawskim (w stopniu kapitana), a wcześniej kierowała komórką szyfrów na linii: Komenda Główna AK – Rząd RP w Londynie. Jej przyjaciele z kręgu „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” dowiedzieli się o tym dopiero w latach osiemdziesiątych, i to od osób trzecich. Bo Malewska – z natury nieśmiała, wychowana w duchu służby, a nie celebrowania własnych zasług – źle znosiła kombatanckie klimaty. Kiedy namawiano ją do pisania wojennych wspomnień, konsekwentnie odmawiała. „Przez moje ręce – tłumaczyła – przechodziło bardzo dużo informacji. Wiedziałam wtedy prawie wszystko (…). Nigdy nikomu o tym nie mówiłam, bo bałam się, żeby przez pomyłkę nie powiedzieć czegoś, co wiem tylko służbowo. I tak już zostało. A z przysięgi nikt do dziś mnie nie zwolnił…”.

Na temat jej twórczości pisarskiej mogłaby powstać całkiem spora biblioteka analiz i studiów. Niestety, czas, w jakim przyszło jej pisać, nie był dla niej łaskawy. W PRL-u twórczość Hanny Malewskiej świadomie marginalizowano, spychano do katolickiego getta. Z kolei w wolnej Polsce rychło zapadła nad nią zasłona niepamięci, a jej dzieła stały się dostępne jedynie w antykwariatach.

A przecież każdy, kto bez uprzedzeń sięgnie do książek Malewskiej, takich chociażby jak Przemija postać świata czy Sir Tomasz More odmawia, musi dostrzec jej artystyczną wielkość. Pisał o niej, „inteligentnej uczennicy Tomasza Manna”, Ryszard Przybylski: „Bezlitosna i trudna jest jej mądrość, ale też tylko taka mądrość może przynieść pocieszenie ludziom, którzy utracili raz na zawsze smak do szlachetnych i nieszlachetnych eudajmonistycznych baśni. Pamiętam o tym, kiedy z jej książką w ręku idę nad morze łez i krwi słuchać głosów z wieczności”.

Przejmująco brzmią słowa napisane na wieść o jej śmierci, w 1983 roku, przez ówczesnego więźnia politycznego Adama Michnika: „Tu [w więzieniu – JP], gdzie samotność jest uczuciem szczególnie dojmującym, poczułem się jeszcze bardziej osamotniony. (…) Sięgnąłem wtedy po jej książki, by raz jeszcze przekonać się, że póki one istnieją, nigdy nie będę osamotniony do końca”.

Jako pisarka zachowała daleko idącą niezależność. Zdaniem Bohdana Cywińskiego, „oficjalne życie literackie było od niej niesłychanie daleko, ale i to nieoficjalne – ze swą atmosferą wesolutkiej opozycji, wymieniającej smakowite plotki i wieszające na wrogach psy – też najczęściej bało się do niej zbliżyć. Przyjść można było do niej indywidualnie, mówiło się serio, szczerze, i zawsze na poziomie intelektualnym, przy jakim zwykły polski inteligent musi stale wspinać się na palce. Tak samo zresztą czyta się jej książki; lektura przypomina wyprawę wysokogórską: [jest] niełatwa, piękna, i wspomina się ją długo”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się