Ucieszył mnie fragment komunikatu, ogłoszonego w marcu br. przez Konferencję Episkopatu Polski, w którym biskupi zapowiedzieli powołanie niezależnego zespołu badającego praktykę rozwiązywania przez Kościół „problemów” związanych z przestępstwami popełnionymi przez osoby duchowne wobec nieletnich. To krok w dobrym kierunku, choć – jak zdążył się dowiedzieć „Tygodnik Powszechny” – dostęp do archiwum archidiecezji krakowskiej (w tym możliwość wglądu do dokumentów, które mogłyby dotyczyć Karola Wojtyły jako jej ordynariusza) nie jest wcale oczywisty. Abp Marek Jędraszewski, opowiadając się za powołaniem takiego zespołu, postawił ponoć warunek, że zgodę na badanie wszelkich spraw związanych z Wojtyłą musi wydać Stolica Apostolska.
W ten sposób, zamiast od razu zmierzyć się z pytaniami postawionymi przez Gutowskiego i Overbeeka – co wydaje się najprostszym sposobem ustalenia prawdy i ewentualnej obrony papieża – będziemy musieli trochę (?) poczekać. Zresztą – zdaniem części Kościoła w Polsce – jakiekolwiek wyjaśnienia nie są nam w ogóle potrzebne.
Wystarczą marsze w obronie św. Jana Pawła II i traktowanie go jako narodowego totemu, jednego z „insygniów tożsamości” Polaków i „spoiwa [ich] jedności” (cyt. za orędziem marszałek Sejmu Elżbiety Witek).
Z taką próbą zdefiniowania polskości nie zgodziłby się zapewne sam Jan Paweł II. Osobom zainteresowanym polecam lekturę jego Pamięci i tożsamości. A korzystając z okazji, stawiam pytanie o to, jak się ma rozbuchany dziś do granic możliwości kult papieża Wojtyły (którego wizerunek marszałek Witek przyrównała do obrazu Czarnej Madonny) do samego chrześcijaństwa. Swoją drogą, jest czymś zdumiewającym, iż inicjatorom marszów przechodzących przez Polskę 2 kwietnia br. jakby nie przeszkadzało, że tego dnia chrześcijanie różnych wyznań (w tym rzymscy katolicy) obchodzili rozpoczynającą Wielki Tydzień Niedzielę Palmową, podczas której w centrum uwagi powinien być przecież Ktoś zupełnie Inny.
Ważny artykuł o kulcie polskiego papieża opublikował w „Tygodniku Powszechnym” (nr 14) prof. Dariusz Kosiński, teatrolog. Autor – odwołując się do przypadającej w marcu rocznicy prapremiery Wesela Wyspiańskiego – przyrównał formę, w jakiej od jakiegoś czasu czcimy polskiego papieża, do pałuby, chochoła, który jest „pusty w środku, a jego władza i taniec napędzane są naszymi złudzeniami na temat nas samych”. I dalej: św. Jan Paweł II stał się dla nas „kolejnym polskim chochołem, »malowanym obrazkiem«, który trzyma się kurczowo w lęku przed tym, co mogłoby się ukazać i czym trzeba by zająć ręce, gdyby go z nich wypuścić”.
Nic dodać, nic ująć…
A tymczasem w Monachium umorzono śledztwo przeciwko m.in. Josephowi Ratzingerowi, oskarżanemu o tuszowanie pedofilii w czasach, gdy był tam arcybiskupem.