fbpx
Janusz Poniewierski
Janusz Poniewierski, zdj. Michał Lichtański
Janusz Poniewierski kwiecień 2021

Śmierć korespondenta

Był wnikliwym obserwatorem i znakomitym gawędziarzem. Kiedy jego opowieści o Watykanie usłyszał Tadeusz Różewicz, nie miał wątpliwości, że Lehnert powinien je spisać. „Panie Marku – mówił – niech pan nie odkłada książki, na którą czekam, tak jak świat czeka na Harry’ego Pottera”.

Artykuł z numeru

Świat prosi o ratunek

Czytaj także

z ks. Andrzejem Kobylińskim rozmawia Redakcja

Przemyślmy to od nowa

Rok temu, 28 marca 2020, zmarł Marek Lehnert (ur. 1950), watykanista, rzymski korespondent Radia Wolna Europa i Polskiego Radia, długoletni współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, do którego trafił po tym, jak w 1970 r. – w wieku zaledwie 20 lat – wygrał ogłoszony na tych łamach konkurs na reportaż.

Był świetnym dziennikarzem. Miał niepowtarzalny głos. Z publicznego radia odszedł dość dawno (w 2017 r.), a mimo to słuchacze do dziś pamiętają „jego charakterystyczne przeciągnięcie na końcu każdej relacji: Marek Lehnert, Polskie Radio… Rzym! Tak jakby sam nie mógł do końca uwierzyć, że może tam być i dla nas nadawać”. Pod informacją o jego śmierci (na stronie prowadzonej przez Michała Nogasia, byłego dziennikarza Trójki) widnieje 361 komentarzy (i 583 udostępnienia), a każdy niesie ze sobą określenia, takie jak: „synonim profesjonalizmu”, „przykład elegancji i taktu”, „mistrz i artysta”, „sztukmistrz dziennikarstwa” itp. Bo rzeczywiście, było w jego korespondencjach coś z magii. Jedna ze słuchaczek wspomina np. przygotowywane przezeń przeglądy prasy włoskiej, a zwłaszcza „szelest gazety nad espresso”, i komentuje: „Czułam się tak, jakbym siedziała przy stoliku obok”. Ktoś inny dodaje: „Miałem wrażenie, jakbym był w jego rzymskim mieszkaniu, a za oknem słychać było gwar miasta”.

Ci, którzy znali Lehnerta osobiście, wspominają go jako ciepłego i życzliwego człowieka, wspaniałego kolegę, kogoś, kto zawsze miał dla nich czas. Dobrze wiem, o czym mówią, bo kiedy przez kilka miesięcy dane mi było mieszkać w tym mieście, Marek traktował mnie jak młodszego brata: oprowadzał po Rzymie, wyjaśniał zawiłości włoskiej polityki, dzielił się najnowszymi plotkami wprost z Watykanu, zabierał na kolacje, udzielał praktycznych rad, pomagał.

Dużą część życia przepracował jako radiowiec (blisko dekadę w RWE, 23 lata w Polskim Radiu), ale był przecież także dziennikarzem agencyjnym (KAI), publicystą, redaktorem polskiej wersji „L’Osservatore Romano” (1980–1984), autorem dwóch książek publicystycznych i kilku tomików wierszy. Nade wszystko jednak był wnikliwym obserwatorem i znakomitym gawędziarzem. Kiedy jego opowieści o Watykanie usłyszał Tadeusz Różewicz, nie miał wątpliwości, że Lehnert powinien je spisać. „Panie Marku – mówił mu – niech pan nie odkłada książki, na którą czekam, tak jak świat czeka na Harry’ego Pottera”.

To właśnie z inspiracji Różewicza powstał Korespondent (2019), fascynująca opowieść o włoskich, rzymskich i watykańskich (a także radiowych) doświadczeniach Marka Lehnerta. Książka, którą wydawca opatrzył dość długim podtytułem (Przełomowe wydarzenia, kulisy niezwykłych spotkań, tajemnice życia w Watykanie), oferuje czytelnikom solidną porcję wiedzy o współczesnej Italii i o Kościele w czasach pontyfikatu Jana Pawła II. Trzeba jednak od razu dodać, że nie jest to, bynajmniej, wiedza naukowa, sucha i pełna faktów znanych z encyklopedii, ale snuta przez Marka i obfitująca w soczyste anegdoty gawęda, której słuchamy – podobnie zresztą jak autor Kartoteki – tak jak słucha się opowieści o przysłowiowym żelaznym wilku.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się