fbpx
fot. z archiwum ks. Kobylińskiego
z ks. Andrzejem Kobylińskim rozmawia Redakcja

Przemyślmy to od nowa

Od kilkunastu lat stawiam tezę, że katolicyzm trzeba w pewnym sensie wymyślić na nowo. Pytanie brzmi, jak przeprowadzić tę reformę, żeby Kościół katolicki pozostał po niej wciąż sobą.

Czytaj także

z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia Redakcja

Wkurzam się razem z wami

z Tomaszem Polakiem rozmawia Michał Jędrzejek

Kościelnej maszyny nie da się naprawić

Czy rok 2020 okaże się przełomowy w najnowszej historii Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce?

Tak sądzę. Przekonuje mnie porównanie obecnego czasu do Sarajewa 1914 r.

To znaczy?

Tej metafory użył w marcu Giulio Tremonti, włoski polityk i ekonomista, argumentując, że ten rok i trwająca pandemia będą miały długofalowe skutki podobne do słynnego zamachu na księcia Franciszka Ferdynanda. Jestem pewien, że rok 2020 będzie w przyszłości wspominany jako dziejowa cezura – zmierzch pewnej epoki i narodziny nowego globalnego porządku. Również w przypadku Kościoła to moment, gdy obserwujemy kres pewnego modelu katolicyzmu i wyłanianie się czegoś nowego.

Które wydarzenia w Kościele miały tu największe znaczenie?

Najistotniejsze są dwa czynniki. Pierwszy, zewnętrzny, w Polsce rzadko może dostrzegany, to głębokie konsekwencje reformy Kościoła, którą w wymiarze ogólnoświatowym przeprowadza papież Franciszek. Nowe, zrodzone w Rzymie treści stopniowo rozlewają się po świecie i zaczynają odmieniać katolicyzm. Z drugim czynnikiem mamy do czynienia wewnątrz naszego kraju. Najmocniejszym zapewne tąpnięciem były protesty młodych ludzi, wywołane perspektywą zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Padające tam ostre, niekiedy antyklerykalne hasła są wyraźnym dowodem, że młode pokolenie w dużym stopniu odwróciło się już od Kościoła.

Co Ksiądz ma na myśli, mówiąc o głębokich reformach Franciszka?

Obecny papież właściwie nie jest reformatorem, lecz rewolucjonistą. Dla jego pontyfikatu fundamentalne znaczenie mają dwa dokumenty, które sprawiają, że do lamusa odchodzi tradycyjna wersja Kościoła.

Dokument pierwszy to wydana w 2013 r. adhortacja Evangelii gaudium. Od jej publikacji niezwykle ważne stało się pojęcie decentralizacji Kościoła. Oznacza ono przenoszenie różnych kompetencji, także doktrynalnych, z Watykanu na poziom poszczególnych diecezji, lokalnych episkopatów czy nawet ludzkich sumień.

Mamy zatem do czynienia ze zmierzchem takiego Kościoła katolickiego, jaki funkcjonował od Soboru Trydenckiego – scentralizowanego, z wszechwładnym papieżem i jednym katechizmem, w którym znajdują się ostateczne odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące wiary i moralności.

Decentralizacja oznacza zgodę na różnorodność – widzimy to najlepiej na przykładzie tzw. drogi synodalnej w Niemczech.

Drugi ważny dokument to adhortacja Amoris laetitia z 2016 r. Kard. Walter Kasper, jeden z jej głównych twórców, określił ją mianem „dokumentu tysiąclecia”. Zgadzam sięz nim, ponieważ ta adhortacja wprowadza zasadę dynamicznej interpretacji depozytu wiary. To zmiana paradygmatu: podporządkowanie doktryny duszpasterstwu, a teorii praktyce. Potwierdzeniem tej zmiany jest umożliwienie przez papieża Franciszka udzielania pod pewnymi warunkami komunii osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach. To pokazuje, że będziemy przechodzić od prymatu norm ogólnych nad sumieniem indywidualnym do prymatu sumienia nad tymi normami. Uważam, że w taki właśnie sposób można określić istotę rewolucji kopernikańskiej, którą wprowadziła w Kościele adhortacja Amoris laetitia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się