Ewelina Śliwa poleca:
Wit Szostak, Cudze słowa, Wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2020, s.280
Primo: piekielnie wciągająca powieść. Secondo: Kraków i jego studenckie uroki. Terzo: południowe menu i namysł nad mitem śródziemnomorza. W Cudzych słowach portret zmarłego Benedykta kreśli siedem postaci: ojciec, przyjaciel z dzieciństwa, profesor, wpatrzony w niego uczeń, ukochana, pierwsza miłość i kolega z lat studenckich. Ich głosy składają się na niejednoznaczny obraz człowieka-legendy: myśliciela, enigmatycznego geniusza, wybitnego kucharza i mężczyzny, który swoją aurą przyćmiewał wszystkich wokół. Czy taki był naprawdę?
Cudze słowa to opowieść o bliskości, rozczarowaniu i pustce. Szostak nie byłby też sobą, gdyby w tej historii pominął rozważania o języku, który skazuje nas na nieprecyzyjność i niespełnienie. Człowiek jest summą wielu cudzych słów, a poszukiwanie własnego głosu to proces wpisany w nasze życie.
Na koniec zostawię Was z jednym z moich ulubionych cytatów z tej książki: „Nie można pisać jak Flaubert, Mann czy Dostojewski, ale można podać makaron, jak przyrządzano sto lat temu”.
Edyta Zielińska poleca:
Charlotte Gordon, Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley, tłum. Paulina Surniak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, s. 686
Jeśli „cnoty niewieście” to wyłącznie takie, o których pisze Charlotte Gordon w swojej rewelacyjnej, podwójnej biografii matki i córki – Mary Wollstonecraft oraz Mary Shelley – kobiet nieposkromionych i niezależnych, bezwstydnie stawiających czoła patriarchatowi, nieprzeciętnie utalentowanych, namiętnych i głęboko współodczuwających. Pierwsza swoim Wołaniem o prawa kobiety położyła podwaliny pod całą teorię feminizmu. Druga onieśmielającym talentem, który objawił się w słynnym Frankesteinie, zachwyciła największych twórców epoki, w tym Lorda Byrona. I choć to biografia bohaterek żyjących w XVIII i XIX w., jest nad wyraz aktualna. Bo dyskusje przetaczające się przez brytyjską prasę po premierze Wołań o prawa kobiety (czyli 230 lat temu) niepokojąco przypominają głosy, które dzisiaj próbują uciszyć kobiety dopominające się jedynie o równe traktowanie. Mary Shelley nieustannie mierzyła się z próbami podważania jej talentu – autorstwo Frankesteina przypisywano jej mężowi Percy’emu. Buntowniczki nie są jednak wyłącznie portretami niezwykłych kobiet. To trzymająca w napięciu ekspedycja przez dwie burzliwe epoki w dziejach Europy: od georgiańskiego Londynu, przez pogrążony w rewolucji Paryż, dżdżystą Szwajcarię, Niemcy aż po skąpane w słońcu Włochy – Rzym, Florencję, Neapol i Ligurię. Jednak przede wszystkim to opowieść o odwadze, autentycznej sile kobiet i istocie kobiecego buntu.
Jeffrey Eugenides, Middlesex, tłum. Witold Kurylak, Sonia Draga, Katowice 2015, s. 608
8 lat – tyle zajęło Jeffreyowi Eugenidesowi napisanie nagrodzonej Pulitzerem monumentalnej sagi rodzinnej. Kilka długich i ciepłych letnich wieczorów – tyle zajmie Wam podróż przez cały XX wiek wraz z klanem greckich imigrantów. Jego historia zaczyna się w Azji Mniejszej, u progu stulecia, od pewnego zakazanego romansu, a kończy w bardzo osobliwym domu w dzielnicy Middlesex, na przedmieściach Detroit – miasta, w którym niezwykle precyzyjnie odbijają się pełne blasków i cieni dzieje Nowego Kontynentu. Eugenides na kronikarza w swojej opowieści wybrał Cala – chłopca o wyjątkowym szczęściu. Albo niepospolitym pechu. Bo trudno expressis verbis ocenić los kogoś, kto urodził się dwukrotnie – po raz pierwszy jako dziewczynka, a kilkanaście lat później jako chłopiec. Zmagania Calliope, a później Cala z własną nienormatywnością to zuchwała, pełna ciepła i niewymuszonego humoru opowieść o skomplikowanym dorastaniu, a zarazem przepiękny traktat o słodko-gorzkim losie odmieńców i drodze do odnalezienia swojego miejsca w świecie.
Ilona Klimek poleca:
Zośka Papużanka, Kąkol, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2021, s. 320
Zrywanie łąkowych kwiatów, obieranie porzeczek, maliny jedzone prosto z krzaka, zapach skoszonej trawy, karmienie kur na podwórku, piętnaście drewnianych skrzypiących schodów prowadzących do pokoju na piętrze, pierwsze krople ciepłego deszczu. Kąkol Zośki Papużanki pozwala doświadczyć lata wszystkimi zmysłami. Razem z główną bohaterką – dziewczynką, która właśnie ukończyła piątą klasę – wyruszamy na dwa miesiące na wieś, do domu jej ojca, gdzie niepodzielnie rządzi dziadek Antoni. Pod pozornym obrazem sielanki kryją się jednak zawiłe rodzinne relacje: niedopowiedzenia, oschłość, wzajemne pretensje. Kilkunastoletnia narratorka chłonie atmosferę tego świata niczym gąbka. Po latach wraca do niego pamięcią i odtwarzając swą ówczesną perspektywę pokazuje, jak na dzieci, które potrafiły cieszyć się chwilą i korzystać z uroków lata, wpływały niezrozumiałe nastroje dorosłych niezdolnych do życia razem pod jednym dachem. Kąkol jest opowieścią uważną, niezwykle soczystą językowo i pełną zachwytów nad tym, co zwyczajne.
Joan Didion, Dryfując do Betlejem, tłum. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021, s. 302
Choć ta książka ma już ponad pół wieku (teksty wchodzące w jej skład powstawały w latach 60. XX w.), to gdy wreszcie doczekaliśmy się jej polskiego wydania, okazuje się niezwykle aktualna. Osiemdziesięciosześcioletnia Joan Didion to ikona tzw. Nowego Dziennikarstwa, dla którego istotne były nie tylko treści, ale też styl, a także obecność autorskiego „ja” objawiającego się w tekście po to, by czytelnik i czytelniczka mogli mu zaufać. Dziennikarka w zbiorze tekstów, który zaczerpnął tytuł od głównego tekstu opowiadającego o zagubionych, samotnych dzieciakach tworzących hipisowską wspólnotę, mówi przede wszystkim o rozpadzie Ameryki: kryzysie kultu wolności, postępu, sukcesu, sprawowania władzy nad naturą. Dzisiaj te pęknięcia, które wówczas w detalach odkrywała Didion, są już widoczne gołym okiem. Dryfując do Betlejem to ciągle bardzo świeże i potrzebne ostrzeżenie przed zerojedynkowymi podziałami, radykalizmami i fanatyzmami.