fbpx
(fot. Tygodnik Powszechny)
Redakcja

Dominika Kozłowska: spotkałam osoby, które odeszły z Kościoła, aby zachować wiarę

„Przyszłe pokolenia zarzucą nam, że nie byliśmy dość radykalni. Potencjał buntu nie jest wystarczająco uruchomiony w naszym społeczeństwie, nie mówiąc już o Kościele” – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” Dominika Kozłowska.

W najnowszym wydaniu „Tygodnika” ukazał się obszerny wywiad z naszą redaktorką naczelną. W wielowątkowej rozmowie Dominika Kozłowska dzieli się z czytelnikami osobistymi doświadczeniami odkrywania chrześcijaństwa, ale też kościelnymi rozczarowaniami.

„W chrześcijaństwie zawsze najciekawsze było to, co się działo na jego obrzeżach. Kościół wymaga wiary podporządkowanej nauczaniu instytucjonalnemu. Wiary, która zawiera w sobie aprobatę dla zinstytucjonalizowanego sposobu dostępu do sakramentów, kontaktu z Bogiem. Z wiary subiektywnej Kościół nie odnosi żadnej korzyści” – mówi Kozłowska, ukazując ograniczenia instytucji.

Jej zdaniem kluczowym wymiarem wiary jest osobista relacja z Chrystusem i z innymi ludźmi, zaś problemu Kościoła dopatruje się w utracie kontaktu z człowiekiem. Widać to zwłaszcza w stosunku do nauki, co przejawia się np. w odniesieniu do osób o odmiennych orientacjach seksualnych. „Nauczanie Kościoła za tym nie nadąża” – twierdzi redaktorka naczelna Miesięcznika.

Bunt wobec Kościoła

Pytana o pozytywny bunt wobec Kościoła, odpowiada, że „przyszłe pokolenia zarzucą nam, że byliśmy nie dość radykalni”.

„Potencjał buntu społecznego jest cały czas nie dość uruchomiony w naszym społeczeństwie, a na pewno nie dość uruchomiony w Kościele. Ważne, aby zrozumieć, po co nam bunt. On wyzwala energię społeczną, która przełamuje milczenie, wydobywa na powierzchnię ukryte problemy, nadużycia, przemoc” – twierdzi Kozłowska. Uważa, że doświadczenia zranionych mogą stać się początkiem nowej społecznej solidarności, która wypływa z niezgody na biedę bliźniego.

Odejść by zachować wiarę

„Nie uważam, żeby w wymiarze praktycznym wiara prowadziła do czegoś innego niż to, do czego dochodzą ludzie, którzy odwołują się do tradycji humanistycznych i na ich podstawie kształtują swoją wrażliwość na drugiego, na biedę, krzywdę, poniżenie, wykluczenie, rasizm” – deklaruje redaktorka naczelna Miesięcznika. Pytana o powszechne przekonanie o wyższości etycznej religii odpowiada, że ważne, by kształtować również świeckie rozumienie moralności.

„W ostatnich latach spotkałam wiele osób, które mówią, że odchodzą z Kościoła, aby zachować swoją wiarę. Zabierają ją jak skarb, który chcą uchronić przed zniszczeniem. Moje doświadczenie przemocy i zła, z którym się spotkałam w Kościele, jest niewielkie w porównaniu z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej ze strony duchownych, osobistego poniżenia, odrzucenia jako lesbijki, geje lub osoby trans. Podziwiam ludzi, którzy byli wykorzystani seksualnie przez księży i mają siłę psychiczną, żeby do kościoła chodzić. Naprawdę ich podziwiam” – podkreśla Dominika Kozłowska.

Zaznacza, że solidarność z marginalizowanymi przez Kościół, jest dla niej cennym doświadczeniem. „Chcę dziś być raczej z tymi osobami, z tym Kościołem, często domowym, spotykającym się w prywatnych przestrzeniach. A poza tym potrzebuję czasu, aby oczyścić się z tego złego doświadczenia” – mówi, podkreślając, że krytyka Kościoła nie jest działaniem na jego szkodę, zaś rezygnacja z niej byłaby „źle pojętą lojalnością”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się