W dodatku każde z nich jest bogate w rozmaite znaczenia; np. „zbawić” nie tylko ma sens religijny, ale może też oznaczać pozbycie się czegoś, pozbawienie, uwolnienie. (Tę jego dwuznaczność wykorzystał Czesław Miłosz w znanym wierszu O zbawieniu: „Zbawiony dóbr i honorów, / Zbawiony szczęścia i troski…”). Jakby tego było mało, znaczenia te można jeszcze rozszerzać i odwracać: można czekać na coś „jak na zbawienie”, można kogoś „zabić śmiechem”, można też „zabawić się czyimś kosztem”.
Tytułując swoją najnowszą książkę poetycką Zabawne i zbawienne (Wrocław 2020), Adam Kaczanowski korzysta właśnie z tego szerokiego pola znaczeń. Wielkim tematem jego tomu jest to, w jaki sposób budujemy nasze relacje z innymi, jaką rolę odgrywa w nich przemoc, fizyczna i symboliczna, a także – czy jesteśmy w stanie wymknąć się mechanizmom, które współtworzymy. W finale tomu – od razu uprzedzę – zostajemy zaproszeni do tańca, który może być symbolem zarówno wyzwolenia, czyli tytułowego zbawienia, jak też uwięzienia w rytuałach i rolach, których nie akceptujemy, ale którym nie potrafimy się przeciwstawić. Ostatnie słowa finałowego poematu, powtarzane w tanecznym rytmie kolejnych obrotów, są raczej gorzkim wyznaniem kogoś, kto znalazł się w pułapce: „Wydawało mi się, że moje życie jest komedią, / uświadomiłem sobie, że jest dramatem / udającym komedię udającą dramat udający komedię”.
Miałem okazję kilka miesięcy temu oglądać na żywo występ Kaczanowskiego na Festiwalu Haupta w Gorlicach. Poeta przywiózł ze sobą kij bejsbolowy, żeby w trakcie wieczoru, czytając wiersze, równocześnie rozwalić jakąś starą szafę. Niestety, w Gorlickim Centrum Kultury nie znalazła się żadna szafa, którą można by poświęcić; Adam czytał więc ze sceny półnago, jak to ma w zwyczaju, zagadując publiczność i angażując ją w wybór tego, co zostanie odczytane.
W kontekście twórczości Kaczanowskiego – zarówno samych utworów, jak sposobu, w jaki autor prezentuje je podczas występów – często używa się słowa „klaunada”. On sam zresztą nie dystansuje się od niego, a we wspomnianej książce wręcz ostentacyjnie do niego nawiązuje, czyniąc jednym z jej głównych bohaterów postać Jokera (w wersji zaprezentowanej w filmie Todda Phillipsa). Kim jest klaun? Mówiąc najkrócej: to ktoś, kto kompromituje siebie, żeby rozśmieszyć innych. Klaun może być symbolem ofiary: zabawia nas – i w ten sposób zbawia, bo pozwala na chwilę zapomnieć o tym, co nam doskwiera – jednocześnie siebie unicestwiając. Ucieleśnia w ten sposób dwuznaczną siłę komizmu: na przykładzie klauna widać, jakie reguły rządzą naszymi relacjami, jaką rolę odgrywa w nich upokarzanie innych i przyjemność, którą czerpiemy z okrucieństwa. Filmowy Joker to klaun, który chce wyjść z roli ofiary: odreagowując upokorzenia, zwraca się przeciwko światu, który uczynił sobie zeń widowisko.
Tom Zabawne i zbawienne składa się z trzech części: pierwszą tworzą krótkie opowiadania, drugą wiersze, trzecią – coś, co jest właściwie esejem, ale stopniowo także przemienia się w wiersz. Kaczanowski lubi takie montaże: mieszając gatunki i style, powoduje, że poszczególne elementy dopełniają się i wzajemnie komentują, a równocześnie zakłócony zostaje proces ich interpretacji, zaś kompetencje czytelnicze – wystawione na próbę. Nie wiadomo, jak czytać kolejne fragmenty, które z nich traktować serio, a które jako zgrywę. Oczywiście sam pomysł wciągnięcia czytających w taką grę o niejasnych zasadach nie jest niczym nowym; Kaczanowski jest dzieckiem postmodernizmu i bynajmniej się z tym nie kryje. Nietrudno jednak zauważyć, że w jego utworach, mimo solidnej porcji zgrywy, serio dominuje: „empatyczny sadyzm” (to jego własne określenie), z którym autor traktuje swoje bohaterki i bohaterów, służy tak naprawdę postawieniu ważnych pytań o sens tego, w czym uczestniczymy, i o charakter naszego uczestnictwa.