fbpx
Wojciech Bonowicz marzec 2011

Ogrodnik. 80. rocznica urodzin ks. Józefa Tischnera

Możliwe, że to apokryf, znam jednak tę anegdotę z dwóch różnych źródeł. Podczas kolacji w Watykanie, w której brał udział ksiądz Tischner, wypłynął temat jego niedoszłego prymasostwa. Ktoś z siedzących przy stole zwrócił uwagę papieżowi, że autor Etyki solidarności to dla Kościoła w Polsce byłby całkiem niezły wybór.

Artykuł z numeru

Po co nam Gross?

Tischner spuścił wzrok, milczał, ale Jan Paweł II, odpowiadając, zwrócił się właśnie do niego: „Pamiętasz, Józiu, kto był prymasem Niemiec w czasach Hegla? Nikt nie pamięta. Ty masz być Heglem”.

Nawet jeśli to opowieść zmyślona, nawet jeśli nie powiedział tego papież, lecz ktoś inny – ta anegdota dobrze oddaje napięcie, które nosił w sobie sam Tischner. Kim był? Czy był tym, kim chciał być? Czy robił to, do czego czuł się najbardziej powołany? Czy też raczej to, czego oczekiwali od niego inni?

Cezary Wodziński w książce-rozmowie Między anegdotą a doświadczeniem wspomina, że w połowie lat dziewięćdziesiątych bezskutecznie próbował umówić się z Tischnerem na dysputę o filozofii, która także miała zaowocować książką. Pomysł narodził się wcześniej, ale ożył na nowo po wydaniu rozmów Między Panem a Plebanem. „Tischnerowi”, wspomina Wodziński, „nie podobał się jego własny portret, który wyłaniał się z tej książki. To nie był portret filozofa. Dyskurs polityczny i historyczny zdominował rozmowę. Przesłonił Tischnera filozofa, a przecież na tej roli zależało mu, co często podkreślał, najbardziej. Mieliśmy spróbować innego dyskursu. Filozoficznego w sensie ścisłym”. Nie udało się. Mimo dobrej woli obu potencjalnych rozmówców, do takiego spotkania nie doszło.

We wstępie do swojej ostatniej filozoficznej książki Spór o istnienie człowieka, będącej kontynuacją Filozofii dramatu, Tischner wyznał, że w latach dziewięćdziesiątych starał się przede wszystkim odpowiadać na rozmaite potrzeby chwili. Tak powstało wiele znakomitych książek publicystycznych, o szerokich horyzontach, ale jednak skupionych wokół tego, co wiązało się z polską transformacją ustrojową – budowania demokracji, miejsca religii w zmieniającej się rzeczywistości, rozterek społeczeństwa posttotalitarnego. Nawet jeśli Tischner próbował pogłębić nasze spojrzenie na transformację i uciekać co jakiś czas „od doraźnych problemów, podejmując »wieczne« pytania filozofii”, w gruncie rzeczy miał poczucie, że coś istotnego traci. „Byłem często jak ogrodnik”, pisał, „który grzebie w ziemi ze świadomością, że grzebie o kilka metrów obok miejsca, w którym znajduje się jego »złota żyła«”.

Z pewnością Tischner nie zamknął swego dzieła tak, jak o tym marzył. Z ostatniego tomu jego filozoficznej sumy zachowało się kilka rozdziałów; widać w nich, że nadal nurtował go problem innego, „odkrywania siebie w innym i innego w sobie”. Wracał do wątków poruszonych w Filozofii dramatu, w pewien sposób pisał ją na nowo, bogatszy o kolejne przemyślenia. Co jeszcze wydobyłby ze swojej „złotej żyły”, gdyby nie przeszkodziła mu choroba? Czy powstałoby coś, co przekonałoby doń tych, którzy widzieli w nim  pisarza, poetę, kaznodzieję – ale nie filozofa?

„Ty masz być Heglem…” Z perspektywy przeszło dziesięciu lat, które minęły od jego śmierci, trudno nie postawić pytania o to, jakie jest miejsce Tischnera w polskim życiu intelektualnym i społecznym. Nie tak dawno pisałem w „Tygodniku Powszechnym”, że od kilku lat widzę, jak rośnie zainteresowanie Tischnerem jako myślicielem religijnym. Jego wpływ na polską religijność jest jednak raczej podskórny, ogranicza się do tych, których wiara „szuka rozumienia”, w niewielkim stopniu odcisnął się natomiast na Kościele jako instytucji. Zresztą on sam tak naprawdę instytucją mało się interesował, rzadko krytykował struktury. Piętnował pewne postawy – triumfalizm, „poczucie sytej cnoty” (by zacytować jednego z jego duchowych uczniów, księdza Grzegorza Rysia), niechęć do autorefleksji, podatność na integrystyczne i nacjonalistyczne pokusy – ale reform nie proponował. „Nie usiłuję krytykować czegoś, na co nie mogę wpłynąć”, tłumaczył w jednym z wywiadów. „Ja usiłuję wpłynąć na chrześcijańską filozofię w Polsce i zrobić ją filozofią szerokich horyzontów, szerokiego serca, która rozumie niepokój człowieka. Bo rozumieć człowieka, to podzielać jego niepokój”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się