fbpx
fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Wojciech Bonowicz maj 2022

Moi, mistrzowie: Serhij Żadan

Nie wiem, czy powinno się dziś pisać o literaturze – w szczególności o literaturze ukraińskiej, która powstała w odpowiedzi na doświadczenia wojenne ostatnich lat – w taki sposób jak zwykle, tzn. dokonując rozbioru wiersza, komentując jego strukturę, wskazując węzłowe punkty itd. A jednak nawet w najstraszniejszym kontekście literatura pozostaje literaturą, tzn. konstrukcją, i może właśnie to, w zderzeniu z wojenną machiną dekonstrukcji, robi największe wrażenie.

Artykuł z numeru

Tu mówi Ukraina

Czytaj także

Wojciech Bonowicz

Moi, mistrzowie: Urszula Honek

Prawdziwa sztuka jest zawsze przeciwko wojnie, bo z natury swojej buduje, a nie burzy. I zawsze staje po stronie człowieka oraz tego, co nazywamy człowieczeństwem – także wówczas, gdy jej tematem jest ludzkie okrucieństwo i obłędna, pozbawiająca nadziei przemoc. Ludzkie doświadczenie chce być nazwane, wypowiedziane – w każdych okolicznościach. Nie ma nic straszniejszego niż wojna przemilczana, rozpacz nieopisana, ofiara bezimienna. Literackie konstrukcje są jak rusztowania, na których czytający wznoszą budowle z własnych przeżyć, obaw i przemyśleń.

Niemniej mój komentarz tym razem będzie krótki. Bo wiersz Serhija Żadana – wybrany z jego polskiego tomu zatytułowanego Drohobycz (Warszawa 2018; autorem przekładów jest Jacek Podsiadło) – to właściwie ciąg prostych obrazów i bezpośrednich stwierdzeń, jakby notatek sporządzanych na bieżąco w trakcie upływających wojennych miesięcy. Często zresztą bardzo ogólnych, pisanych z pewnego dystansu i z miejsca, które trudno byłoby zlokalizować: „Przez pół roku ona trzyma się. (…) Pół roku temu wszystko było całkiem inaczej. / Pół roku temu wszyscy byli inni”. W ten sposób wiersz uniwersalizuje pewne doświadczenie, osobiste staje się tu wspólnym, jednostkowe – społecznym. Niby mamy do czynienia z czymś w rodzaju prywatnej kroniki, w której zapisano rozmowę zakochanych, a jednocześnie obserwujemy znacznie więcej, niż to możliwe, kiedy się patrzy z jednego tylko punktu. Widzimy jakąś większą całość, której symbolem są – w finale wiersza – stygnące pola i zamarzające miasta. Wojna to jedno z tych doświadczeń, które sprawia, że granice „ja” nagle się poszerzają. Wszystko, co się dzieje, przeżywane jest bardzo osobiście i jednocześnie we wspólnocie z innymi, jakby „ja” było w wielu miejscach naraz.

Trzeba podkreślić, że Żadan jest w tym wierszu rzeczowy: metafor jest niewiele, język się nie rozszczelnia i nie rozsypuje. Znaczące jest już samo to, że główna metafora – śmierci jako nosorożca – zostaje wprowadzona i szybko porzucona, tak jakby była tylko zaczepieniem, zapłonem, czymś, co uruchamia cały proces. Ile można znieść? – oto główne pytanie wiersza. Nosorożec symbolizuje ogrom i ciężar wojennego doświadczenia. Charakterystyczne, że z jego postaci zapamiętane zostają tylko „ciemne zmarszczki” i „ciężki oddech”. Być może właśnie one najbardziej przerażały niegdyś wpatrzoną w nosorożca dziewczynkę, ale też te właśnie elementy najlepiej pasują do opisu śmierci. Dlaczego ta metafora zostaje porzucona? Bo nosorożec w zoo to jednak coś, co daje się oswoić, czemu można – mimo wszystkich lęków – uporczywie się przyglądać i nie odwracać wzroku. Ale tego, co się dzieje w czasie wojny, oswoić się nie da. „Nie chcę”, mówi kobieca bohaterka tego wiersza, „patrzeć na to wszystko, / nie mogę nosić w sobie tego wszystkiego”. Za dużo jest okrucieństwa, za dużo związanego z nim strachu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się