fbpx
Adam Workowski, Karol Tarnowski, Szymon Szczęch, Piotr Sikora, Tomasz Ponikło, Dominika Kozłowska, Elżbieta Kot, Józefa Hennelowa, Wojciech Bonowicz, Marzena Zdanowska październik 2012

Czy Kościół potrafi się dziś odnawiać?

Naturalnie sprawą zasadniczą jest wcielanie pewnych pryncypiów, ale także pewnych konkretnych rozwiązań Soboru w życie bez lęku. Jeżeli Sobór postawił ostatecznie na wolność, to ona musi być punktem wyjścia. Oczywiście można powiedzieć: no dobrze, ale Sobór nie powinien wprowadzać nowego dogmatyzmu – dogmatyzmu wolności. Tylko że to nie jest dogmatyzm, a odkrycie pewnej prawdy będącej samym sercem Ewangelii. Jak uczy Sobór, trzeba z niej wyciągać konsekwencje i to jest niezwykle istotne.

Artykuł z numeru

Katolicy otwarci: Czy Kościół trzeba ratować?

Katolicy otwarci: Czy Kościół trzeba ratować?

Marzena Zdanowska: Kard. Joseph Ratzinger 15 lat po rozpoczęciu Soboru napisał, że soborowa odnowa w ogóle się nie zaczęła. Podobne oceny padają przez następne lata aż do dziś. Być może nie należy więc pytać o to, jak wypełniana jest reforma soborowa, lecz o to, czy poczucie kryzysu w Kościele nie jest przypadkiem nieuniknionym, permanentnym stanem, który nie musi być odbierany negatywnie, ponieważ jest zachętą do ciągłej odnowy. Jeżeli taka perspektywa jest słuszna, to czy w dzisiejszym Kościele widoczny jest radykalizm, który mógłby nas popychać do kolejnych kroków – do ciągłej odnowy i zastanawiania się nad Kościołem takim, jakim on jest dzisiaj?

Wojciech Bonowicz: Często mówi się, że Sobór Watykański II był odpowiedzią na narastający kryzys w Kościele. To prawda, ale myślę, że trzeba na to wydarzenie spojrzeć również z nieco szerszej perspektywy. W moim głębokim przekonaniu Sobór tak naprawdę był odpowiedzią na II wojnę światową, na to, co się wtedy stało, i na głęboki kryzys antropologiczny, który ta wojna pozostawiła. Kościół szukał odpowiedzi oczywiście w obrębie własnej wspólnoty, ale też otworzył się na świat, bo świat miał dokładnie taki sam problem: nie wiadomo było, co zrobić z tym doświadczeniem i tym skrajnie pesymistycznym rozpoznaniem dotyczącym człowieka.

Rozumiem więc wydarzenie soborowe jako coś, co w pewnym sensie musiało się zdarzyć, dlatego, że z jednej strony wielu ludzi nosiło w sobie poczucie głębokiego kryzysu antropologicznego, a z drugiej – wewnątrz samego Kościoła od kilku dziesięcioleci narastała refleksja nad tym, jak głębiej przeżywać swoje chrześcijaństwo, jak lepiej uczestniczyć w liturgii i jakim językiem mówić o wierze w zmieniającym się świecie.

Oczywiście pojawia się drugie pytanie: na ile Sobór pomógł w nadaniu tym poszukiwaniom nowego impetu i czy dziś rozumiemy lepiej, czym jest Kościół, czym jest chrześcijaństwo i jak to właściwie wszystko działa. Osobiście uważam, że lepiej. Kościół katolicki, a wraz z nim inni chrześcijanie, a z chrześcijanami inni ludzie wykonali i wykonują pracę na rzecz lepszego zrozumienia, o co tu naprawdę chodzi, a w konsekwencji także – zrozumienia, kim jest człowiek i co zrobić, aby żyć w pokoju. Dzięki temu impulsowi chrześcijaństwo także dziś pokazuje, że jest źródłem, z którego ciągle coś wypływa, dzięki któremu coś nieustannie się tworzy. Wskażę tylko na jeden element: chrześcijaństwo (podobnie zresztą jak inne religie) to jedna z niewielu sił działających we współczesnym świecie, która wciąż przypomina człowiekowi o konieczności ograniczenia się, wyrzeczenia się czegoś, konieczności złożenia choćby niewielkiej ofiary z własnych ambicji i pragnień w imię wspólnego dobra i w imię głębszego duchowego rozwoju. To jest jednak inna perspektywa niż np. perspektywa osób walczących o prawa człowieka na gruncie czysto świeckim. Religie mają do zaproponowania jakiś rodzaj treści dodatkowej, która, owszem, może się stać pretekstem do walki czy sporu, ale może też się stać pretekstem do pogłębionego dialogu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się