fbpx
fot. Grzegorz Bogdał
Wojciech Bonowicz marzec 2022

Moi, mistrzowie: Urszula Honek

Wartością nadrzędną wydaje się tutaj samo trwanie. Może to brzmieć jak paradoks: w końcu w wierszach Honek opowiada się przede wszystkim o odchodzeniu, żegnaniu, utracie, nieobecności. A jednak to trwanie – trwanie jako takie, jako przeciwieństwo wyczerpania i przemijania – wysuwa się w nich ostatecznie na plan pierwszy.

Artykuł z numeru

Rebecca Solnit. Głos oporu i nadziei

Czytaj także

Wojciech Bonowicz

Moi, mistrzowie: Marcin Świetlicki

Zamieszczone obok dwa wiersze obrazki pochodzą z tomu Zimowanie (Poznań 2021), trzeciej książki poetyckiej Urszuli Honek. Cały zbiór składa się z takich drobnych utworów – jakby mikroopowiadań, szkiców czy zaczątków jakichś historii. Jest coś ujmującego w tym zaufaniu poetki do prostego zdania i obrazu szkicowanego kilkoma zaledwie pociągnięciami. Trochę na przekór dominującej dziś tendencji do komplikowania poetyckiego przekazu Honek sięga po środki skromne, nieefektowne. Czasem pozwala sobie na jakieś niewielkie zaburzenie, na dysonans, na żart, ale na ogół trzyma się rozwiązań najprostszych, najbardziej powściągliwych. Dlaczego to robi?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba je nieco przeformułować i zapytać: o czym poetka chce nam opowiedzieć? Jaki świat nam pokazać? Jaki sposób przeżywania tego świata zarejestrować? Kiedy we współczesnej poezji ktoś sięga po podobnie proste środki, na ogół mówimy, że chce uchwycić świat w jego pierwotności. Przy czym „pierwotne” może tu oznaczać zarówno to, co w świecie nas otaczającym jawi się jako „pierwsze”, „fundamentalne”, „źródłowe” (zapisuję te określenia w cudzysłowach, żeby wybrzmiały bardziej bezpośrednio, nie jak terminy znane z podręczników filozofii), jak i pierwszy świat konkretnego człowieka, pierwotne, czyli najwcześniejsze, ujęcie rzeczywistości, budowane z dziecięcych spostrzeżeń, przeżyć i przemyśleń. Niewątpliwie w wierszach Honek ta dziecięca perspektywa jest obecna. W niektórych staje się ona wręcz ostentacyjna, a nawet robi wrażenie stylizowanej: proste obrazki, na które patrzymy, wydają się nam znajome, jakbyśmy je gdzieś już widzieli… Ale przyjęcie takiej perspektywy ma, jak sądzę, prowadzić ku temu, co pierwotne w pierwszym z przywołanych znaczeń: kolejne historie odsłaniają stopniowo najistotniejsze elementy świata, w obrębie którego się rozgrywają. W tym szczególnie – decydujący o charakterze owego świata porządek wartości.

Wartością nadrzędną wydaje się tutaj samo trwanie. Może to brzmieć jak paradoks: w końcu w wierszach Honek opowiada się przede wszystkim o odchodzeniu, żegnaniu, utracie, nieobecności. A jednak to trwanie – trwanie jako takie, jako przeciwieństwo wyczerpania i przemijania – wysuwa się w nich ostatecznie na plan pierwszy. Trwaniu służy tytułowe zimowanie: stan uśpienia, wyczekiwania, gromadzenia energii (choć akurat sam wiersz zimowanie, od którego tytuł wziął cały tom, mówi o czymś innym). Trwaniu służy nawet śmierć, często w tym tomie opisywana: ukazywany świat to świat, z którego stale ktoś ubywa, ale też świat, w którym nie ma pustych miejsc. Ludzie opuszczają domy, lecz przecież „dom” to nie tylko dach i pokoje, to także całe otoczenie, które trwa mimo opuszczenia: rośnie, kwitnie, owocuje. Miejsce po tych, którzy zniknęli, zajmują zwierzęta – tu konkretnie wspomniane lisy, w tytule wiersza żartobliwie nazwane „witalisami”, co skądinąd przenosi nas do bajek czytanych w dzieciństwie. Ale też inni ludzie, gotowi dbać o to, co porzucone, i korzystający z owoców, które się pojawią. Z tej perspektywy poezję Honek można czytać – i chyba często tak jest odczytywana – jako poezję ziemi czy poezję natury: natura nie zna przerw, prawa własności i niepotrzebnych przebiegów.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się