fbpx
fot. Michał Łepecki/Agencja Gazeta
Alina Świeściak maj 2020

Awangarda nas wyzwoli. Czytanie poezji najnowszej

2019 był rokiem bardzo dobrych debiutów i mocnych projektów postawangardowych. Wyobrażam sobie jednak, że ktoś inny mógłby opowiedzieć o tym zupełnie inną historię, awangardy nawet nie zauważając.

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

Pole poetyckie i środowiska krytyczne są bowiem w Polsce bardzo zróżnicowane i wyraźnie podzielone. Krytycy żyją w różnych światach, oprócz okoliczności okołonagrodowych niemal absolutnie się niespotykających, mających swoje media, święta i rankingi.

Starzy mistrzowie

Zacznijmy zatem od obszaru, jak go nazywa Bourdieu, ortodoksji, a więc przestrzeni zajmowanej przez poetów i poetki o uznanym dorobku. Do tej kategorii, obok „starych mistrzów”, którzy jako tacy zaczęli funkcjonować przed 1989 r. i kwalifikację tę, niejako siłą inercji, zachowali, należałoby już pewnie zacząć powoli włączać przedstawicieli tzw. pokolenia brulionu.

Mówiąc o starych mistrzach, mam na uwadze Urszulę Kozioł, Ewę Lipską i Adama Zagajewskiego. Jeśli chodzi o aktywnych w zeszłym roku poetów roczników 60., zamierzam powiedzieć kilka słów o książkach Marcina Świetlickiego, duetu Marcin Sendecki i Marcin Baran, Krzysztofa Jaworskiego, Grzegorza Wróblewskiego i Darka Foksa. Z racji niedostatku miejsca muszę „wyciąć” ogromny obszar poezji sygnowanej innymi nazwiskami.

Książki Kozioł, Lipskiej i Zagajewskiego sporo łączy. Wydane przez offcyny o dużym kapitale symbolicznym: Wydawnictwo Literackie (Kozioł i Lipska) i a5 (Zagajewski), estetycznie i ideologicznie mieszczą się w ustanowionej przed 1989 r. przestrzeni prestiżu. Najlepiej znajduje się w niej Prawdziwe życie Zagajewskiego, tom, w którym „prawdziwe życie”, wbrew tytułowi, niewielki ma udział w poetyckiej „akcji” i niezbyt wyraźnie rozsadza wysokomodernistyczny temat, nazwijmy go: człowiek wobec kulturowego dziedzictwa Zachodu. Być może zamysłem autora była gra pomiędzy tym, co aktualne, materialne, doraźne (egzystencjalne i historyczne), a tym, co „wieczne” (natura i kultura), mająca dowodzić relatywności tych podziałów, w myśl zasady, że prawdziwe jest wszystko, co nam się przydarza. Można by założyć, że Zagajewski prowadzi tę grę w modernistycznie ukształtowanym polu sztuki przeciwko jednej z jego klasycznych dystynkcji: podziałowi na to, co życiowe, i na to, co artystyczne. Wydaje się jednak, że robi to po to, by za prawdziwe życie uznać takie, jakie wspomaga się sztuką, „podciąga” życie do reguł sztuki, a więc utwierdza modernistyczne mity. W wierszach wygląda to tak, że przypadki egzystencjalne: podróże, czyjaś śmierć, a nawet pobyt w szpitalu, okazują się częścią porządku (wysokiej) kultury. Celem podróży czy też tematem rozważań są albo miejsca kulturowo konsekrowane, jak Lwów, Kordoba, Ziemia Święta, światowe muzea, albo należące do uwznioślanej przez pamięć historii własnej i rodzinnej, jak Sambor czy Górny Śląsk, albo miejsca będące świadkami kulturowych zniszczeń, jak Bełżec (Wschód). I jeszcze natura – traktowana pejzażowo, landszaftowo, odpowiednio skomponowana z mocno obecną w tych tekstach sztuką (Caravaggio, Rembrandt, Bruegel, van Eyck, Vivaldi, Stockhausen).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się