fbpx
Janusz Poniewierski
Janusz Poniewierski, zdj. Michał Lichtański
Janusz Poniewierski wrzesień 2023

Toksyczny związek

Episkopat od czasu do czasu apeluje o respektowanie apolityczności Kościoła. Cóż z tego, gdy nie potrafi twardo jej bronić, a równocześnie wielu biskupów wspiera PiS, widząc w nim zaporę przeciw płynącej z Zachodu demoralizacji i sojusznika, który nie pozwoli na odebranie Kościołowi przywilejów

Artykuł z numeru

Co z ciebie wyrośnie

Czytaj także

Janusz Poniewierski

Janusz Poniewierski

Notatki z życia Kościoła

Anna Cieplak

Czego nauczyła mnie klasa ludowa

z Alicją Urbanik-Kopeć rozmawia Martyna Słowik

Wciąż czujemy, czym jest mezalians

z Rafałem Matyją rozmawia Karol Kleczka

Postinteligenci i postrobotnicy

Od lat mówi się w Polsce o konkubinacie Kościoła z PiS-em. I choć niektórych hierarchów to gorszy (i nawet publicznie to przyznają), ten toksyczny związek trwa w najlepsze. Dzieje się tak mimo stanowczych zaprzeczeń ze strony rządu (10 lipca premier Morawiecki oświadczył, że „Kościół jest całkowicie, absolutnie i bezwzględnie oddzielony od instytucji państwowych”, a opinie przeciwne są „nieuprawnione, nieprawidłowe i nieprawdziwe”) czy składanych publicznie przez hierarchów deklaracji wierności soborowej zasadzie autonomii państwa i Kościoła (wiosną tego roku bp Jarecki mówił, że Kościół zaangażowany w politykę partyjną „nie byłby wolny”, z kolei 2 maja Rada Stała Episkopatu, pamiętając o nadchodzących wyborach, wezwała uczestników kampanii wyborczej do „powstrzymania się od instrumentalizowania Kościoła”). 

Episkopat jako ciało zbiorowe od czasu do czasu apeluje o respektowanie apolityczności Kościoła. Cóż z tego, gdy nie potrafi twardo jej bronić, a równocześnie wielu biskupów jednoznacznie wspiera PiS (kilka lat temu jeden z nich nazwał polityków tej partii „darem od Boga”), widząc w nim zaporę przeciw płynącej z Zachodu demoralizacji i sojusznika, który nie pozwoli Kościoła „skrzywdzić” (czyli odebrać przywilejów, do których instytucja ta już przywykła, uznając je za oczywiste). 

Chciałbym wierzyć, że stronie kościelnej, tkwiącej w chorym związku z władzą, chodzi przede wszystkim o ochronę (pojmowanych przez nią dość wąsko) wartości chrześcijańskich, a nie swego stanu posiadania. Co do PiS-u jednak nie mam złudzeń. A jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, to 9 lipca na Jasnej Górze rozwiały się one jak dym. Oto dwa miesiące po cytowanym wyżej apelu Rady Stałej prezes Kaczyński stanął na jasnogórskich wałach i – przed mszą odprawianą przez wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu – przeprowadził agitację wyborczą. 

Jego wystąpienie to szczególnie jaskrawy przykład instrumentalizacji wiary religijnej przez polityków PiS. Podobnych przykładów jest oczywiście więcej. Działacze tej partii lubią bowiem odwoływać się do nauki Kościoła. Chętnie, choć wybiórczo (m.in. bez przywoływania słów o uchodźcach), cytowany jest przez nich św. Jan Paweł II. 

Polski papież i obrona jego dobrego imienia może być – i zapewne będzie – jednym z tematów kampanii, zwłaszcza że wybory odbędą się 15 października, czyli w Dzień Papieski obchodzony w tym roku pod hasłem niezwykle istotnej dla Jana Pawła II „cywilizacji życia”. Temat ten ułatwi, jak sądzę, ukazywanie przeciwników politycznych (i szerzej: Brukseli) jako piewców cywilizacji śmierci, wrogów Kościoła i Pana Boga. Co więcej, data wyborów może się okazać dla władz bardzo dogodna, umożliwiając ominięcie ciszy wyborczej (wystarczy choćby, żeby 14 i 15 października TVP, formalnie nie prowadząc agitacji, grzmiała o ideologii gender).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się