fbpx
il. P. Podkościelny
Janusz Poniewierski maj 2017

Cietrzew i ziarenka złota

Dziełem jego życia jest Bolesław Chrobry. To nie „tylko” opowieść o czasach piastowskich, w które wszedł głęboko, rekonstruując nawet język, jakim mogli mówić poddani króla Bolesława. To raczej „suma” jego przemyśleń o człowieku, Polsce, mechanizmach rządzących historią. Oraz o moralności – także tej politycznej.

Artykuł z numeru

W sieci uzależnień

W sieci uzależnień

Współpracownicy Antoniego Gołubiewa (ur. 1907) zapamiętali go jako mędrca, filar środowiska „Tygodnika Powszechnego” i Znaku, autora tekstów uznawanych za programowe. Takich choćby jak: esej Dlaczego jestem katolikiem? („Znak”, 1951), pisana po Październiku ’56 deklaracja ideowa Dlaczego bierzemy udział w sprawach politycznych? („TP”, 1957) czy pierwsza książka opublikowana przez nowo powstałe Wydawnictwo Znak – Listy do przyjaciela. Gdy chcemy się modlić (1959).

Gołubiew budził wielki szacunek, choć pierwsze wrażenie, jakie sprawiał, nie zawsze było korzystne. Pewien wyrafinowany i elegancki dżentelmen opowiadał o nim z niejakim zdziwieniem, które szybko przekształciło się w fascynację: „(…) w masywne cielsko, byle jak odziane, wrzucał mnóstwo śliżyków i innych smakołyków (…), a po całym dniu pracy łupił z zapałem w brydża. Nie mówił żadnym obcym językiem – tym bardziej zadziwiać mogły olśniewające jego przemyślenia tyczące na przykład polityki mocarstw”. Słuchanie go wymagało ogromnej cierpliwości. Wypowiadał się bowiem „z trudem. Sapał, milkł, przerywał sobie, robił dygresje, kołował – wspomina ks. Adam Boniecki. – Do tego mówił chwilami dosyć niewyraźnie i cicho. Początkowo wydawało się, że rodzące się w boleściach słowa i zdania są potwornie banalne, oczywiste, ale po chwili zaczynały się pojawiać ziarenka złota”. Z tego względu porównywano go nieraz do cietrzewia, „takiej wielkiej puszczańskiej kury, która grzebie w ziemi i wygrzebuje wielki kopiec piasku”. W piachu, w którym grzebał Pan Antoni, zwany przez przyjaciół Tolem, zwykle roiło się od grudek cennego kruszcu.

Nie były to „szkiełka” błyskotliwej erudycji, ale ziarna prawdy. W ich szukaniu Gołubiew był uczciwy aż do bólu. Tkwiła w nim istna obsesja prawdy. Hanna Malewska zapamiętała jego niepokój towarzyszący pisaniu tekstów: niemal nigdy nie był pewien „czy to przylega [już] do prawdy, czy jeszcze trzeba drążyć głębiej”. Nic dziwnego, że skory zwykle do kpin Kisiel w swoim Abecadle pominął milczeniem różne jego śmiesznostki i mówił o nim tonem śmiertelnie poważnym: „wielki człowiek, bardzo głęboki”.

Z wykształcenia i pasji był historykiem. On dzieje nie tylko znał, ale rozumiał i czuł. Według Stanisława Stommy, z którym przyjaźnił się od lat szkolnych, to „»czucie historii« miało dwa wymiary. Z jednej strony plastyczna wizja historii, odtwarzanie zdarzeń i odnajdywanie ukrytych jej motorów. Z drugiej – moralne czucie historii. To ostatnie niezwykle silne. Każde wydarzenie historyczne, nad którym się zastanawiał, wartościował etycznie”. W tym właśnie tkwiło źródło jego zaangażowania w życie publiczne: „Dramat historii współczesnej (…) stawał się jego dramatem, nie było przed tym ucieczki”.

Wydał wiele ważnych książek, ale zarówno on sam, jak i krytycy za dzieło jego życia uznawali wielotomową powieść Bolesław Chrobry. Gołubiew pisał ją przez 35 lat. Zaczął jeszcze przed wojną. A potem – na Wileńszczyźnie i podczas długiej wędrówki do Krakowa – chronił ów bezcenny dlań rękopis przed zniszczeniem, kradzieżą czy konfiskatą, „tak jakby chronił cząstkę siebie, kawałek własnego życia”. Bo Chrobry nie był tylko opowieścią o czasach piastowskich, w które wszedł głęboko, rekonstruując nawet język, jakim mogli mówić poddani króla Bolesława. To była raczej „suma” jego przemyśleń o człowieku, Polsce, mechanizmach rządzących historią. Oraz o moralności – także tej politycznej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się