fbpx
Janusz Poniewierski Czerwiec 2014

Czytajmy ks. Kracika

Kto kiedykolwiek czytał ks. Jana Kracika, wie, że jego książki nie są skierowane jedynie do osób zainteresowanych historią. Powinien natomiast sięgnąć po nie każdy, komu leżą na sercu sprawy Kościoła, jego teraźniejszość i przyszłość.

Artykuł z numeru

Praca

Praca

Historia bliższa ludziom to tytuł księgi pamiątkowej, ofiarowanej ks. prof. Janowi Kracikowi na 70. urodziny. Tytuł niezwykle trafny, ks. Kracika bowiem – jako badacza dziejów − w jego twórczości i pracy dydaktycznej nade wszystko interesował człowiek. Każdy człowiek! Czasem był to ktoś, kto znacząco wpłynął na losy świata i Kościoła (o takich postaciach opowiada np. książka Święci wielcy i pomniejsi), o wiele częściej jednak „szeregowiec historii, który słyszał na przemian dudnienie jej kół, terkot żaren, kanonadę wydarzeń dziejowych i bicie własnego serca”. Jak anonimowi bohaterowie pracy napisanej przezeń wraz z Michałem Rożkiem: Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie, albo ofiary epidemii dziesiątkujących Europę (im z kolei poświęcona jest rozprawa Pokonać czarną śmierć. Staropolskie postawy wobec zarazy). Swoich studentów Ksiądz Profesor uczył, że w historii nie ma rzeczy nieciekawych, gdyż ostatecznie historia to – zawsze pasjonujące! – spotkanie z człowiekiem.

Pamiętam, jak trudno było go namówić na napisanie jakiejś wielkiej syntezy, np. dziejów 2000 lat chrześcijaństwa. Z reguły odmawiał, czasem nawet dość kategorycznie. Wolał szperać w archiwach, dotykać konkretu, a potem opracowywać monografie takich miejsc jak rodzinne Spytkowice czy krakowski Kleparz – dzielnica, w której mieszkał. I choć, jako uczony, rozumiał konieczność spoglądania na historię z lotu ptaka, sam preferował „żabią perspektywę”. Powtarzał, że „odłożywszy teleobiektyw, warto niekiedy posłużyć się lupą”, by – zamiast czarno-białych schematów i krzywdzących uogólnień – umieć zobaczyć różne odcienie szarości.

Umiejętności dostrzeżenia walki dobra ze złem we wnętrzu człowieka – zarówno świętego, jak i łotra – uczył się od Tadeusza Żychiewicza, którego twórczość zafascynowała go już w latach 60. ubiegłego wieku. Granice cnoty i niecnoty – pisał – „przecinają się najczęściej w ludzkich sercach, a te są zaiste do końca niezbadane i u świętych, i u grzeszników. Tylko w legendach pojawiają się charaktery gotowe i jednoznaczne, jak w jasełkach lub westernie. Życie jednostek i społeczności chrześcijańskich jest drogą, łącznie z wieloma przypadłościami towarzyszącymi pielgrzymiej kondycji, takimi jak zmienność tempa, przedłużane postoje, zbaczanie z kursu, upadki, podnoszenie się i pomaganie w tym innym. W owym stawaniu się jest przecież potłuczone i leczone Boską oliwą piękno człowieka i Kościoła”.

Jego pasją był Kościół. Pisał o nim mądre eseje, zebrane potem w tomach, których tytuły trafiały w sedno Kracikowej eklezjologii: Święty Kościół grzesznych ludzi oraz Powszechny, apostolski, w historię wpisany. Z powodu tych tekstów – głęboko uczciwych, a uznanych przez wielu za obrazoburcze – zarzucano mu nieraz, że koncentruje się na tym, co ciemne, że buduje „czarny piar” Kościoła. Tak jakby nie zauważano, że owe artykuły są tak naprawdę wyrazem miłości – i jego odpowiedzią na soborowe i papieskie wezwanie Kościoła do pokuty, nawrócenia i „oczyszczenia pamięci”. Pojmie to każdy, kto uważnie przeczyta wstęp do Świętego Kościoła grzesznych ludzi czy choćby wybrane przez autora motto, zaczerpnięte z pism Erazma z Rotterdamu: „Dlatego znoszę ten Kościół, dopóki lepszego nie zobaczę; Kościół zaś zmuszony jest znosić także i mnie, dopóki sam lepszym się nie stanę”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się