fbpx
z Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Dominika Kozłowska, Janusz Poniewierski Luty 2014

Nie trzeba się bać zmiany

Nie wykluczajmy kategorycznie pojęcia czasu przemienionego z życia przyszłego świata. Teologowie nazywają go czasem Bożym, czasem eschatologicznym, czasem radości i święta z Bogiem, w którym możliwy jest ciągły rozwój.

Artykuł z numeru

Władza w Kościele

Władza w Kościele

Jak się Księdzu podoba papież Franciszek?

Błogosławiony człowiek. Akurat na ten czas, jaki jest teraz. Jeżeli coś jest potrzebne dzisiaj Kościołowi, to odwaga uczenia się, uczenia się od wielu środowisk i ludzi. Między Franciszkiem a Benedyktem widoczny jest kontrast: pierwszy jest duszpasterzem, drugi – uczonym. Benedykt był naukowcem, w wywiadach solidnie argumentował, publicznie dialogował z wielkimi filozofami, np. z Jürgenem Habermasem. Franciszek podjął dialog z założycielem „La Repubblica”, lewicowym dziennikarzem Eugenio Scalfarim. Papież Franciszek mówi językiem prostym. Język Benedykta nie był tak przystępny. Myślę, że w tej zmianie jest jakiś palec Boży: oto bowiem dokonał się przełom w pojmowaniu papiestwa, pewnego rodzaju demistyfikacja. Benedykt miał odwagę zrobić to, czego nie uczynił Jan Paweł II, który nie chciał zstąpić ze swojego krzyża. Benedykt, widząc skandale w Kościele, zrozumiał, że trzeba człowieka o świeżym spojrzeniu, silnego duchem, który będzie umiał znaleźć nowe drogi i sposoby działania, będzie wychodził tam, gdzie dotychczas jako Kościół nie wychodziliśmy. Nie trzeba się bać poruszenia i zmiany w Kościele. To nie jest rzeczywistość immobilna i nieskłonna do poszukiwania. Novum w Kościele może być błogosławieństwem.

„Wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody, przywiązania do własnego bezpieczeństwa” – to słowa papieża Franciszka.

Tak, on mówi językiem obrazowym, skrzydlatym, zapadającym w pamięć. Wskazują na to choćby dwa wybrane numery – szósty i dziesiąty – z adhortacji Evangelii gaudium. „Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy” (w poprawionym, oficjalnym przekładzie opublikowanym w Watykanie: „Istnieją chrześcijanie, którzy zdają się żyć Wielkim Postem bez Wielkanocy”). W języku angielskim przełożono to zdanie tak: „Są chrześcijanie, których życie jawi się jak Wielki Post bez Wielkanocy”. I numer 10: „Ewangelizator nie powinien mieć cały czas grobowej miny” (w wersji poprawionej zmieniono „cały czas” na „nieustannie”). Wersja angielska: „Ewangelizator nie powinien nigdy wyglądać na kogoś, kto dopiero co wrócił z pogrzebu”. Ten Franciszkowy język bardzo mi odpowiada, on trafia do ludzi.

Z Evangelii gaudium właściwie przeziera cały jego program. Znajdziemy tam mnóstwo ważnych refleksji nad ekumenizmem i dialogiem z innymi religiami, nauką społeczną, nauczaniem moralnym i wychowaniem chrześcijańskim, a także praktyczne pouczenia dla duchownych, jak głosić homilie.

Gdy czytaliśmy tę adhortację, ogromne wrażenie zrobiły na nas liczne cytaty z listów biskupów z całego świata… Wyraźny znak jakiejś decentralizacji.

Najwięcej jest odwołań do Ewangelii. Był czas, że chrześcijaństwo bardzo chciało naśladować Chrystusa cierpiącego. Franciszek woła: „Nie uciekajmy od Zmartwychwstania!”. Jak uciekniemy, to zostanie nam cierpiętnictwo. A tego trzeba się bać, ponieważ wówczas pojawi się ponuractwo, mina pogrzebowa, brak nadziei. Gdy w naszym myśleniu pójdziemy jedynie za św. Faustyną, to cofniemy się do Augustyna, który uczył, że większość ludzkości zostanie potępiona (massa damnata). Nawiasem mówiąc, augustynikiem jest Benedykt XVI, w encyklice Spe salvi ten papież napisał: „Mogą być ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa (…). Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło”. W polskim przekładzie encykliki zamiast „Mogą być ludzie” (Es kann Menschen geben…) sens wyostrzono: „Są ludzie…”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się