Zauważył Pan kiedyś, że prowincjonalizm to poczucie ubezwłasnowolnienia, przekonanie, że nic ode mnie nie zależy. Kiedy ta postawa stała się powszechna wśród polskiego społeczeństwa?
Pojęcia prowincji i centrum mają sens nie tylko przestrzenny, ale także mentalny. Być centrum to również być sprawcą, liderem historii świata. Zakłada to poczucie, by odwołać się do Stanisława Brzozowskiego, dojrzałości dziejowej. Prowincja natomiast jest niedojrzała, nietwórcza, receptywna, a nawet bezwolna. Od schyłku I Rzeczypospolitej i czasu rozbiorów Polacy żyli w złożonym splocie relacji zniewalających. Gdy jest się wielokrotnie pozbawionym wolności zarówno w wymiarze politycznym, gdyż państwo zostaje podzielone między zaborców, jak też w stosunkach społecznych, które do końca XIX w. pozostają anachroniczne, nieomal feudalne, to trudno mieć poczucie sprawstwa swoich dziejów.
Prawdziwy koniec Królestwa Polskiego – by posłużyć się tytułem książki Ryszarda Przybylskiego – następuje po upadku powstania listopadowego. Do 1830 r. poczucie okrojonej wprawdzie, ale polskiej przynależności państwowej było jeszcze dość trwałe. Do powstania stanęło umundurowane polskie wojsko, działał Sejm i inne władze, dokonano detronizacji obcego monarchy. Po upadku powstania listopadowego przychodzą jednak dotkliwe rusyfikacyjne represje, które po klęsce powstania styczniowego dopełniają dzieła uzależnienia. Królestwo Polskie istnieje już tylko w tytulaturze cara Wszechrosji, w rzeczywistości pozostając rosyjską prowincją. W Galicji akurat jest inaczej, bo tam po reformie autonomicznej wprowadzono język polski zarówno do szkół i obu uniwersytetów,jak i do administracji, sądownictwa i polityki. Jednak w obu pozostałych zaborach panowało przytłaczające poczucie, że nie tylko zagrożony jest język ojczysty, ale i samej polskości trzeba bronić.
Lista czynników składających się na poczucie uzależnienia czy zniewolenia jest bardzo długa i nie została niestety jak dotąd starannie opracowana. Ostatnie dwa wieki widzimy najczęściej bądź jako czas heroicznego oporu i duchowych zwycięstw romantyzmu, bądź osiągnięć realizmu, pozytywnej pracy u podstaw. Tymczasem były to skrajne postawy wyrażane przez elity twórcze, a codzienność, także inteligencji, nie tylko chłopów, była inna. Dość powszechne było mentalne rozdwojenie między posłuszeństwem w pracy dla obcego aparatu władzy, koniecznej dla utrzymania rodziny, a prywatną czy domową nienawiścią do zaborcy. Ta schizoidalność, poświadczana wieloma źródłami, nie została należycie rozpoznana i opisana, a stanowi ona psychiczne podłoże zjawisk współczesnych. Leży na przykład u źródeł charakterystycznego dla Polaków splotu postawy roszczeniowej wobec państwa i lekceważenia, a nawet pogardy dla niego. Ta połowa naszych współmieszkańców, która odmawia udziału w życiu publicznym, zapewne tkwi w tym splocie.