fbpx
Piotr Sikora, Chantal Delsol, Karolina Wigura, Dominika Kozłowska Wrzesień 2014

Odwaga myślenia

Jaskinia Filozofów to miejsce, w którym mierzyć się powinno z dużymi filozoficznymi problemami, starając się odnosić je do ważnego oraz aktualnego tu i teraz kontekstu. Tak właśnie jest z pytaniem: co znaczy odważnie myśleć? Chciałabym rozpocząć naszą dyskusję od kwestii napięcia między myśleniem indywidualnym a wspólnotą. Jaka powinna być Waszym zdaniem wspólnota dobrego myślenia? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe?

Artykuł z numeru

Imperialne oblicze Rosjan

Imperialne oblicze Rosjan

Piotr Sikora: Zacząłbym od tego, że wiele różnych szkół filozoficznych, z jednej strony kontynentalnych (jak np. hermeneutyka), a z drugiej strony również sporo anglosaskiej filozofii (inspirowanej poniekąd kontynentalną filozofią w osobie Wittgensteina), wskazało na fakt, że bez wspólnoty myślenie nie jest w ogóle możliwe: we wspólnocie uczymy się myśleć, uczymy się języka, argumentacji – wszystkiego, bez czego nas jako istot myślących nie ma. Ponadto, powiem to nieco wbrew sobie, zwróćmy uwagę, że istnieją pozytywne strony schematów myślenia. Ludzie – potwierdzają to badania – najszybciej uczą się przez naśladownictwo i wydaje mi się, że do pewnego stopnia to dobrze, że nie musimy wszystkiego wymyślać od nowa, że możemy w pewnych sytuacjach wejść w schematy, które zostały wypracowane przez naszych przodków. Jest to bardzo ekonomiczne. Trzeci argument na rzecz obrony wspólnoty jest związany z doświadczeniem myślenia indywidualnego, myślenia w samotności. Możliwa jest sytuacja – i jest to doświadczenie Ojców Pustyni (choć nie tylko) – że myślenie nas opanowuje, że to nie jest tak, iż my myślimy, tylko myśli nam się myślą, opanowują nas. Ojcowie Pustyni odkryli, że dobrze w takiej chwili dzielić się swymi myślami z kimś innym, bo dopiero wtedy możliwa staje się wolność wobec myśli. Wspólnota ma więc czasem dla myślenia rolę terapeutyczną.

Nie wiem jednak, czy na wspólnotę dobrego myślenia istnieje krótki przepis. Na pewno jedną z cech takiej wspólnoty musi być świadomość, że grozi nam myślenie stadne, a nawet wspólnotowy terror myśli. Taka samoświadomość jest potrzebna, aby nie popaść w iluzję, że potrafimy myśleć samodzielnie w momencie, kiedy to stadne myślenie panuje nad nami. Trzeba pamiętać, że samodzielne myślenie to rezultat ciężkiej pracy grupowej, polegającej na rozpoznaniu rozmaitych mechanizmów regulujących życie wspólnoty od wewnątrz i od zewnątrz. Wspólnota dobrego myślenia powinna zachowywać pewną „bliskość”, ale również – w odróżnieniu od masy – pielęgnować świadomość autonomii. Ktoś kiedyś powiedział, że idealną wspólnotą była ta złożona z dwunastu – tylu, ilu wybrał Jezus – jak już jest więcej, to zaczyna się masa.

Jaką rolę odgrywają idee? Wydaje się, że odpowiednio traktowane, mogą w jakiś sposób napędzać myślenie, być tym, co wprowadza świeży podmuch powietrza, ale mogą również osunąć się w ideologię, w kamienne bloki, w których nie ma już życia. Spróbujmy opisać napięcie na tej płaszczyźnie.

Karolina Wigura: Zacznę od przywołania dwóch mitów. Pierwszym jest oczywiście mit jaskini Platońskiej, czyli – jak go rozumiem – mit o współpracy, o tym, że dojście do prawdy jest możliwe tylko wtedy, kiedy ktoś wyjdzie z jaskini, a później opowie, co zobaczył, jakiekolwiek byłyby tego konsekwencje. Drugi mit, który można traktować jako trawestację pierwszego, pochodzi od Norberta Eliasa. Zamiast o postaciach w jaskini mówi on o posągach stojących na zboczu wsypy i wpatrujących się w morze: każdy z nich coś sobie wyobraża, każdy coś myśli, ale nie mogą rozmawiać, nie ma między nimi żadnego mostu. To jest bardzo pesymistyczna wizja. Dla Eliasa stanowi ona metaforę nowoczesności. Nowoczesność polega na tym, że z pewnego rodzaju wspólnotowego myślenia, nawet narzucającej się wspólnoty, stajemy się jednostkami, które samodzielnie oceniają to, co się dzieje. Kłopot polega właśnie na tym, że istnieje zasadnicze napięcie pomiędzy jednostką i samodzielnością jej myślenia (jak u Kartezjusza) a wspólnotą, między jednostką a tym, co znakomicie prof. Delsol określiła „ciepłem kokonu”, czyli pewnego rodzaju wygodą kiczu i naśladownictwa. Z drugiej strony, jakie byłoby społeczeństwo, gdybyśmy założyli, że każdy z nas myśli zupełnie inaczej i samodzielnie? Nie ma wtedy społeczeństwa. Jak powiedziałby George Simmel, myślenie też jest formą uspołecznienia. Jesteśmy uspołecznieni do myślenia, bo używamy tych samych kategorii, tych samych pojęć, tej samej logiki. Bez pewnego rodzaju tożsamości myślenia nie da się pomyśleć wspólnoty. Pytanie jednak, kiedy wspólnota staje się niebezpieczna. Mnie się wydaje, że pytanie o rolę idei jest pytaniem o zasadniczą przemianę, z jaką mamy w tej chwili do czynienia nie tylko w Polsce, ale i w Europie, a może nawet w całym świecie Zachodu. Wygasa dotychczasowa, oparta jeszcze na doświadczeniu totalitaryzmów, narracja polityczna. Kłopot zaś w tym, że wciąż nie ma dla niej żadnej alternatywnej idei, która stworzyłaby nowego typu dobrą wspólnotę myślenia. Takie intelektualne projekty jak np. imperium łacińskie Giorgio Agambena czy konstytucyjny patriotyzm Jürgena Habermasa nie mają, niestety, wystarczającej lotności, żeby zasiąść w centrum lub to centrum stworzyć. W tej sytuacji próżnię, która pozostała po dawnej cywilizacji europejskiej, kolonizują populistyczne retoryki, które są retorykami radykalnymi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się