fbpx
z Aldo Vargas Tetmajerem rozmawia Dominika Kozłowska październik 2013

Enteogeny – lekarstwo dla duszy?

Tak naprawdę to nie enteogen jest najważniejszy. On jest jedynie narzędziem. Jeden znachor będzie używał roślin, inny kamieni, jeszcze inny liści różnych drzew – metoda, którą stosuje do leczenia, jest związana z tradycją, z której się wywodzi, z tym, jak sam został wychowany przez swojego mistrza.

Artykuł z numeru

Jezus Żydów

Jezus Żydów

Będziemy rozmawiać o roślinach leczniczych czy o narkotykach?

Dobre pytanie na początek. Wiem, że dla wielu ludzi na Zachodzie rośliny np. z gatunku Banisterioposis caapi – znane jako ayahuaska, kaktusy takie jak Echinocactus williamsi, czyli peyotl, lub też grzyby z rodziny Psylocibe, razem określane mianem „enteogenów”, to po prostu narkotyki. Istnieje takie powiązanie, ale jeśli ktoś choć trochę pozna społeczności, w których owe rośliny lecznicze stosowane są od tysięcy lat, zrozumie, że tak naprawdę sprawa wygląda zgoła inaczej. W tradycyjnych wspólnotach enteogeny nie są przyczyną problemów społecznych, ale wręcz przeciwnie – po dziś dzień stosowane są w leczeniu wielu takich problemów. Prosty przykład: w świecie zachodnim wielu ludzi pali papierosy, choć jest medycznie i naukowo udowodnione, że regularne palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Krótko mówiąc, w naszej kulturze istnieje problem z uzależnieniem od tytoniu, papieros jest narkotykiem. Tymczasem w społecznościach rdzennie amerykańskich tytoń, zarówno w postaci dzikiej, jak i hodowlanej, nigdy nie spełniał funkcji powszechnego narkotyku. Był łagodnym środkiem leczniczym. Również i dzisiaj do rzadkości należy widok indianina palącego papierosa za papierosem. Moja babcia sięgała po tytoń tylko i wyłącznie wtedy, gdy czuła nadciągającą chorobę. Zapalała wtedy nawet nie całego, ale jakąś 1/3 papierosa, kładła się do łóżka na dwie, trzy godziny, następnie wstawała i była zdrowa. Poza tym żadnych innych używek nie stosowała. W związku z czym ani w jej, ani w głowie żadnego członka tradycyjnej społeczności nigdy nie pojawiała się myśl, że palenie papierosów może być problemem, że wywołuje uzależnienie, i że może powodować groźne choroby, np. raka płuc lub jamy ustnej. Podobnie ma się rzecz z indianami Ameryki Północnej, którzy tytoniu lub innych roślin używali jedynie do palenia świętych fajek, w kontekście, ogólnie mówiąc, społeczno-ceremonialnym. Drugim przykładem są liście koki spożywane przez społeczności obszaru Andów. W medycynie ludowej mają one bardzo szerokie zastosowanie jako środek o pożytecznym wpływie na organizm. W XIX w. został z nich wyekstrahowany przez chemików europejskich alkaloid zwany kokainą. Kokaina nie jest częścią kultury indiańskiej, lecz zachodniej. Podobnych przykładów jest wiele. Dotyczą one także roślin występujących w innych kulturach i na innych kontynentach. W Ameryce Południowej używanie liści koki, a przede wszystkim stosowanie samej kokainy, stało się problemem społecznym dopiero wraz z pojawieniem się turystyki ze świata zachodniego. Wraz z nią rozpoczęły się zjawiska takie jak masowa produkcja, eksport narkotyków i wynikające stąd poważne problemy społeczne.

Pytam o to dlatego, że rośliny, o których będziemy rozmawiać, w myśl znowelizowanej w marcu 2009 r. ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, zaliczone zostały do kategorii środków odurzających. Na liście takich środków do tej pory funkcjonowały jedynie trzy rośliny – mak, konopie i krzew koki. W wyniku nowelizacji lista ta poszerza się o kolejnych 16 gatunków. Polska nie jest wyjątkiem, w wielu krajach rośliny te traktowane są jako substancje odurzające i wiązane z problemem narkomanii. Dlaczego Pana zdaniem używanie danej rośliny w jednej kulturze wiązane jest z potężnym problemem społecznym, a w innej traktowane jako działanie lecznicze?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się