fbpx
z duszpasterzem osób homoseksualnych rozmawia Dominika Kozłowska, Marzena Zdanowska kwiecień 2013

Nie błądzi ten, kto nie wyruszył w drogę

Nasza wiara jest subiektywna. Co prawda, obiektywizujemy tę wiarę w konfrontacji ze wspólnotą, ale najpierw jest moje własne doświadczenie. Ważne, żeby nie absolutyzować swojego doświadczenia, żeby zachować otwartość na rady i upomnienia.

Artykuł z numeru

Czy papież nam zaufa?

Czy papież nam zaufa?

Dominika Kozłowska, Marzena Zdanowska: Zgodził się Ojciec porozmawiać z nami pod warunkiem, że nie podamy Ojca nazwiska. Skąd ta potrzeba anonimowości?

Decyzja o anonimowości została przez mnie podjęta po dłuższym wahaniu i rozważeniu wszystkich argumentów za i przeciw. Z uwagi na to, że temat może wydawać się wielu osobom bardzo kontrowersyjny i nie wszyscy są w pełni gotowi przyjąć i zmierzyć się z tak ważnym wyzwaniem, zdecydowałem się na taką właśnie formę wywiadu. Przede wszystkim mam na względzie dobro samego duszpasterstwa i konkretnych osób, które mi zaufały. Chodzi mi o to, żeby zainteresowanie nie skupiło się na osobie duszpasterza, ponieważ odwróciłoby to uwagę od meritum sprawy. Nie zależy mi na tym, żeby stać się celebrytą w pozytywnym czy też negatywnym sensie tego słowa.

Jakie były początki duszpasterstwa, które Ojciec prowadzi? Skąd wzięła się idea, żeby towarzyszyć osobom homoseksualnym w ich przeżywaniu wiary?

Potrzebę zauważyliśmy po publikacji materiału o gejach katolikach w „Gazecie Wyborczej” jakieś dwa lata temu. Można się było z niego dowiedzieć, że osobom homoseksualnym bardzo brakuje wsparcia w Kościele. W gronie zainteresowanych rozmawialiśmy długo na ten temat, po czym przełożony skontaktował się z ludźmi z Wiary i Tęczy – grupy chrześcijan nieheteroseksualnych przedstawionej w artykule. Kiedy skończył swoją kadencję, ja przejąłem obowiązki wobec powstałej grupy. Oczywiście osoby homoseksualne przychodziły również wcześniej bezpośrednio do nas jako spowiedników, kierowników duchowych. Jednak do sierpnia 2011 r. nie było żadnego sformalizowanego duszpasterstwa. Po prostu każdy z nas – zaangażowanych – spowiadał osoby, które usłyszały, że mogą do nas przyjść, porozmawiać, przystąpić do sakramentu pojednania.

Dlaczego osobom homoseksualnym nie wystarczało to, na co mogły liczyć w Kościele?

Można powiedzieć, że osoby akceptujące swoją tożsamość psychoseksualną i pragnące być w Kościele nie odnajdują propozycji dla siebie, w większości przypadków są w pewnym sensie z niego wypychane. A tymczasem one chcą w nim być, szukają swojego miejsca, mają potrzebę szukania Pana Boga. Wiara przyświeca im w zmaganiu się z problemami, zresztą nie tylko tymi związanymi z orientacją.

Jakie historie przynoszą ci ludzie? Jak zazwyczaj są traktowani w Kościele?

Trudno im znaleźć duszpasterza, osobę duchowną, spowiednika, który by ich potraktował po ludzku. Już nawet nie mówię tu o duchu Ewangelii, ale zwykłym ludzkim szacunku. Historie są różne. Jeden chłopak należał do pewnej katolickiej wspólnoty. Zależało mu na rozwijaniu wiary. Później pojechał z nami na rekolekcje, po których przyszedł na spotkanie swojej wspólnoty z tęczową bransoletką na nadgarstku. Ksiądz prowadzący od razu zareagował na to bardzo negatywnie, kazał mu „zerwać z tym wszystkim”, mówił, że chłopak sieje zgorszenie i jeśli się nie nawróci, będzie usunięty ze wspólnoty. Tylko z tego względu, że przyznał się, że jest osobą nieheteronormatywną. Nawet nie werbalnie, otwarcie, tylko przez taki symbol. Często się zdarza, że jeśli znajomy, ksiądz, przyjaciel dowie się, że dana osoba jest homoseksualna, później nie podaje ręki. Różne problemy pojawiają się też podczas spowiedzi. Wiedząc o takim położeniu osób homoseksualnych, postanowiłem, że trzeba podjąć wyzwanie prowadzenia duszpasterstwa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się