fbpx
z Sławomirem Dębskim, Leszkiem Jesieniem, Rafałem Tarnogórskim rozmawia Dominika Kozłowska Styczeń 2014

Wojny przyszłości

Trzeba mieć świadomość, że w przyszłości będziemy uczestniczyć równocześnie w konfliktach z kilku różnych epok: i z XVIII, XIX, XX i z XXI w. Świat wcale się nie ujednolica. Przeciwnie, różnice coraz bardziej się potęgują ze względu na pogłębiające się przepaści technologiczne.

Artykuł z numeru

Wojna

Wojna

W lipcu tego roku minie 100 lat od wybuchu I wojny światowej. Wiele się zmieniło od tamtego czasu, nie tylko pod względem technologicznym. Dziś może się wydawać, że zacierają się granice tego, czym jest wojna, a czym jest pokój: wojna z terroryzmem, wojny gospodarcze czy ataki hakerów na strony rządowe mogą być w ogóle nieodczuwalne dla obywateli państw, które są w nie zaangażowane. Podobnie problematyczna jest kategoria „sojuszników” – w czasach kiedy wrogiem jest terroryzm, a nie określone państwo, pracownicy agencji wywiadowczych zagrożenia wypatrują wszędzie, nawet wśród własnych obywateli. Te przesłanki skłaniają do zadania podstawowego pytania o to, czy dziś żyjemy w czasie wojny czy pokoju. Jak zmienia się nasze rozumienie wojny? Czym może być wojna w przyszłości? Czy np. w połowie XXI w. może stać się zupełnie niezauważalna lub – przeciwnie – wszechobecna?

Sławomir Dębski: Na wstępie mam dwie uwagi odnośnie do celu naszej dyskusji. Otóż, po pierwsze, wątpię w sens refleksji obejmującej perspektywę wybiegającą w przyszłość aż na 40 lat. Nikt nie podjąłby się dziś przygotowania prognozy na tak długi okres. Długoterminowa perspektywa przewidywania przyszłości ogranicza się najczęściej do 15–20 lat. A to i tak są szacunki niezwykle odważne. Im większy okres chcemy zanalizować, tym więcej zmiennych: ich liczba rośnie w tempie geometrycznym. Nawet jeżeli całą potęgę państwa zintegrujemy z obecnymi mocami obliczeniowymi maszyn, to i tak wychodzenie poza 20-letni okres nie ma sensu. Nie jesteśmy w stanie zaprognozować oddziaływania głupoty, będącej potężną siłą sprawczą w dziejach ludzkości.

Po drugie, Rupert Smith, o którym w swym wprowadzeniu wspominał Rafał Tarnogórski, twierdzi, że nie mamy dziś do czynienia z wojnami w rozumieniu Clausewitzowskim. Ale to przecież nie oznacza, że nie mamy do czynienia z użyciem siły. Monopol na stosowanie siły wciąż ma jedynie państwo. To jest jedno z najważniejszych cywilizacyjnych osiągnieć ludzkości. Jednak co rusz pojawiają się podmioty niebędące państwami, które ten monopol próbują przełamać. To z pewnością stawia nas w obliczu nowych wyzwań.

Leszek Jesień: Broniłbym zasadności prognozowania możliwych scenariuszy w perspektywie 40 lat. Zgadzam się, że praktyczny sens takich prognoz jest bliski zeru. Jednak dotyczy to także perspektywy 15–20-letniej. Nie jest natomiast bliski zeru, jeśli cel takich prognoz ma charakter konceptualny, a nie praktyczny. Metoda ekstrapolacji jest skutecznym sposobem tworzenia nowych definicji i schematów pojęciowych, przez pryzmat których możemy w inny sposób spojrzeć na bieżącą sytuację. Prosty przykład – podmiot i przedmiot aktu przemocy. Tradycyjnie uznawaliśmy, że jest to państwo. Projekt integracji europejskiej rozpoczął się od koncepcji uniemożliwienia państwom aktów przemocy. W maju 1950 r. narodziła się idea Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Chodziło o to, aby związać państwom ręce w przemysłach, które wówczas uznawane były za wojenne. Formalnie rzecz biorąc, państwa wciąż są podmiotami aktów przemocy w stosunkach międzynarodowych, faktycznie – stopniowo tracą taką zdolność. Zastanawianie się zatem nad takimi, wydawałoby się, podstawowymi, kwestiami w dłuższej perspektywie jest niesłychanie istotne. Jacques Attali w Krótkiej historii przyszłości proponuje perspektywę 50-letnią, a ta rzeczywiście wymaga zarazem wyobraźni i dyscypliny intelektualnej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się