Dominika Kozłowska: Co w Pańskiej opinii jest przedmiotem kontrowersji – samo pojęcie praw reprodukcyjnych czy któreś z zagadnień: kwestia zdrowia reprodukcyjnego, edukacji seksualnej, dostępności antykoncepcji bądź metod zapłodnienia pozaustrojowego?
Michał Królikowski: Z pewnością kontrowersji nie budzi roztropne rodzicielstwo, a więc wszystko to, co jest związane z odpowiedzialnością za przyjęcie potomstwa. Idea praw reprodukcyjnych powstała w kontekście problemów Trzeciego Świata: opieki medycznej i ochrony kobiet w tym wrażliwym okresie, jakim jest ciąża i poród. Jeżeli tak je rozumiemy, podpisuję się pod nimi obiema rękami. Natomiast ten słuszny ideał został użyty jako koń trojański – prawa reprodukcyjne, zamiast być nośnikiem troski o kobiety i ich potomstwo, stały się narzędziem prawnego uzasadniania roszczeń ideologicznych związanych z promocją liberalizmu kulturowego. Jego nieodzownym elementem jest swoboda seksualna: korzystanie z seksualności bez zobowiązań, bez ryzyka dla kariery zawodowej i niekoniecznie w głębokich relacjach. Mamy do czynienia z dominacją mentalności posesoryjnej, która wyraża się w oczekiwaniu: nie chcę mieć dziecka / chcę mieć dziecko. W jednym i w drugim wypadku seksualność jest używana w sposób przedmiotowy jako źródło satysfakcji powiązanej z unikaniem ciąży lub z oczekiwaniem takiego wspomagania rozrodu, które pozwoli na zajście w ciążę. Prawa reprodukcyjne stanowią w tym sensie narzędzie do zmiany relacji społecznych i kultury prawnej poszczególnych krajów. Wbudowane w strukturę praw człowieka, zniekształcają ich pierwotny charakter, tak jakby do ich istoty należało prawo do ekspresji seksualnej jako jedno z fundamentalnych przejawów życia prywatnego.
A Pańskim zdaniem prawo do prywatności nie należy do fundamentów praw człowieka?
Należy. Chodzi jednak o widzenie praw w odpowiednim porządku. Pani zdaje się postulować, aby państwo było neutralne co do wyborów prywatnych obywatela, prawda?
Na tym m.in. opiera się idea demokracji liberalnej. W Konstytucji RP mowa jest o prawie każdego obywatela do decydowania o swoim życiu osobistym i o ochronie wolności człowieka.
Musimy czytać te artykuły w kontekście innych przepisów dotyczących praw i wolności człowieka. I zacznijmy od tego, że sama zasada neutralności państwa nie jest aksjologicznie neutralna, lecz opiera się na idei prywatyzacji norm moralnych. Każdy z nas – jak Pani powiedziała – ma prawo, aby dokonywać wyborów moralnych nieskrępowanych normami wspólnymi.
Nie znaczy to jednak, że nie podzielamy wspólnych wartości.
Zgoda. Jednak warunki brzegowe liberalnej wspólnoty są bardzo ogólne – chodzi o to, aby nie wyrządzać krzywdy drugiemu człowiekowi.
I bezpodstawnie nie naruszać wolności innej osoby.
Potwierdza Pani tym samym, że tak pomyślane prawa człowieka chcą wprowadzać dokładnie tę kulturę i wizję relacji społecznych, jaką ja poddaję krytyce. W przeciwieństwie do tego, kiedy państwo jest oparte na wspólnocie wartości zdefiniowanej pozytywnie, prawo do prywatności, podobnie jak wolność i indywidualność jednostki, musi być widziane w szerszym kontekście normatywnym.
A zatem postrzega Pan wolność jako hierarchicznie podporządkowaną pozytywnym wartościom konstytuującym wspólnotę?
Niekoniecznie chodzi tu o układ hierarchiczny, raczej o kontekst. Jeżeli w Konstytucji RP zapisano niezbywalną zasadę ochrony godności człowieka, korzystanie z wolności nie może być prawnie gwarantowane wtedy, kiedy pozostaje ono w sprzeczności z wartościami, które tę godność ucieleśniają. W związku z tym nadmierne żądania powiązane z pojęciem praw reprodukcyjnych nie mogą być w takim ustroju prawnym dochodzone. Kłopot polega na tym, że tego kontekstu nie dostrzega Europejski Trybunał Praw Człowieka, który coraz wyraźniej eksponuje wiązkę uprawnień wynikających z pojęcia praw reprodukcyjnych. Uważa je za konieczne do zagwarantowania, niezależnie od kontekstu aksjologicznego danego państwa. Jest to zjawisko kulturowe, które wynika z faktu, iż w krajach Pierwszego Świata niemal podstawowym problemem w zakresie ochrony praw człowieka jest prawo do prywatności i ekspresji życia seksualnego. Stąd wynika walka o równouprawnienie osób homoseksualnych – właśnie ze względu na ich potrzebę ekspresji seksualnej odmienności, przez którą siebie definiują.
Jakim zatem wartościom winna Pańskim zdaniem być podporządkowana zasada wolności jednostki?
Weźmy następujący przykład z Konstytucji RP: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych” (art. 30). Gdybyśmy mieli zasadę, która brzmi: „Przyrodzona i niezbywalna wolność jednostki jest podstawową zasadą, z której wynikają prawa i wolności pozostałych. Zagwarantowanie wolności jednostce w rozpoznaniu tego, jak ma postępować, jest podstawowym zadaniem państwa”, nasza rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Odwołam się do terminologii kościelnej. Jan Paweł II powiedziałby, że wolność jest możliwa wtedy, gdy jest zgodna z prawdą o człowieku, z tym, co dla człowieka jest dobre. Człowiek jest wolny, kiedy wybiera dobrze. Jeśli wybiera źle, staje się niewolnikiem skutków swoich złych wyborów. To jest podstawą antropologii chrześcijańskiej. Ale to przekonanie da się również wyrazić w kategoriach prawnych – poprzez pojęcie godności człowieka.
Powiedział Pan, że prawa reprodukcyjne zostały wprowadzone niczym koń trojański i zniekształcają pierwotny charakter praw człowieka. Jak zatem Pan widzi istotę praw człowieka?
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka pod względem konstrukcyjnym została oparta na Summie teologicznej św. Tomasza z Akwinu. Twórcy Unii Europejskiej wspólnotę o charakterze gospodarczym połączyli z wizją systemu praw człowieka. Wynikały one z ochrony człowieka przed najbardziej dotkliwą deprawacją godności, związaną z doświadczeniami I poł. XX w. Stąd też znajduje się w nich konkretny zamysł antropologiczny, rozumienie podmiotowości człowieka oraz ochrony podstawowych przejawów jego funkcjonowania – życia, wolności osobistej, prywatności itp. Z czasem problemy, które były stawiane przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, doprowadziły do tego, że katalog tych podstawowych praw bardzo się rozrósł. Dobrym przykładem jego swoistego rozdmuchiwania jest właśnie omawiane prawo do prywatności, pierwotnie często wiązane z wolnością sumienia oraz ochroną przed nadmierną ingerencją państwa w sferę relacji osobistych. Jednakże pełne zabezpieczenie prawa do prywatności musi wchodzić w konflikt z innymi fundamentalnymi wartościami. Przykładem jest kwestia dostępu do procedury in vitro w sprawie Evans przeciwko Wielkiej Brytanii z 2007 r. Chodziło o relację pomiędzy starszą kobietą i młodszym chłopakiem. Przed operacją jajników, której miała być poddana kobieta, para podjęła decyzję o stworzeniu embrionów. Uzgodniła przy tym, że zarodki te mogą być implantowane jedynie wówczas, gdy partnerzy będą pozostawać w zażyłej relacji. W jakiś czas po operacji związek się rozpadł. I wówczas kobieta podjęła walkę o to, aby z prawa do prywatności wyprowadzić prawo do macierzyństwa: uważała, że powinna móc skorzystać z tych embrionów wbrew woli byłego partnera. Trybunał orzekł, że nie jest to możliwe. W konsekwencji tego orzeczenia doszło do zniszczenia embrionów. W tym przypadku nawet Trybunał zajął więc stanowisko, że prawo do prywatności nie może być chronione bezwzględnie, ale koszt tego stanowiska okazał się ogromny. Takie są konsekwencje uchylania drzwi ideologicznej rekonstrukcji praw człowieka, która zwraca się przeciwko swoim fundamentom.
Omawiany przykład wchodzi w obszar skomplikowanych problemów bioetycznych dotyczących statusu ontologicznego, biologicznego i prawnego zarodka, prawa do posiadania dzieci i innych pokrewnych kwestii. Proponuję więc, aby problem relacji godności i wolności omówić na przykładzie ustawy o związkach partnerskich. Gdzie w tej sprawie dostrzega Pan konflikt tych dwóch wartości? Wszak idea legalizacji związków jednopłciowych nie może być widziana jako realizacja postulatu swobody seksualnej, „korzystania z seksualności bez zobowiązań i głębokich relacji”, jak to Pan ujął na początku rozmowy.
W mojej ocenie prezentowany w parlamencie projekt ustawy o związkach partnerskich był niezgodny z polską ustawą zasadniczą. Tworzył instytucję podobną do małżeństwa, które w Konstytucji RP ma zagwarantowaną pozycję uprzywilejowaną (art. 18). Gdy Sejm odrzucił projekt, na prośbę grupy konserwatywnych parlamentarzystów z Platformy Obywatelskiej przygotowałem alternatywną ustawę o wspólnym pożyciu. Zawierała ona prawo dostępu do dokumentacji medycznej, prawo do wyboru miejsca pochówku i inne sprawy, które były podnoszone jako ewentualne uprawnienia wynikające z intymności tych relacji. Środowiska osób homoseksualnych nie były jednak projektem zainteresowane, ponieważ tak naprawdę chodziło im o wpisanie do systemu prawnego pojęcia związku partnerskiego, mimo że potrzebę jego instytucjonalizacji uzasadniali niedostatkami, które znosił przedstawiony projekt alternatywny.
Podobna walka o pojęcia toczona jest na poziomie dokumentów unijnych. Poza aktami, które mają charakter deklaratoryjny, w żadnym dokumencie prawnym nie doszło do zapisania praw reprodukcyjnych.
Na razie bardzo starannie przestrzegany jest kompromis polegający na tym, że jeśli pojawia się gdzieś odniesienie do zagadnień związanych z prawami reprodukcyjnymi, z reguły obok zapisuje się uprawnienia związane z ochroną życia i godności człowieka.
W projekcie ustawy o związkach partnerskich również dostrzegał Pan „trojański mechanizm”.
Uznałem, że jeżeli powodem za- biegania o instytucjonalizację związków partnerskich faktycznie są trudności, które spotykają te osoby, projekt alternatywnej ustawy powinien być dla nich satysfakcjonującym rozwiązaniem. Okazało się jednak, że chodziło o ideologię.
Proszę zauważyć, że ludzie chcą wielu różnych rzeczy. Pytanie, czy państwo nie powinno jakoś ukierunkowywać dążeń obywateli. Możliwe są trzy strategie ustawodawcy w tym względzie. Pierwsza to strategia przeciwdziałania danemu zjawisku. Nazwijmy ją reakcją zakazu. Druga możliwość to brak wypowiedzi. Państwo nie przesądza o tym, czy coś jest dobre czy złe, a zatem np. nie zakazuje in vitro, ale nie decyduje się wprowadzić żadnej procedury, za pomocą której będzie można egzekwować roszczenie do tego świadczenia. Trzecia strategia angażuje państwo w promocję danego rozwiązania i opiera się na pozytywnej odpowiedzi na roszczenia obywateli o zapewnienie możliwości korzystania z danej procedury. Oczywiście każdą z tych strategii można stopniować, ale ważne jest, aby wiedzieć, jaki obiera się kierunek.
Jest Pan zwolennikiem drugiej strategii?
Ronald Dworkin rozróżniał dwa rodzaje przepisów prawnych: reguły oraz zasady (nazywane czasami normami optymalizującymi). Reguły mają charakter zero-jedynkowy – masz prawo zabić albo nie masz prawa zabić. Zasady natomiast są jak kawałki plasteliny – dopasowują się i w danym przypadku wchodzą w kompromis, jedna trochę się cofa, druga dokonuje ekspansji. W sytuacji wyboru strategii prawno-politycznej państwa dokonuje się właśnie takiego skonkretyzowania między różnymi normami optymalizującymi, które mają zabezpieczyć daną wartość – wolność osobistą, prawo do prywatności, prawo do skutecznej i bezpiecznej ochrony zdrowia, prawo do życia czy prawo do godności rozumianej jako stworzenie ustroju prawnego, w którym ludzie będą raczej wybierać trwałe, bezpieczne, dobre dla siebie związki, a nie żyć w sposób pozbawiony zdolności do tworzenia społecznie korzystnych więzi. Spójrzmy na konkretny przykład dotyczący antykoncepcji hormonalnej. Po pierwsze, czy te tabletki są obojętne dla zdrowia kobiety? Nie są. Czy ze względów medycznych mogą być stosowane jako lek? Poza pewnymi wyjątkami nie mogą. Czy w związku z tym mają być traktowane jak część ochrony zdrowia? Nie. Jakie stanowisko powinno zatem zająć państwo? Może przyjąć, że te środki w ogóle nie są dopuszczalne. Może przyjąć zasadę reglamentowanego dostępu, na receptę i w aptece. Może wreszcie dopuścić je do powszechnego obrotu, np. w hipermarkecie. Każdy z tych wyborów musi wynikać ze zrównoważenia norm: ochrony życia, wychowywania do godnych relacji z ludźmi oraz zabezpieczenia przed korzystaniem z tego rodzaju środków przez osoby, które nie mają jeszcze zdolności rozpoznania tego, jaka decyzja jest dla nich dobra bądź zła.
A jak szeroko Pańskim zdaniem w tej drugiej strategii może być stosowana klauzula sumienia?
Lekarz ma prawo odmówić wypisania recepty na środki antykoncepcyjne prekoitalne [przed stosunkiem – przyp. red.] ze względu na to, że nie mają one charakteru terapeutycznego – a więc nie są lekiem. W mojej opinii nie trzeba tym samym zawsze sięgać aż do klauzuli sumienia, aby odmówić wypisania recepty na środek antykoncepcyjny prekoitalny lub postkoitalny (gdyby ten ostatni był na receptę). Można odwołać się też do argumentu z ich szkodliwości dla zdrowia kobiety. Powołanie się na klauzulę sumienia, która przypomina w swojej istocie obywatelskie nieposłuszeństwo, następuje z odmiennych powodów. Odmawiam wówczas wykonania określonego działania dopuszczonego lub wymaganego przez prawo z tego powodu, że formułuję sprzeciw sumienia. Traktujemy to jako ekspresję wolności sumienia, która umożliwia przełamanie obowiązywania w konkretnym przypadku powszechnie wiążących norm prawnych.
W świecie medycznym wpływ antykoncepcji hormonalnej na organizm kobiety jest przedmiotem dyskusji. Również pod względem etycznym i religijnym sztuczne metody regulacji poczęć zyskują różne oceny. Czy ustawodawca może zajmować pozytywne i paternalistyczne stanowisko w sytuacji tak odmiennych ocen danego zjawiska?
Dyskusja na temat szkodliwości środków antykoncepcyjnych prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach. Duży biznes jest zainteresowany promocją pewnych badań oraz takim sposobem ich prowadzenia, by one prowadziły do „dobrych” efektów. Podobnie ma się rzecz z in vitro, gdzie przez wiele lat w sposób świadomy w statystykach dotyczących badań medycznych dzieci nie wprowadzano informacji, które z nich pochodzą z in vitro. Obecnie publikowane są wiarygodne badania
naukowe, które pokazują, że dzieci z in vitro są obciążone znacznie większym ryzykiem pewnych poważnych chorób*.
Powiedział Pan, że należy niekiedy znaleźć kompromis między różnymi normami optymalizującymi. Czy jest Pan zwolennikiem obowiązującego w Polsce kompromisu dopuszczającego przerywanie ciąży w trzech przypadkach?
Prawo nie powinno rezygnować z przesłanki dopuszczającej przerwanie ciąży w sytuacji zagrożenia życia matki.
Mamy tu do czynienia z sytuacją, którą w etyce nazwiemy dylematem, a w prawie – sytuacją wyższej konieczności. W takich przypadkach nie można wskazać jednego wzorca postępowania prawnie wiążącego jednostkę.
Mamy wówczas do czynienia z naturalnym stanem wyższej konieczności, gdzie kolidują ze sobą dwa dobra równej wartości, przy czym jedno z nich, a mianowicie życie i zdrowie matki, jest gwarantem rozwoju i bytu dziecka. Ochrona dziecka zawsze w tym przypadku związana jest z ochroną matki. W przypadku realnego zagrożenia życia matki, ale jednak dodajmy – poważnego, nie sposób prawnie związać jej obowiązkiem poświęcenia swojego życia czy dopuszczenia do istotnego uszczerbku na zdrowiu dla dobra dziecka. W tym zakresie jednak, dodajmy, polskie ustawodawstwo zakłada jako przesłankę aborcyjną każde, nie tylko poważne, zagrożenie zdrowia matki. I to rozwiązanie wydaje mi się zbyt permisywne.
W mojej ocenie pozostałe dwie przesłanki umożliwiające przerwanie ciąży (a mianowicie przesłanka eugeniczna i przesłanka dotycząca czynu bezprawnego) są sprzeczne z Konstytucją RP. Poświęcają bowiem życie dziecka z powodów niezwiązanych z dobrostanem matki, lecz z cechami dziecka lub genezą jego powstania. Oczywiście usunięcie ich w całości nie jest do końca roztropne. W wielu krajach, gdzie np. pominięto przesłankę eugeniczną, a nie ograniczono jej jedynie do wad letalnych, pojawiło się zjawisko szerokiego interpretowania przesłanki zagrożenia zdrowia matki i obejmowania nią zagrożenia dla zdrowia psychicznego związanego z przeżywaniem trudnej ciąży. W tym przypadku należy postępować niezwykle ostrożnie i wrażliwie, by tego, co naprawdę istotne, nie przykryć przez doktrynalną potrzebę karania kobiet poddających się aborcji. Przy okazji pamięta Pani podstawowy argument przeciwko karze śmierci?
Chodzi o możliwość błędnego wyroku sądu i niebezpieczeństwo skazania osoby niewinnej?
Tu jest tak samo: może diagnoza wady płodu jest nieprawidłowa? Powinniśmy więc zachować ostrożność. Ten błąd naprawdę się zdarza.
W świetle prawa ustawodawca deklaruje dostępność określonych świadczeń, w praktyce jednak dostęp do nich jest wręcz niemożliwy. Czy zatem faktycznie ten model różni się od całkowitego zakazu?
W społeczeństwie pluralistycznym, które jest poddane różnym nurtom kulturowym, prawo stanowione musi mieć zdolność do zarządzania i porządkowania rzeczywistości społecznej. Uważam, że w takim społeczeństwie nie ma możliwości uchwalenia pełnego zakazu aborcji, zakazu dostępu do zapłodnienia in vitro i do środków antykoncepcyjnych, mimo iż jestem przekonany o niemoralności tych rozwiązań. Akty prawne muszą w jakimś stopniu brać pod uwagę różnice światopoglądowe i zabezpieczyć te gwarancje indywidualne, których ustawodawca nie decyduje się poświęcić w imię wyższych wartości i które pozwalają mu zachować zdolność operacyjną (przykładem zgubnych skutków braku takiej zdolności są losy prohibicji w Stanach Zjednoczonych). Czy mogę wprowadzić zakaz sprzedaży środków antykoncepcyjnych prekoitalnych? Moim zdaniem nie mogę. Czy mogę dopuścić ich dostępność? Tak, pod kontrolą lekarzy. Czy mogę zmusić lekarza, żeby przepisywał te środki, kiedy jest to sprzeczne z jego sumieniem? Nie mogę. Co więcej, muszę mu zagwarantować prawo odmowy. Czy mogę go zobowiązać do tego, żeby – skoro sam nie chce środków przepisywać – musiał wskazać kogoś innego, kto to zrobi? Nie mogę. Zwolennicy praw reprodukcyjnych powiedzą: „To jest sytuacja, którą osoby chcące korzystać ze środków antykoncepcyjnych lub starające się o zaświadczenie umożliwiające skorzystanie z aborcji stawia z góry na przegranej pozycji, ponieważ takie osoby muszą mieć prawo do szybkiego dostępu do świadczeń”. I w związku z tym jeśli spotykają się z lekarzem, który odmawia im świadczenia, podnoszą argument, iż ustawodawca przyzwala na „nieludzkie traktowanie kobiet będących w potrzebie”.
A nie przyzwala? Czy ustawodawca może lekceważyć fakt, iż kobiety nie mają bezpłatnego, bezpiecznego i szybkiego dostępu do gwarantowanych im prawnie świadczeń?
Moim zdaniem rozwiązaniem jest stworzenie publicznie dostępnej informacji o miejscach, gdzie można ten zabieg wykonać.
A przed tymi miejscami organizacje pro-life będą prowadzić pikiety.
Trudno. To część demokracji. Spotykały mnie obelgi rzucane publicznie, a związane z fałszywymi twierdzeniami, że miałem zamiar wprowadzić karalność kobiet nieumyślnie narażających swoje poczęte dzieci na śmierć.
Prawa reprodukcyjne mają chronić osoby szczególnie narażone na nadużycia ze strony władzy: czy to prawnej, czy medycznej. Jaką możliwość korzystania z praw reprodukcyjnych mają ludzie z niepełnosprawnością intelektualną?
Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o prawa reprodukcyjne osób niepełnosprawnych. Rozstrzygnięcie zależy od stopnia zdolności korzystania ze swobody seksualnej. Jeżeli mamy do czynienia z osobą, która nie jest w stanie ponieść konsekwencji swojej seksualności, z pewnością należy zadbać o to, żeby do tych konsekwencji nie doszło. Czy powinno to polegać na przymusowym dawaniu środków antykoncepcyjnych? Nie zawsze.
Uważam, że należy podjąć też działania w inny sposób pozwalające uzyskać ten cel. Ewentualnie doprowadzić do uzyskania zgody tej osoby na podanie takich środków. Od opiekuna prawnego osoby niepełnosprawnej będziemy oczekiwać, że w swoim prawidłowo uformowanym sumieniu zada sobie pytanie o to, jak uchronić taką osobę przed korzystaniem ze swojej wolności seksualnej. Będzie to przejaw miłości i szacunku dla godności tego człowieka.
Kolejną sprawą, która budzi prawne kontrowersje, jest kwestia dobrowolnej sterylizacji.
Tu widzę splot kilku zagadnień. Pokrewnym zagadnieniem jest chirurgiczna zmiana płci. W świetle kodeksu karnego (art. 156) przyjmuje się, że utrata płodności jest uznawana za ciężki uszczerbek na zdrowiu i zakazana jako poważne przestępstwo. Zdolność płodzenia należy do najpoważniejszych dóbr, którymi jako ludzie zostaliśmy wyposażeni, ale z których zrezygnować co do zasady nie mamy prawa. Im bardziej jakieś dobra są doniosłe, tym bardziej są wyjęte spoza naszej zdolności dysponowania nimi. Widać to dobrze na przykładzie samobójstwa. Czy samobójstwo jest legalne czy bezprawne? Jeżeli uznamy, że zasada godności jest niezbywalna, to samobójstwo należy uznać za nielegalne. Czy będziemy karać za samobójstwo? Nie. Ale czy za pomoc w samobójstwie? Tak. I tu jest podobnie. Czy mogę legalnie zrezygnować z mojej ręki? Nie mogę, gdyż nie mam władzy do rozporządzania moim ciałem. Czy mogę oddać swój organw celu ratowania życia innej osoby? Tak, jeśli on jest parzysty i zrobię to dla osoby najbliższej. Powstaje pytanie, czy seksualność jest dobrem, które pozostaje w naszej dyspozycji, czy też nie.
Jaką strategię odnośnie do kwestii biopolitycznych powinien Pańskim zdaniem przyjąć ustawodawca?
Punktem wyjścia powinna być zasada godności. Obawiam się jednak, że coraz większa liczba skomplikowanych problemów rozstrzyganych na korzyść odstępstwa od tej ogólnej zasady ma charakter równi pochyłej. Czy rodzice zamrożonego embriona mają obowiązek go przyjąć? Kto ma prawo decydować o jego dalszych losach? Czy rodzice mają obowiązek płacenia alimentów, aby utrzymywać go przy życiu? Te wszystkie pytania są konsekwencją wyboru pierwszego, dopuszczającego praktyczny wyjątek od ogólnej reguły, że akt płodzenia związany jest z aktem seksualnym. Problem ten widać jeszcze wyraźniej na przykładzie debaty dotyczącej macierzyństwa zastępczego. Możliwe są dziś sytuacje, gdy zarodek dwojga ludzi umieszczany jest w ciele trzeciej osoby. Dotychczas macierzyństwo genetyczne szło w parze z określonym stanem emocjonalnym związanym z ciążą i porodem. Zarówno jedno, jak i drugie podlega ochronie. W omawianej sytuacji dochodzi do oddzielenia macierzyństwa związanego z wymiarem genetycznym od doświadczenia ciąży. Rozumiem, dlaczego dawcy materiału genetycznego chcą mówić, że to jest ich dziecko, że to oni są rodzicami, ale nie wyobrażam sobie, że nie będzie matką również kobieta, która dziecko nosiła pod sercem i która je urodziła. Albo dojdziemy do przekonania, że te dwa wymiary rodzicielstwa da się rozłączyć, albo że jest to niemożliwe. Najprawdopodobniej nie będziemy potrafili trwale uregulować tych kwestii. To dobry moment, by powtórzyć, że rozwój nauki nie zawsze będzie służył dobru. Problemem nie jest to, że jest coraz więcej możliwości, lecz że z tych możliwości chcemy korzystać.
_
* W trakcie procesu autoryzacji nie udało się uzyskać od rozmówcy informacji o źródłach wyników badań, na które się powołuje.
Michał Królikowski – Prof. UW, dr hab. nauk prawnych, w latach 2006–2011 dyrektor Biura Analiz Sejmowych, następnie do końca 2014 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. W latach 2009–2015 pełnił funkcję członka Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. Od roku 2008 r. wchodzi w skład Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski. Wykonuje zawód adwokata w spółce partnerskiej.