fbpx
fot. Biuro Literackie
fot. Biuro Literackie
Małgorzata Lebda maj 2023

Deszcz alfabetów: Grzegorz Wróblewski

Przyznaję: po wiersze Grzegorza Wróblewskiego sięgam często i z poczuciem czekającej mnie każdorazowo przygody.

Artykuł z numeru

Najlepsze miejsce do życia

Wracam do nich – uświadomiłam to sobie nie tak dawno – szukając zaczepienia w świecie, sugestii, by się porozglądać, być w nim trochę bardziej, mocniej, odważnie.

Cenię w pisaniu polskiego poety zamieszkującego dzielnicę Amager w Danii wiele, ale nade wszystko: siłę, bezkompromisowość, osobność. Jego wiersze potrafią przykleić się do mojej chłonnej pamięci, brzęczeć w niej i powracać w całości lub we fragmentach. Są takie teksty, które lubią odzywać się w najmniej oczywistych (i niespodziewanych) momentach, jak ten o księżycu, który niedawno wyszeptałam pod nosem w momencie, kiedy miła pani konduktor poprosiła mnie o okazanie biletu na przejazd pociągiem na trasie Stary Sącz–Kraków. Wiersz ten idzie tak: „wieczorem wyglądając / przez okno krzyknęłaś / głośno: księżyc! // przestraszona jakbyś / widziała go po raz / ostatni w życiu”. Jest co cytować i powtarzać sobie na głos, prawda?

Lektura tomów Wróblewskiego, jak chociażby Choroba Morgellonów (WBPiCAK, 2018), czy ostatnich Tora! Tora! Tora! (WBPiCAK, 2020), Cukinie (Convivo, 2021), a także wybór poezji z lat 1980–2020 Letnie rytuały (PIW, 2022), każe mi trwać w czujności. Węszę w tych wierszach niczym zwierzę. I ten właśnie trop wydaje mi się tu właściwy do wydobycia: pisanie Wróblewskiego jest dla mnie pisaniem organicznym, a przy tym niepobłażliwym. Oto ostre cięcie zadane wierszem.

Ta twórczość nie rości sobie prawa do niesienia pustych obietnic ani pocieszenia. Poeta widzi nas, ludzkość (ssaki), w tym siebie, jako byty naturalne, podatne czy – nawet! – wydane na pastwę losu, słabości, słów i – to też przecież! – uczuć.

Wiersz Odcinki, który znajdzie się w przygotowywanym właśnie do druku tomie poetyckim zatytułowanym Niebo i jointy (Convivo, 2023), czytam jak poetycki traktat o naszej, współczesnych, kondycji. Napisanie takiego utworu – wyobrażam to sobie – wymagało zatrzymania się i spojrzenia na świat (i bycie w nim) z szerokiej, może nawet kosmicznej, perspektywy. Wiersz ten może być gestem, poprzez który poeta uznaje swoje miejsce w strukturze świata, zgadza się na jego porządek. Wiersz ten może być gestem uznania dla praw biologii. Wiersz ten może być gestem wdzięczności wobec bycia w świecie, nawet jeśli finałem jest „koniec”. To zimne słowo, może oznaczać tu fizjologiczny kres, bowiem wytwarzanie się pseudogenów to powstawanie genów niezdolnych do pełnienia swojej funkcji. Awaria w machinie życia. Wiersz ten może być gestem zawarcia przymierza ze światem. Wiersz ten może być traktatem politycznym albo pieśnią o stworzeniu i końcu stworzenia. Wiersz ten może być gestem otwarcia, zaproszenia czytelnika do dopełnienia tekstu sobą i swoimi doświadczeniami. Czytelniku / czytelniczko, wybierz. Dopowiedz swoje.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się