fbpx
fot. Katarzyna Ślesińska / Agencja Wyborcza.pl
fot. Katarzyna Ślesińska / Agencja Wyborcza.pl
Maciej Miłkowski styczeń 2024

Kwestionariusz Stacji Literatura. Maciej Miłkowski

Lubię wracać do rzeczy, które kiedyś czytałem, bo to jest też po części powrót do samego siebie sprzed iluś tam lat.

Artykuł z numeru

Daj chłopaka, takiego chłopaka

Czytaj także

Ilustracja: Marta Tomiak

Maciej Miłkowski

Dwadzieścia tysięcy

Stacja: Literatura to miejsce na opowiadania i eseje literackie. Zatrzymujemy się tu dla tych tekstów. Ciekawią nas jednak także ich twórcy, sposób, w jaki pracują, i jak myślą o literaturze, dlatego zadajemy im kilka pytań.

W jaki sposób Pan pracuje? 

Unikam pisania, odsuwam je. Nie piszę, dopóki naprawdę nie muszę. Długo noszę pomysły. Precyzuję, planuję. To zajmuje jakieś dwa–trzy miesiące w przypadku średniej długości opowiadania. Potem zaczyna mnie coś boleć. Plecy na przykład. I wtedy wiadomo, że już obmyślane, że trzeba usiąść i napisać. Podyktować właściwie. Zapisanie to jest już dzień, maksymalnie dwa. Ręcznie. Na białych kartkach. Kilka, kilkanaście godzin bez przerwy. Na podłodze. Na łóżku. Drugiego dnia plecy przestają boleć.

Co najchętniej ostatnio Pan czyta? 

Bardzo lubię czytać w seriach, w prywatnych minifestiwalach – kolejno wszystkie dostępne książki jednego autora. Kilkanaście, czasem kilkadziesiąt książek serią w ciągu paru tygodni. Daje mi to jakieś głębsze zrozumienie danego autora. Lubię wracać do rzeczy, które kiedyś czytałem, bo to jest też po części powrót do samego siebie sprzed iluś tam lat. Czytam głównie prozę. Poezji już jakoś nie potrafię. Dramat wolę oglądać. Literatura jakiegokolwiek faktu zupełnie mnie nie interesuje. Czytam trochę książek historycznych – im dawniejsza epoka, tym chętniej. Pewnie dlatego, że im dawniej, tym mniej faktu, a tym więcej starego dobrego literackiego zmyślenia.

Czego nie wiedział Pan o sobie 10 lat temu? 

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym znaleźć jakieś rzeczy, których wtedy nie wiedziałem, a teraz wiem. A to raczej działa w drugą stronę. Wtedy wiedziałem chyba więcej o sobie. Wtedy się z pewnością sobą bardziej interesowałem. Teraz temat samego siebie jest dla mnie raczej wyczerpany. Literacko również.

Gdybym nie był tym, kim jestem, byłbym?

Muzykiem, oczywiście. Ale do muzyki trzeba mieć talent. A do literatury wystarczy cierpliwość. Może upór, może dzielność. Możliwe zresztą, że to właśnie ta cierpliwość to jest tzw. talent literacki.

Jacy są Pana bohaterowi życia codziennego? 

Inteligenci, ginąca klasa. Podziwiam ludzi źle opłacanych i niedocenianych, którzy cierpliwie toczą kamor pod coraz bardziej stromą górę głupoty i chamstwa. Myślę, że żyjemy w epoce podobnej do schyłku starożytności. Wszystko powoli się rozpada, ale są jeszcze ludzie, którzy próbują co nieco przechować z nadzieją, że się to może jeszcze kiedyś komuś przyda.

Którego autora / autorkę chciałby Pan przywrócić do życia, by opisał / opisała rzeczywistość? 

Nie sądzę, by kogokolwiek trzeba było fizycznie przywracać do życia. Prousta czy Nabokova czyta się jak literaturę współczesną. Ci najlepsi pozostają zawsze aktualni, po części dlatego, że natura ludzka jest niezmienna i współczesność jest mniej więcej taka sama jak wszystkie inne epoki. Dlatego też znakomitą krytykę współczesnych minityranów można znaleźć u Bertranda Russella i u Marka Aureliusza. Ale gdybym kogoś mógł jednak reinkarnować, to chyba Susan Sontag. Przeczytałbym jej tekst o Trumpie. A w krakowskiej „Gazecie Wyborczej” chętnie czytywałbym felietony Witkacego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się