Ale czy to jest papież, którego ludzkość i Kościół w 1939 roku akurat najbardziej potrzebują? Kiedy cywilizacja jak zaprogramowana zmierza ku katastrofie? Kiedy szatański system Hitlera nakręca spiralę światowego zagrożenia? Kiedy w Europie królują polityczne demony: Stalin, Mussolini, Franco? Bo właśnie gdy w Rzymie odbywa się koronacja wódz III Rzeszy przygotowuję się do ataku na Czechosłowację. Jego ustawy norymberskie obowiązują od czterech lat, a uwertura do holocaustu jest już wygrywana na demonicznej klawiaturze.
Przed 50 laty w październiku 1958 roku zmarł Pius XII (Eugenio Pacelli[1]). Katolickim masom objawiał się jako eteryczny anioł z nieba. Za niedostępnym mistykiem krył się jednak papież-dyplomata, twardo stąpający po ziemi. Aspirujący do arbitrażu światowego między skonfliktowanymi stronami w II wojnie światowej okrzyknięty został po śmierci antysemitą i „papieżem Hitlera” przez jednych, obrońcą Żydów i żarliwym antykomunistą przez drugich. Jego postać polaryzuje do dziś. Tym bardziej, że watykańskie archiwa dalej są pod kluczem.
12 Marca 1939 roku. Plac św. Piotra w Rzymie tonie w masie pielgrzymów i mieszkańców Wiecznego Miasta. Po raz pierwszy w dziejach koronacja papieska odbywa się nie w bazylice, tylko na placu przed nią. Zgodnie z wolą nowego papieża świadkami jego intronizacji mają być ludzkie masy. Pomieścić je może w większym stopniu otoczony kolumnadą Berniniego plac św. Piotra niż największa nawet świątynia świata. Wypełniona po brzegi jest także łącząca Rzym z Watykanem Via della Conciliacione, architektoniczny prezent Mussoliniego dla Watykanu po podpisaniu Traktatów Laterańskich[2]. Relacja z placu św. Piotra po raz pierwszy transmitowana jest drogą radiową do najodleglejszych zakątków świata. I po raz pierwszy filmowana. Inaczej niż bezpośredni poprzednicy Piusa XII, koronowani na papieży w ciszy i odosobnieniu murów kaplicy sykstyńskiej, Eugenio Pacelli boskość i niedostępność swojej postaci chce zaprezentować milionom. Tym przy radioodbiornikach i tym na placu nowo wybrany pontifex objawia się jakby właśnie zstępował z nieba. Niedostępny, odległy, mistyczny. Bardziej inkarnacja samego Boga niż jego realny przedstawiciel na ziemi. Wyniosłość postaci jeszcze bardziej podkreśla sama ceremonia. Kardynałowie całują papieską stopę i rękę, biskupi stopę i kolano, opaci wyłącznie stopę. Ascetyczna i blada twarz chrystusowego Wikariusz zdaje się być w ogóle nieukrwiona. Pius należy bardziej do nieba niż do ziemi.
Watykański faraon
Ale czy to jest papież, którego ludzkość i Kościół w 1939 roku akurat najbardziej potrzebują? Kiedy cywilizacja jak zaprogramowana zmierza ku katastrofie? Kiedy szatański system Hitlera nakręca spiralę światowego zagrożenia? Kiedy w Europie królują polityczne demony: Stalin, Mussolini, Franco? Bo właśnie gdy w Rzymie odbywa się koronacja wódz III Rzeszy przygotowuję się do ataku na Czechosłowację. Jego ustawy norymberskie obowiązują od czterech lat, a uwertura do holocaustu jest już wygrywana na demonicznej klawiaturze.
Pius XII do końca życia nie wyzbył się eterycznej autoprezentacji pontyfikatu. Jako reprezentant Boga tworzył wokół siebie atmosferę hieratycznej niedostępności. Długo i samotnie przesiadywał w gabinecie, rzadko podejmował gości przy stole. Ale kontemplacyjny i zamodlony Anioł z nieba potwierdzenia swojego autorytetu szukał też na drodze bardzo „ziemsko” sprawowanej władzy i kontroli. Za mistyczną i hieratyczną papieską zjawą krył się wytrawny polityk, realnie stąpający po ziemi. Czyż mogło być inaczej, skoro Pius nie ignorował nawet najbardziej trywialnej realności w której był zanurzony? Niezwykle doceniał rolę mediów: prasy, radia, filmu, swobodnie korzystał z materialnych dobrodziejstw cywilizacji: pisał na maszynie, często dzwonił, choć jego rozmówcy po drugiej stronie kabla klęczeli przy słuchawce, i golił się maszynką elektryczną.
Istotniejsze jednakże dla bezpośredniego wyjaśnienia postawy Papieża-Pacellego wobec kluczowego wyzwania pontyfikatu – Holocaustu i ideologii nazizmu w czasie wojny – jest fakt, że etymologicznego rodowodu dla swojego świeckiego nazwiska doszukał się w pojęciu Pax Coeli (Pokój nieba). I że wzorował się na postaci swojego poprzednika Benedykta XV, który w latach I wojny światowej pokojowymi inicjatywami chciał zakończyć przelew krwi między chrześcijańskimi narodami. Stąd też analogicznie w – Pius XII wywodził aspiracje do przejęcia arbitrażu światowego. Ale przyjmując rolę rozjemcy między dwoma stronami konfliktu, z powodu swojej powściągliwości w potępieniu zbrodniczego reżimu Hitlera ściągnął na siebie u potomnych zarzut antysemityzmu i sympatyzowania z demonem III Rzeszy. W istocie Hitlera nic cierpiał. Już w 1929 pisał o nim:
Ten człowiek jest zadufany w sobie, wszystko co mu nie służy, potępia, co zawadza – niszczy. Do celu zdąża po trupach. Nie mogę pojąć, że w Niemczech najświetlejsze umysły nie poznają się na nim i nie wyciągają wniosków, choćby z jego książki „Mein Kampf”, po lekturze której włosy stają dęba[3].
Zresztą jeszcze w roli Sekretarza Stanu *1929-1939 czyli watykańskiego ministra spraw zagranicznych, razem z monachijskim kardynałem Faulhaberem współredagował encyklikę swojego poprzednika, Piusa XI, Mit brennender Sorge (1938), punktującą naruszenia konkordatu przez reżim Hitlera. W wyłącznie swoim imieniem firmowanej encyklice Summi pontificatus w ostrych słowach potępił inwazję niemiecką na Polskę. 21 stycznia 1940 roku Radio Watykańskie na falach radia watykańskiego brzmiał jego głos: Warunki w jakich rozgrywa się życie religijne, polityczne i gospodarcze szlachetnego narodu polskiego, szczególnie na terenach okupowanych przez Niemcy, są terrorem, jeśli nie barbarzyństwem. Niemcy posługują się tymi samymi, jeśli nawet nie gorszymi metodami jak Sowieci[4].
11 maja 1940, dzień po wysłaniu telegramów do monarchów najechanych przez Hitlera krajów Beneluxu, zanotował treść rozmowy, przeprowadzonej z byłym włoskim konsulem w Warszawie:
Konsul, podobnie jak jego małżonka potwierdził, że nie można sobie wyobrazić stopnia sadyzmu i potworności, z jaką Niemcy, lub dokładnie mówiąc, zarządzane przez przestępcę Himlera Gestapo, do spółki z innymi potwornymi indywiduami, znęcają się i wyniszczają naród polski[5].
Dwa dni później wyznał włoskiemu ambasadorowi Alfieri[6]:
Jako Włosi dobrze znacie te potworne rzeczy, jakie rozgrywają się w Polsce. My musielibyśmy ostro zaprotestować. A jedyne, co Nas przed tym powstrzymuje, jest przekonanie, ze Nasz głos tylko jeszcze bardziej pogorszy położenie nieszczęśników[7].
To właśnie obawa przed rozsierdzeniem Hitlera i odwetem na ujarzmionych narodach nakładały w pojęciu Piusa na niego przymus milczenia, stając się głównym motywem papieskiego działania. Jako zwierzchnik Kościoła katolickiego zakładał, że wskutek otwartej krytyki przemocy i ludobójstwa ściągnie na mieszkańców katolickich krajów niekończące się prześladowania. Jeśli Pacelli mógł mieć początkowo wątpliwości wobec własnej strategii postępowania, kiedy od września 1939 roku mord na katolickich Polakach odbywał się bez wcześniejszego potępienia z jego strony, to o słuszności podjętej przez siebie decyzji przekonać go mogły konsekwencje potępienia deportacji żydowskich w Holandii, wypowiedziane ustami tamtejszego episkopatu. Namiestnik Hiltera w Holandii, Seyss-Inquart, wyznał bowiem, że deportacja Żydów, którzy przeszli na katolicyzm, jest bezpośrednią reakcją na notę protestacyjną holenderskiego episkopatu z 3 sierpnia 1942 roku. Podczas procesu kanonizacyjnego Piusa XII jego sekretarka, siostra Pasqualina, zeznała, że Pius zredagował nawet dokument, potępiający deportacje Żydów do obozów koncentracyjnych, i który zamierzał pierwotnie opublikować w Osservatore Romano. Ostatecznie wstrzymał się ze swoim zamiarem:„Skoro list biskupów holenderskich spowodował deportację 40 000 Żydów, to mój protest może kosztować życie i 200 000 Żydów”, cytowała Pasqualina słowa Piusa. Według jej relacji protestacyjna nota papieża la została spalona[8]. Jednakże liczba deportowanych Żydów holenderskich nie sięgnęła owych 40 000. W swoim dokumentalnym filmie żydowski reżyser Johnatan Lewis podaje liczbę 92 katolickich konwertytów z Holandii, którzy zostali deportowani i zamordowani. W jaki dylemat moralny popadł papież, zdradza jego list do włoskiego kapelana Don Scavizzi: „Wielokrotnie rozważałem, czy nie ekskomunikować narodowego socjalizmu, by w ten sposób wobec cywilizowanego świata napiętnować bestialstwo mordu na Żydach. Jednakże po przelaniu wielu łez i po długich godzinach modlitw doszedłem do przekonania, że oficjalny protest nie polepszy, tylko pogorszy los Żydów[9].“ „Ad maiora mala vitanda” (trzeba zapobiec gorszemu), brzmiało papieskie credo.
Dlatego napiętnowanie Holocaustu i potępienie nazizmu przez Piusa kryło się za eufemicznymi zdaniami, wypowiedzianymi szczególnie podczas orędzia na Boże Narodzenie 1941 i 1942 roku. Dał on tam wyraz trosce o setki tysięcy niewinnych ludzi, którzy tylko na podstawie przynależności do takiej, a nie innej rasy lub narodowości wydani są na pastwę śmierci[10]. W przekonaniu o mimo wszystko jednoznacznym brzmieniu swojego orędzia utwierdziły go reakcje prasy amerykańskiej. 25 grudnia 1941 roku New York Tims wyrokował: Głos Papieża Piusa XII jest samotnym głosem, rozlegającym się w ciemnościach milczenia, które w tegoroczne Boże Narodzenie spowijają Europę. To głos jedynego rządzącego na europejskim kontynencie, który się odważa przemówić. Nie ulega żadnej wątpliwości, że cele nazistów są sprzeczne z pojmowanym przez papieża chrystusowym pokojem[11].
Rok później ten sam New York Tims pisał: W tegoroczne Boże Narodzenie tylko papież jako jedyny na milczącym kontynencie podnosi głos protestu, przy czym Pius wyraża się tak dosadnie jak każdy mąż stanu sprzymierzonych z nami państw[12]. Ale od potępienia niedemokratycznych metod nazistów do napiętnowania genocydu na Żydach droga prowadziła daleka. Niemniej i Żydzi zrozumieli papieski eufemizm:
Naród Żydowski nie zapomni tego, co Jego Świątobliwość uczyniła dla naszych nieszczęsnych braci i sióstr w godzinie najcięższej dla nich próby[13], wyznał Yitzhak Halevi Herzog[14] 28 lutego 1944 roku.
Także strona niemiecka odczytała poczynania papieskie jako jednoznaczne ujęcie się za Żydami. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, który orędzie bożonarodzeniowe szczegółowo analizował, stwierdził, że w Watykanie rezyduje „wróg Rzeszy”[15]. W podobnym duchu wypowiedział się minister spraw zagranicznych Hitlera, Ribbentrop. 14 marca 1940 roku New York Times donosił o jego spotkaniu z papieżem, podczas którego wysłannik Hitlera zarzucał Głowie Kościoła przejście na aliancką stronę.
Rezygnując z oficjalnego potępienia zbrodniczego genocydu, wychowany w watykańskiej szkole dyplomacji Pius uruchomił na rzecz wsparcia Żydów jej zakulisową formę. Z pro-żydowską misją wysłał 21 czerwca 1943 do Hiltera mongsinore Caesare Orsenigo. Misja zakończyła się jednak fiaskiem. Tak relacjonował ją papieski dyplomata w sutannie:
Z polecenia Papież udałem się do Berchtesgaden, gdzie zostałem przyjęty przez kanclerza Niemiec. Ale kiedy tylko nawiązałem do kwestii żydowskiej, Hilter odwrócił się raptownie, podszedł do okna i zaczął bębnić palcami w szybę. W takiej atmosferze, z odwróconym do mnie plecami Hitlerem trudno mi był kontynuować rozmowę. Hitler odwrócił się do mnie z powrotem, podszedł do stołu, na którym stała szklanka z wodą, chwycił ją i cisnął na ziemię. Po tym dyplomatycznym geście uznałem moją misję za zakończoną. Bez powodzenia…[16]
Orsenigo i minister spraw zagranicznych Ribbentrop w latach 30.
Obrońcy Piusa przytaczają ten rozmowę jako dowód na zaangażowanie się papieża w kwestii Żydów. Ale czyż nie musiało stać się wtedy dla niego jasne, ze zbrodniczej maszynerii Hitlera nie powstrzyma nikt, z wyjątkiem zwycięstwa Aliantów, i ze pomimo dyplomatycznego nabrania wody w usta niemieccy katolicy żydowskiego pochodzenia i tak będą nieuchronnie deportowani?
Tajna dyplomacja papieska, nie zaś podniesiony do góry palec moralności miały dopomóc i rzymskim Żydom oraz uchronić ich przed zsyłką do obozu. Pierwsze interwencje w postaci noty protestacyjnej złożył niemieckiemu ambasadorowi przy Watykanie kardynał-sekretarz stanu Maglione. Na skutek interwencji Kurii Rzymskiej deportacje Żydów rzymskich wstrzymano. W celu wywierania nacisku na Himmlera i komendanta Rzymu papież wykorzystał sieć kontaktów niemieckiego salwatorianina Pnakratiusa Pfeiffera, która sięgała do najwyższych katolickich osobistości w Wehrmachcie i SS. Jednocześnie otworzono bramy państwa watykańskiego, oferując Żydom azyl. W samym Castellgandolfo schronienie znalazło 8 000 uciekinierów. W Wiecznym Mieście do ich dyspozycji oddano 150 kościołów.
Mimo podziwu dla niemieckiej kultury i przy „naturalnej wrogości” wobec bolszewizmu nie upatrywał Pius w III Rzeszy i ideologi nazistowskiej siły mającej zapobiec rozlaniu się bolszewizmu po chrześcijańskiej Europie. Najwyraźniej życzył sobie upadku brunatnego reżimu Hiltera i zastąpieniu go konserwatywnym rządem, skoro już od roku 1940 pośredniczył w nawiązaniu kontaktu między Brytyjczykami a militarna opozycja w Niemczech[17]. W ten sposób Pius zachęcał te ostatnia do puczu, ułatwiając jej po przejęciu władzy w Niemczech dogodniejsza pozycje wyjściowa do bilateralnych rokowań pokojowych z Aliantami. Oczywiście, ze w przypadku „wpadki” ryzykował w ten sposób swoją reputacje jako neutralny rozjemca, ale przede wszystkim wystawiał kościoły w Niemczech i we Włoszech na szykany ze strony Hitlera i Mussoliniego. Tchórzostwo nie mogło być więc sprężyna napędowa dla działania Piusa podczas wojny.
Jeden z pamfletów, pióra Cornwella w j. angielskim, żonglującym na okładce zdjęciem, sugerującym wizytę Pacellego u Hitlera. Zdjęcie pochodzi sprzed 1929 roku, kiedy Pacelli był jeszcze nuncjuszem w Niemczech, a Hitler nie sięgnął po władzę.
Pełniejsza ocena postawy Piusa wobec Holocaustu, Hitlera i ideologii nazizmu będzie jednak dopiero możliwa wtedy, kiedy przed historykami i opinią publiczną otworzą się wreszcie tajne watykańskie archiwa. Na razie Stolica Apostolska co jakiś czas wpuszcza wybranych historyków do Archivio Segreto Vaticano – 85 kilometrowego labiryntu regałów, uginających się pod historią kościoła. Jedyny i zamknięty w sobie świat akt, dyplomów, zapieczętowanych bulli i ręcznie zapisanych notatek, od VIII wieku naszej ery do oprawionego na szaro-srebrno tomu z numerem 1237, z warszawskiej nuncjatury 1939 roku.
Najpierw w 1964 roku pod wpływem pamfletu niemieckiego pisarza Hochhuta papież Paweł VI powołał grupę jezuickich historyków, którzy spenetrowali dokumenty watykańskie z okresu 2 wojny światowej. Owoc ich pracy przedłożyli w postaci 11 tomowego monumentalnego dzieła, zawierającego m. in. korespondencję Piusa z czołowymi politykami i dostojnikami kościelnymi z całego świata, a co ważniejsze, pisane na potrzeby Sekretariatu Stanu wewnętrzne raporty. Wszystkie dokumenty są zamieszczone w języku oryginału i opatrzone komentarzem w języku francuskim. Wiarygodność watykańskiej publikacji podważył jednak Geruard Gieger, podczas wojny tajny informator Watykanu w Szwajcarii, który wykazał, że brak w niej jest m. in. memorandum papieskiego nuncjusza w Bernie z 18 marca 1942 roku, informującego o sytuacji Żydów w katolickich krajach Europy.
Niemal 35 lat później Jan Paweł II powołał na kanwie latami ciągnącego się procesu kanonizacyjnego Piusa XII kolejną, tym razem mieszaną komisję ekspertów: 3 historyków katolickich i 3 żydowskich. Kiedy naukowcy stwierdzili jednak, że przedłożony im do ekspertyzy materiał archiwalny jest niekompletny – zaprotestowali samorozwiązaniem grupy badawczej. Watykan bowiem konsekwentnie odmawia udostępnienia wszystkich dokumentów, tłumacząc się prawem archiwalnym i ochroną danych. Ale tym samym daje on pożywkę ideologicznym spekulacjom.