fbpx
Magdalena Grochowska / fot. A. Stępień / Agencja Gazeta
z Magdaleną Grochowską rozmawia Andrzej Brzeziecki lipiec-sierpień 2020

Chęć humanizowania świata

Czapski mówił, że ludzkie życie to mysia bieganina, przecięta niekiedy olśnieniem. Mnie zajmują takie momenty, sytuacje graniczne, w których maski spadają i objawia się prawda o bohaterze.

Artykuł z numeru

Przystanek: miasto

Przystanek: miasto

Andrzej Brzeziecki: Co mają nam dziś do powiedzenia intelektualiści z XX w.? Co z ich doświadczenia może być dla nas ważne?

Magdalena Grochowska: Historia się nie powtarza, ale – jak pisał Jerzy Stempowski – zmienność świata jest złudzeniem optycznym. Wszystko już było, a pewne zjawiska powracają w nowych kostiumach. W czasie wojny Stempowski odnotował w Zapiskach dla zjawy, że świat robaczywieje cyklicznie. Pisał o II RP i o robakach, drążących państwo. Potem przyleciały faszystowskie muchy plujki, które – parafrazując jego wizję – obgryzły ciało Europy. Stempowski mówi nam, że bakcyle niszczycielskich ideologii przybierają formę przetrwalnikową. Ciągle żyjemy w cieniu podobnych zagrożeń.

Wydawało mi się, że czasy szaleństwa były kiedyś i minęły, że obdarowani przywilejem późnego urodzenia, odrobiliśmy lekcję z historii i odtąd będzie już z naszym człowieczeństwem coraz lepiej. Teraz jednak podzielam pesymizm Stempowskiego z lat 30. – żyjemy w zapaści duchowej, w chwili „przed katastrofą”.

Miłosz wspominał, że mówienie w latach 30. XX w. o demokracji przypominało mamlanie bezzębnego starca.

I dziś słyszymy, że liberalna demokracja się skończyła. Widzimy przejawy pogardy dla jej wartości i dla pojedynczego człowieka. Atmosfera psychologiczna przypomina tę, którą opisuje Miłosz: towarzyszy nam poczucie kresu znanego świata. Gdy człowieka opanowuje lęk przed nieznanym, jest gotowy wymienić trudną wolność na łatwą pewność.

Już krążą fałszywi prorocy i składają hojne obietnice i, jak w wierszu Miłosza, „Flet szczurołapa wygrywa piękne melodie”.

A ludzie, chcąc zaspokajać potrzeby bezpieczeństwa i więzi, kierują się instynktami. Słowo „wojna” znów weszło do języka. Nasza sytuacja wydaje mi się więc podobna do egzystencjalnego położenia bohaterów, o których piszę. Możemy na nich patrzeć i czerpać naukę z ich postaw.

Każdy z bohaterów Pani książek udziela innej odpowiedzi.

I żadna nie jest ani lepsza, ani gorsza. Opresje, jakim poddał ich XX w., wymuszały na nich różne reakcje. Bolszewizm, nazizm, stalinizm, PRL… Odpowiadali ucieczką z Rosji Sowieckiej, oporem wobec hitleryzmu, drążeniem korytarzy wolności w magmie „realnego socjalizmu”… Każdy z nich miał odwagę powiedzieć „nie”, choć skala i skutki sprzeciwu były różne. Helmuth James von Moltke to przykład graniczny, bo jego antynazizm oznaczał ofiarę z życia, ale inni również dokonywali dramatycznych wyborów. Dymitr Fiłosofow, uchodźca rosyjski w międzywojennej Warszawie, nie tylko stracił ojczyznę, lecz także został wypluty ze środowiska „białej” emigracji, gdyż zaprzeczał idei wielkiej i niepodzielnej Rosji. Wszyscy dzielili się wolną myślą, co w pewnych warunkach wymaga heroizmu.

W Pani ostatniej książce mamy portrety Pawła Hertza, Jerzego Stempowskiego, Dymitra Fiłosofowa i Helmutha von Moltkego – co ich łączy?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się