fbpx
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz / fot. Stanisław Kowalczuk / East News
z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz rozmawia Andrzej Brzeziecki grudzień 2019

System wymaga aktualizacji

Wizja Europy polskiej prawicy jest w moim przekonaniu niespójna. Mówi o silnych państwach, ale równocześnie o słabych Niemczech i Francji. Tego nie da się pogodzić. Jeśli stawia się na Europę ojczyzn, to nieuchronnie zmierza się w kierunku koncertu mocarstw.

Artykuł z numeru

Wierzę, wątpię, odchodzę

Wierzę, wątpię, odchodzę

Czy dzisiejsza Polska rozumie współczesny świat?

Trzeba by wyjaśnić, co rozumiemy pod pojęciem „dzisiejsza Polska”. Czy mówimy o rządzie, o MSZ, o ekspertach, o dziennikarzach czy o opinii publicznej. Najlepiej to wygląda w przypadku ekspertów – wielu z nich widzi nowy świat takim, jaki jest. W MSZ może widzą, ale nikt ich nie słucha. Gorzej jest w przypadku polityków oraz opinii publicznej – tu jesteśmy w tyle za rzeczywistością, co nawet zrozumiałe, bo rzeczywistość zmienia się tak szybko, że trudno za nią nadążyć. Przez ponad dwie dekady byliśmy przyzwyczajani do czegoś, co się właśnie skończyło.

Właściwie mamy dziś w Polsce dwie opinie publiczne oddzielone od siebie politycznym murem – czytające inne gazety, oglądające inne telewizje, obecne na innych portalach internetowych, a nawet – w przypadku wierzących – słuchające innych księży.

Wbrew pozorom obie te strony sporu trzymają się starego świata. Tylko inaczej – bo jedni chcą go bronić, a drudzy z nim walczą.

Co to jest – ten stary świat?

Cały czas mamy tendencję do myślenia przez pryzmat pojęcia Zachodu. Nie dociera do nas poziom rozjazdu, jaki nastąpił między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Nie dostrzegamy też innych pęknięć w ramach NATO – np. w Polsce mało kto przyjmuje do wiadomości, że Turcja posiada drugą co do wielkości armię w Sojuszu Północnoatlantyckim i właśnie z tą Turcją mamy problemy na wszystkich możliwych frontach.

Wciąż wydaje nam się, że główna oś podziału świata to Wschód–Zachód, a my jesteśmy w jego centrum, bo mamy na pieńku z Rosją. Tymczasem są konflikty znacznie ważniejsze. Jest ich wiele, ale główny rozgrywa się między Chinami i USA. Europa nie stoi jednoznacznie przy Ameryce i to dla Polski ma poważne konsekwencje.

Musimy zrozumieć, że nasz problem z Rosją jest teraz gdzieś na peryferiach myślenia o bezpieczeństwie w świecie. Nie doceniamy też rosnącej konkurencji technologicznej i tego, co się dzieje wokół kryzysu klimatycznego.

Tekst Henryka Woźniakowskiego, który publikujemy w tym numerze, pokazuje, jak w pierwszych latach niepodległości rząd Tadeusza Mazowieckiego próbował oddalić od nas przekleństwo geografii i zmienić geopolitykę. Długo wydawało się, że się to udało. Chyba jednak stare zmory znów nam grożą?

Uważam, że geopolityka się kończy. Zgadzam się z tekstem Woźniakowskiego – tak to wtedy wyglądało, ale dziś znaczenie geografii jest mniejsze niż w latach 1989–1990. Wtedy rzeczywiście problemem było, w jaki sposób wyrwać się z kleszczy geopolitycznych. Była kwestia zjednoczenia Niemiec, obecności wojsk radzieckich nad Wisłą i aspiracji Moskwy, która wcale nie chciała zrzec się kontroli nad regionem. Zachód też nie przyjmował nas tak otwarcie, jakby to mogło się wydawać po latach. Państwo polskie wykonało wielki wysiłek i chwała mu za to.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się