fbpx
PD
z Damianem K. Markowskim rozmawia Andrzej Brzeziecki maj 2020

Wszystkie nasze wojny o pamięć

Polska uważa, że na szachownicy, na której toczy się bitwa o pamięć, nie potrzebuje mocnych figur. Nie ma więc polskiego instytutu historycznego w Kijowie czy we Lwowie, a książki naszych historyków rzadko są wydawane w zachodnich językach.

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

W ostatnich miesiącach Władimir Putin kilkukrotnie powtarzał słowa o współpracy przedwojennej Polski z Hitlerem. Choć temat przykrył obecnie koronawirus, to spory o przeszłość z naszymi sąsiadami pojawiają się regularnie. Co jest przyczyną polskich wojen historycznych z Rosją?

Spór trwa, odkąd zaczęła się w Polsce dekomunizacja i desowietyzacja przestrzeni publicznej. Rosji trudno się z tym pogodzić, przy czym gra tu nieczysto. Polska w narracji rosyjskiej jest przedstawiana niczym tzw. Państwo Islamskie. To nie jest mój wymysł: rosyjski minister kultury na spotkaniu ministrów państw europejskich stwierdził, że Polska niszczy pomniki i – co było już kłamstwem – sowieckie cmentarze, tak jak Państwo Islamskie niszczy światowej klasy zabytki na swoim terytorium. Minister Małgorzata Omilanowska głośno protestowała. Warto przypomnieć, że w latach 2002–2015 Polska, bez pomocy Rosji, przeprowadziła remonty 400 rosyjskich i sowieckich cmentarzy na naszym terytorium. Kosztowało to budżet państwa niemal 14 mln zł. Tymczasem polskie miejsca pamięci w Rosji są utrzymywane wyłącznie ze środków naszego państwa.

Jak skuteczna jest rosyjska propaganda historyczna w świecie?

Odnoszę wrażenie, że rosyjskiemu przekazowi coraz trudniej będzie się przebić w tak agresywnej formie, jaką możemy ostatnio obserwować. Warto zwrócić uwagę na to, jak media europejskie zareagowały na wspomniane oskarżenie Polski o wywołanie, wraz z Niemcami, II wojny światowej – otóż zignorowały to. Wydaje mi się, że czasem zbycie ataków milczeniem to najlepsze zachowanie. Moskwie zależy, aby wciągać nas w spory, abyśmy się tłumaczyli, bo, jak wiadomo, tłumaczą się tylko winni.

Podczas jerozolimskich obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimu Putin nie wspomniał o Polsce. Komentatorzy nie byli pewni, czy to dobrze, czy źle.

Rosjanie są graczem wytrawnym i doświadczonym, jeśli chodzi o rozgrywanie spraw związanych z historią. Wiedzieli więc, że byłoby czymś niewłaściwym, gdyby Putin otwarcie zaatakował Polskę. Napomknął za to, że są różne państwa, które współpracowały z nazistami – zauważmy: nie z Niemcami, tylko z nazistami – i teraz chcą przekonać świat, iż było inaczej. Prawdopodobnie pił również do Republiki Czeskiej. Znajdujący się w Pradze pomnik radzieckiego marszałka Iwana Koniewa, „wyzwoliciela” stolicy Czech, ma bowiem zostać zastąpiony monumentem upamiętniającym wszystkie zaangażowane w pokonanie nazistów formacje, w tym źle zasłużoną Rosyjską Armię Wyzwoleńczą (ROA). Walczyła ona po stronie Niemców, ale w ostatniej chwili przeszła na drugą stronę i wspomogła powstańców

Z pewnością jednak Putin nie myślał o Węgrzech, które – rządzone przez adm. Miklósa Horthyego – jawnie z III Rzeszą kolaborowały.

Bo Węgry bardzo sprytnie grają pamięcią na użytek wewnętrzny i zewnętrzny. Polityka historyczna jest tam podporządkowana wielkim interesom Budapesztu, który dąży nie tyle do odbudowy Wielkich Węgier sprzed traktatu w Trianon, ile do bycia graczem między Wschodem a Zachodem, czyli między Federacją Rosyjską a Unią Europejską. Węgry chcą być hubem dla rosyjskiego gazu w Europie Centralnej i na Bałkanach, dzięki czemu miałyby uzyskać dogodne warunki do zarabiania na tranzycie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się