fbpx
fot. Michał Łepecki/Agencja Gazeta
z Jarosławem Flisem rozmawia Andrzej Brzeziecki październik 2019

Ciemnogród i zmowa elit

Alexis de Tocqueville pisał: w rewolucji, tak jak w powieści, najtrudniej wymyślić zakończenie. Kaczyński nie ma pomysłu na finał. To, że będzie wspaniale, już wiemy, ale jaki jest plan na dogadanie się z całą resztą osób na kluczowych pozycjach, która nie popiera PiS.

Artykuł z numeru

Czego szukamy w Kosmosie?

Czego szukamy w Kosmosie?

Andrzej Brzeziecki: Cztery lata temu 38% głosujących Polaków poparło PiS – sądząc po dzisiejszych sondażach, nie żałują oni swojego wyboru.

Jarosław Flis: Obecne sondaże są jakimś sygnałem preferencji Polaków, ale warto jeszcze poczekać z ocenami. Na razie widać, że nawet część tych, którzy w 2015 r. nie byli za PiS, przekonała się do tej partii. Możliwych jest kilka dopływów poparcia. Najpewniej ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zdołało pozyskać niektórych wyborców Kukiz’15. Przypomnę, że Pawła Kukiza poparli ludzie, którzy uważali, że PO zasłużyło na porażkę, ale PiS nie zasługuje na wygraną. Najwyraźniej zmienili zdanie.

Sporo wskazuje na to, że swoje sympatie przeniosła na PiS także część tych, którzy poprzednio głosowali na ludowców. Możliwe jest jednak, że do głosowania udało się przekonać również grupę wyborców, którzy wcześniej, czując się wykluczonymi, tego nie robili.

Oczywiście widać też mobilizację wśród opozycji, ale gdy spojrzymy na badania poziomu szczęśliwości Polaków, zobaczymy pewną stabilność. Z jednej strony wzrósł odsetek tych, którzy odpowiadają pozytywnie na pytanie: „czy rząd troszczy się o takich ludzi jak ja?”, ale z drugiej strony wzrósł procent ludzi zaniepokojonych stanem demokracji w Polsce. W efekcie oba zjawiska – zadowolenie i niepokój – się znoszą.

Każda partia ma okres, gdy wydaje się teflonowa – nic zdaje się jej nie szkodzić, złe skojarzenia do niej nie przywierają. PiS jednak bije rekordy poparcia już czwarty rok – czym to wytłumaczyć?

Kaczyński i jego ludzie mają, w oczach wielu wyborców, realne osiągnięcia. Został przełamany dogmat „niedasizmu” – obiecywano cud, ale on się nie pojawiał, w zamian było co najwyżej całkiem OK, przynajmniej niektórym. Natomiast pozostałym było „jako tako”. Tak wyglądał do 2015 r. przekaz partii zwycięskich, które broniły swej pozycji. Gdy posłuchamy obietnic Donalda Tuska z 2007 r., usłyszymy znacznie więcej, niż udało się Platformie zrobić w ciągu ośmiu lat jej rządów.

Tymczasem PiS przekonuje, że da się. Transfery socjalne jak 500+ i obniżenie wieku emerytalnego mają być tego najlepszym dowodem. Problem jest jednak głębszy. PiS zwrócił uwagę na to, że „pacjentowi” coś dolega, i trafnie rozpoznał kilka miejsc, gdzie go boli. Zaaplikował na to najprostsze lekarstwo – znieczulenie. Jego diagnozy są wątpliwe, a niektóre kuracje przeciwskuteczne. Niemniej sama terapia przeciwbólowa zadziałała i pacjent uwierzył, że poprawa może wystąpić na dłużej. Czy na trwałe – zobaczymy, ale dziś jest to istotny impuls społeczny.

Rządy PiS od 2015 r. stanowią więc pewne novum. Obiecano coś, co inni uznawali za niemożliwe, i to zrobiono. PiS oskarżał inne partie, że dbają tylko o siebie, i obiecywał zatroszczenie się o zwykłych ludzi. Kilka prostych decyzji: 500+, obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie płacy minimalnej, stało się podstawowym źródłem wiarygodności tej partii. Opozycja straszy autorytaryzmem albo bankructwem państwa, ale przecież taka jej rola. PiS też straszył, że PO nie odda władzy pokojowo, i wcale się to nie sprawdziło.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się