fbpx
fot. archiwum Anny Wylegały
z Anną Wylegałą rozmawia Andrzej Brzeziecki październik 2020

Miejsce po dworze

Komunistyczna reforma rolna nie zaspokoiła potrzeb chłopstwa, a była zbrodnią na warstwie ziemiańskiej, jej dziedzictwie materialnym i kulturowym. Los polskich dworów można określić jednym słowem: „barbarzyństwo”.

Artykuł z numeru

Wiesław Myśliwski. Słuch absolutny

Czytaj także

z Damianem K. Markowskim rozmawia Andrzej Brzeziecki

Wszystkie nasze wojny o pamięć

Co było najważniejszym celem reformy rolnej ogłoszonej we wrześniu 1944 r. – złamanie ziemiaństwa czy pozyskanie chłopów?

Trudno wskazać jeden nadrzędny cel, bo oba wymienione przez pana cele się uzupełniały. Warto pamiętać, że postulat reformy rolnej pojawił się już w II RP, ale wówczas przeprowadzono ją nieskutecznie. Także podczas wojny wszystkie najważniejsze siły polityczne uznały jej realizację za konieczność. Nie było więc tak, że tylko komuniści myśleli o reformie rolnej, ale rzeczywiście tylko oni mieli z tyłu głowy jeszcze dodatkowe jej cele.

Ziemiaństwo było warstwą społeczną dość konserwatywną, nastawioną patriotycznie, opowiadającą się za rządem londyńskim – w oczach nowej władzy funkcjonowało zatem jako naturalny kandydat na opozycję, którą należało zwalczać. Tymczasem ziemianie zasadniczo byli chętni, by włączyć się w odbudowywanie Polski, ale im to uniemożliwiono. Wywłaszczenie i deklasacja odbierały ziemianom ich siłę.

Jeśli zaś chodzi o chłopów, wcale nie było oczywiste, że poprą komunistyczne władze. Chłopstwo w Polsce było zróżnicowane. Komuniści tak więc zaprojektowali reformę, aby zrealizować przede wszystkim cele polityczne – czyli pozyskanie jak największej liczby zwolenników na wsi. Nie zdecydowano się zatem, by tworzyć duże, silne gospodarstwa chłopskie, co byłoby korzystne dla gospodarki, ale postanowiono podzielić ziemię wśród jak największej liczby parcelantów, właśnie po to, by zdobyć jak najszersze poparcie.

Przypomnijmy główne założenia reformy.

One były różne w zależności od regionu. Inaczej parcelowano ziemię na terenach wyzwolonych w pierwszej kolejności, czyli Lubelszczyźnie i Białostocczyźnie, inaczej w Wielkopolsce, a jeszcze inaczej na „Ziemiach Odzyskanych”. Generalnie chodziło o to, by wywłaszczyć właścicieli ziemskich, którzy posiadali więcej niż 50 ha ziemi rolnej bądź 100 ha powierzchni ogólnej. Reforma nie dotyczyła tylko majątków ziemian – wywłaszczona mogła zostać także osoba narodowości niemieckiej lub taka, którą uznano za nielojalną wobec państwa polskiego. Z czasem też zmieniały się kryteria, według których przydzielano ziemię – a tak naprawdę sprzedawano, bo chłopi musieli za tę ziemię płacić, o czym propaganda nie mówiła i dziś też raczej się o tym nie pamięta. Raty były rozłożone na wiele lat, ale jednak były.

Dekret z 6 września 1944 r. kategorię beneficjentów zawężał do służby folwarcznej, chłopów bezrolnych lub posiadających bardzo mało ziemi. Tu także zastrzeżono, że osoby działające na szkodę państwa ziemi nie dostaną. Oczywiście działanie na szkodę państwa było pojęciem bardzo ogólnym i stwarzało pole do wielu manipulacji.

Natomiast z czasem pojawiły się kolejne rozporządzenia wykonawcze, wedle których chłopi mający więcej ziemi też mogli ją dostać, jeśli była taka możliwość albo jeśli sobie na to zasłużyli – co znów otwierało drogę do dowolnych interpretacji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się